środa, 12 października 2016

"Jesieniowo"

Ostatnio jakoś doświadczam nadmiaru złych zdarzeń przypadających na jednostkę ludzką. I to był głównie powód mojej ciszy. Po prostu mi się przejadło i musiałam pozbierać się i własny tyłek. Zgodnie z zasadą, że jak się polepszy, to się popieprzy, albo i wręcz „popierd…”, niestety. Rozbite auto, brak AC, wysokie rachunki, 2 tygodnie z komunikacją miejską (niech żyje wracanie autobusem w korkach, z zakupami, parasolem, w deszczu i w najgorszej wersji jesieni, jaka może być w piździerniku), choroba, wyjazdy… ech. Już się wynarzekałam wystarczająco, więc więcej nie będę. Jeśli chciałabym zobrazować depresję, to wystarczy wyjrzeć za okno i zrobić zdjęcie. Albo nakręcić krótki filmik, nawet niemy. Byłoby chyba idealnie, jeśli chodzi o oddanie charakteru oraz mojego stanu ducha we wrześniu i początkiem piździernika. Tak, piździernika. Nie pomyliłam się. Jestem jednostką, która powinna chyba zapadać w sen zimowy, aby nie pogaraszać humoru otoczeniu. Ładna jesień z września ustąpiła miejsca czemuś buremu, szaremu i mokremu. I do tego wieje L Bleeeeee.

Ja chcę wioooooosnę!!!!!!!!!!!!!


Ostatnio obserwowałam nieco dokładniej moje dzieci. I powiem Wam – dziwnie się patrzy w lustro… Oboje mają moje usposobienie, sposób bycia, zachowania i charakter. Syn, jest nieco przerysowaną wersją mnie – bardziej ruchliwy, gadatliwy, wszystkiego musi dotknąć, spróbować, ruszyć, trącić… Lekkie adhd, stwierdzone kiedyś w poradni się potwierdza. Córka – wersja chwilami poukładana, rozolutna, ale równie postrzelona i ruchoma, jak mama. Sto pomysłów na minutę i najpierw robi, potem myśli. Albo czasami i wcale. Patrzę jak na siebie sprzed lat. I nie wiem, co mam myśleć… z jednej strony – rośnie we mnie poczucie wyrozumiałości dla nich. Z drugiej – wiem, że jak nie sprowadzę na ziemię, to się w życiu nie ogarną i będą same kłopoty. Patrzę na siebie i wspominam J Fajnie było być dzieciem. Fajnie byłoby móc znowu być dzieckiem. Przynajmniej na parę dni…