piątek, 18 stycznia 2013

wysoki poziom irytacji

Maksymalny wysoki poziom wkurzenia osiągnęłam w poniedziałek. Nosz ileż można, chwilami poczta Akulara to pikuś. Niczym u Barei w filmach, doskwiera mi nasza lokalna komunikacja miejska. Z uwagi na brak prawka (jak to gdzieś czytałam - egzaminatorzy się na mnie nie poznali - ich strata) korzystam z miejskiej komunikacji. I powiem Wam, że jest to tragedia.... Era kamienia łupanego chwilami. Mam do tej firmy 2 poważne pretensje i dwa zarzuty (te główne, o mniejszych nie wspominam, gdyż nie warto).
Otóż....
Zarzut nr 1. Na moje osiedle dojeżdżają 2 autobusy - dwa. Tylko jeden z nich jeździ w niedzielę. Za to z częstotliwością "raz na 2-3 godziny". Tak mi się fuksnęło w życiu, że jeden z tych 2 (dwóch) autobusów jeździ do biura, a dokładniej w bliskie okolice (do 10 m od drzwi biura do przystanku - ta odległość jest istotna). I jakoś nawet jestem w stanie dopasować sobie godzinę kursu, tak, że przychodzę pierwsza do biura, ale tylko 20-25 minut wyprzedzam koleżanki, więc spoko - mam czas sobie zrobić śniadanie :).
No i do czego dążę tutaj - ano do tego, że jak mi franca ucieknie, to klops - do domu droga długa, daleka i pod górkę. 45 minut jak nic. Moim tempem, i nie każdy nadąża. Marszowym znaczy. Latem - pikuś, pod warunkiem, że się człowieczek nie spieszy. Zimą, jak w poniedziałek, przy mrozie, wietrze i wszechobecnym przenikającym zimnie... ciut gorzej. A dlaczego, spytacie, nie pojechałam autobusem? Otóż, mój bus lubi jeździć przed czasem.... Mając od biura na przystanek 10 m jestem w stanie nie zdążyć, bo nie znasz dnia, ani godziny... W poniedziałek odjechał tylko ze 3-4 minuty przed czasem (byłam 3 minuty przed i dowiedziałam się od pani, że on już sobie pojechał, przed chwilą), ale zdarzało mu się i 5-7. Nosz człowieka może trafić jasny szlag! Bo ja rozumiem taki "wypadek przy pracy" raz, no dobra dwa, bo jestem tolerancyjna. Ale kuźwa dwa-dzieścia????!!!!! no heloł!!! (akcent jak Mariolka z kabaretu). Niemal za każdym razem robię awantury u dyspozytora, pyszcząc się okrutnie. Niestety, nic to nie dało. A ja się nagminnie spóźniam. Jak wyjdę 10 minut przed czasem - to on złośliwie przyjeżdża jak trzeba. Jak wyjdę tylko 5 - ucieka. Nosz....... wrrrr, grrrr, i takie tam. W poniedziałek uznałam, że miarka się przebrała i ja tego nie zostawię. Idę z tym wyżej i dalej. Jak będę siedzieć z buzią na kłódkę, to się nic nie poprawi. Jak się będę wyzłaszczać i walczyć, to pewnie też nie, ale będę miała czyste sumienie - próbowałam!. A póki co - dopasowuję się do męża i wracam z nim - nie mam ochoty sprawdzać już punktualności kursów.

A problem nr 2 to bilety. U mnie nie ma gdzie kupić biletu. Potężne osiedle, mnóstwo mieszkańców, a bilety tylko w sklepie spożywczym, jeśli są, bo często się kończą. I mimo, że kupuję "na zapas", zdarza mi się nadziać na braki w dostawie. A u kierowcy kupisz tylko bilet godzinny za 4 zł. I nie ma szans na więcej, bo wycofali. Normalnie jak u Barei. Biletów nie ma, bo się skończyły. I już. Kiosków nie ma, bo ich nie ma. I po sprawie. A ty sobie obywatelu dylaj gdzieś w miasto, w poszukiwaniu szczęścia i biletu. Brak kiosku czy biletomatu to problem przy biletach sieciowych - też nie mam gdzie kupić. Tak się składa jakoś, że w centrum bywam rzadko - wszystko czego na co dzień potrzebuję, mam pod ręką. Po za tym, nie szwędam się obecnie między ludźmi, bo nie chcę czegoś z powietrza złapać - za dużo się słyszy o grypie. Więc... mam problem. Tylko zastanawiam się, czy na pewno ja? Czy przypadkiem nie ZTM? W Krakowie co rusz są biletomaty, na przystankach, w autobusach, tramwajach. A u nas se nie da. Ktoś powie - a po co się plujesz, po co się wyzłaszczasz. Ano po to, żeby było lepiej. Jak wszyscy będziemy siedzieć cicho i przyjmować tylko co nam dają, to nigdy nie będzie dobrze. Dyspozytor ochrzani kierowcę, a może to nie on, a ten co ustalał rozkład jazdy powinien coś poprawić w swojej pracy? Dyspozytor sprawy nie nagłośni, bo się się będzie wychylał i narażał swoim przełożonym. I tak sobie będzie trwało, a irytacja pasażerów będzie rosła.

21 komentarzy:

  1. masz rację, mnie też by szlag trafiał na takie praktyki. dlaczego masz marznąć bo się panu kierowcy śpiesz?
    a z tymi biletami to u nas (w Krakowie) kilka lat temu było podobnie, bo się nikomu nie opłacało ich sprzedawać, wreszcie po wielu awanturach poustawiali wszędzie automaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafia mnie, autentycznie mnie trafia. A wystarczyło by, gdyby jakiś szanowny człowiek, kilka razy w ciągu dnia, nawet przez kilka dni, przejechał się trasą i zapisał godziny przyjazdu i odjazdu. Wycofali ze sprzedaży bilety u kierowców (co popieram w pełni), więc teraz nie mają opóźnień z tytułu kolejki chętnych do kupowania. Jeżdżą sprawniej. Może więc warto rzucić kilka razy okiem na rozkład i go rzetelniej przygotować? Bo ja mam serdecznie dość takich manewrów.

      Usuń
  2. Cię popieram! Wyzłaszczaj się, oraz idź z tym wyżej! Może za którymś razem się uda, albo uzbiera sie Was więcej i wtedy kupą mości panowie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknego maila wysmażyłam i zamierzam go wysłać, a w ślad za nim dzwonić z pytaniem, czy dotarł. Nie popuszczę, zawzięłam się.

      Usuń
  3. Oj, ja zachowuję się tak samo - jak tylko coś jest nie w porządku, nie tak jak miało być - od razu protestuję i wychodzę z tego samego założenia co Ty - jak nie powiemy, że coś jest źle, to (w Twoim przypadku) dyspozytor i oczywiście kierowca, nie będą tego świadomi.
    A swoją droga życzę mniej sytuacji nerwowych. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :) W mailu przynajmniej spokojnie opiszę, co mnie boli, a nie będę się wykrzykiwała, jak przez telefon :)

      Usuń
  4. A skoro tylko 2 autobusy jeżdżą, może dałoby się dogadać z kierowcą żeby czekał na tym przystanku na Ciebie do planowej godziny odjazdu?
    Nie mówię, żeby czekał jak się będziesz spóżniać, ale skoro ma odjechac o godz x to chyba mu to różnicy nie zrobi jak ładnie poprosisz? ;)

    Z biletami to nawet nie mam co poradzić, bo jak jeździłam MZK to tez mnie szlag trafiał, kierowca z wielkim fochem sprzedawał te bilety i nigdy reszty nie wydawał twierdząc, że nie ma takiego obowiązku, na szczęście rzadko musiałam kupowac u kierowcy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karalelko, to nie jest PKS, tu za każdym razem jeździ inna osoba...

      Usuń
  5. U nas też kioski polikwidowali i klops, bo biletów nigdzie nie uświadczysz, a kanary autobusami podróżują i tylko czekają na okazję. Szkoda gadać.
    A rozkłady jazdy to też parodia. Albo czekasz,bo się bus spóźnia, albo czekasz... na następny :/
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na "kanarów" się raz w życiu nadziałam.... skończyły mi się drobne, kiosk zamknięty, a do domu wrócić trzeba... nieładnie, ale pojechałam. Na szczęście mój sąsiad był dyrektorem tego ustrojstwa... zmniejszył mi znaczącą mandacik... bo ja mam właśnie takie szczęście - raz nie skasowałam. I wystarczyło.

      Usuń
    2. Też mam takie szczęście :)

      Usuń
  6. I nie tylko u was, ale i u nas jest podobnie. Dodam, że czasami się potrafi nie zatrzymać na przystanku... he, he, he!
    Polska rzeczywistość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co mu zrobisz? Nic :( ale jedno co się u nas poprawia, to kierowcy - zaczęli być mili i uprzejmi!

      Usuń
  7. Całkiem przypadkiem znam sprawę od wewnątrz. I mogę Ci wyjaśnić, w czym problem. Otóż tabor i kierowcy należą do MPK. Natomiast rozkłady jazdy ustalają odrealnieni ludzie w ZTM. Nie mają pojęcia, ile wynosi czas przejazdu na poszczególnych odcinkach i w jakich godzinach. Biorą te rozkłady z sufitu. Kierowcy są pod ogromną presją, wielokrotnie stoją na przystankach po kilka minut z otwartymi drzwiami, aby dostosować się do rozkładu i nie przyjechać na kolejny przystanek 10 minut wcześniej. Czują się przy tym jak idioci. Korków na pewnych odcinkach cymbały z ZTM też nie widzą, a kierowca nie bocian - nie przeleci nad miastem, tylko tkwi w nich. Niby są kontrolerzy czasu, teoretycznie siedzą czasem na przystankach i spisują przyjazdy, ale tak naprawdę to chyba też jacyś niegramotni. Już lepiej było, gdy było tylko MPK i samo się rządziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frau, domyślam się, że to niekoniecznie kierowcy, chociaż wyjątki bywają - jak pan wiózł pasażerów jak kartofle i cement, na zajezdni zwróciłam mu uwagę, że zanim dobrze wsiadłam, już ruszył z impetem i wpadłam na siedzenie, lądując pod oknem - odpowiedź - bo to mój ostatni kurs i się spieszę już, bo zmęczony jestem (oczywiście jechał przed czasem). Masz rację, bo jak któryś raz dzwoniłam i ochrzaniałam dyspozytora, jak wspomniałam, żeby sobie rozkład poprawili, to mnie odsyłał do drugiej firmy. MPK odpowiada za kierowców, za rozkłady ZTM. I tak sobie odbijają wzajemnie piłeczkę. Z takiego podziału nic dobrego nie wyniknie. Bo nie ma jednego podmiotu odpowiedzialnego za całokształt. Korki rzecz normalna i można spóźnienie wybaczyć, bo jak mówisz - nie przeleci ponad. Akurat linia 10 ma to do siebie, że jeździ "pod prąd" - korki są w drugą stronę. Więc szybko pokonuje newralgiczne miejsca. I wyprzedza często rozkład. W każdej rozmowie powtarzam, że nie sądzę, aby to była wina kierowcy, ale raczej rozkładu - tu szybko następuje sprostowanie, że to nie oni, to inna firma. Paranoja! Trudno, żeby się goście poruszali z prędkością 20 na godzinę!

      Usuń
  8. Witam i przepraszam za wtargnięcie :)
    Jestem tu pierwszy raz i trafiło na to,że piszesz akurat o tym o czym wczoraj intensywnie myślałam i dziękowałam opatrzności za dar jaki na mnie zesłała.Mieszkam w wielkim mieście (4mln) i choć prawem jazdy dysponuje tak samo jak czterokołowym wehikułem to byłam zmuszona skorzystać ze środków komunikacji.Jechałam na drugi koniec miasta prawie dwie godziny,oczywiśćie dotarłam spóźniona,ale ile się nasłuchałam i podsłuchałam od ludzi to moje.Raz,że tutaj nie ma rozkładu jazdy,ludzie po prostu czekają na przystankach w ciemno,wiedząc że autobus kursuje co pół godziny,czyli po 45 min można się łudzić,że się pojawi.Dwa,że miasto ogromne,nie przystosowane do tylu pojazdów i takiego natężenia ruchu a że demokracja tutaj się zrodziła,to każdy korzysta i strajki są na porządku dziennym.Tak jak wczoraj,więc niesamowite utrudnienie ruchu.Więc jechałam sobie tym przeładowanym autobusem i dziękowałam,że wszystko mam pod nosem.Do pracy mam z buta 5 minut,do sklepów,urzędów i nielicznych znajomych też,a w razie czego samochód zaparkowany pod domem.Poczułam się szczęściarą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam częściej :) Też lubię chodzić i jestem do tego przyzwyczajona. Ale są chwile, kiedy trzeba skorzystać z autobusu i niestety, nie zawsze są przyjemne :)

      Usuń
  9. nie jeżdżę komunikacją miejską od bardzo dawna, więc nie jestem w tej sprawie autorytetem. Ale czytając Ciebie od razu przypomniały mi się moje podróże z czasów szkolnych, kiedy tłok i wiszący ludzie na stopniach, złośliwi kierowcy i brak wiedzy na temat rozkładu jazdy doprowadzały mnie do rozpaczy. Nie wspomnę o braku ogrzewania w tamtych czasach.
    Bardzo Ci współczuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ogrzewanie na szczęście jest :) rozkład jazdy teoretycznie wisi :) Chociaż, jak przed 1 grudnia go zmieniali, to zdjęli "stare" tabliczki i.... tydzień później powiesili nowe :D dobrze, że znam swój rozkład jazdy i mam net w telefonie :D

      Usuń
  10. Jasny szlag by mnie trafił pyszczyłabym i szła z tym wyżej ;-)
    Pozdrawiam po tygodniowej przerwie.

    OdpowiedzUsuń