niedziela, 4 stycznia 2015

nauczmy się wzajemnej kultury i szacunku

No więc... oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym się nie odniosła do głośnego ostatnimi czasy felietonu o kupach w pampersach w restauracji. A dokładniej do całej dyskusji, która się wokół rozpętała. Cały "problem" tak na prawdę sprowadza się to jednej NIE-PROSTEJ kwestii - ludzie nie potrafią zrozumieć, że ktoś może mieć inne spojrzenie na sprawę niż oni sami! Jako matka też chciałam "być" - w mieście, w sklepach, w kawiarni - nie siedzieć zamknięta w domu z telewizją śniadaniową i gadać tylko z lekko odmóżdżonymi mamuśkami pod piaskownicą. Ale..... mój wewnętrzny racjonalizm, wrodzona i nabyta w toku dorastania kultura osobista i szacunek do otoczenia podpowiadały mi, że z dzieckiem do restauracji to się raczej nie nadają. A dlaczego? Bo restauracja (poza faktem, że nie stać mnie na regularne jadanie w knajpach) to miejsce, w którym obowiązują pewne standardy i wymaga się pewnego poziomu zachowania. Jeśli chcę iść na kawę i zabierać ze sobą dziecko - idę do knajpki przeznaczonej dla dzieci! Tam wiem, że nikomu moje latające dziecko nie będzie przeszkadzało. Jestem - jakimś cudem! - w stanie zrozumieć, ze głośno zachowujące się dzieci mogą przeszkadzać ludziom, którzy wyszli z domu, by spokojnie zjeść posiłek poza domem. Ponadto - uczę moje dzieci, że w miejscach publicznych (w tym -w sklepach, parkach, galeriach, na spacerze) - nie zachowujemy się jak dzicz spuszczona po latach ze smyczy, nie drzemy paszczy, nie biegamy pod nogami innym ludziom, a jak chcemy o coś zapytać mamę, to do niej podchodzimy, a nie drzemy się z odległości dużej :P Może ja jestem szurnięta? Ale patrząc czasami na otoczenie - jestem dumna z moich dzieci. Dwa dni temu chciałam zrobić w biedrze jakieś zakupy. Myślałam, że ustrzelę dzieciaka i jego ojca. Serio... Nie byłam w stanie się skupić, bo jedyne co słyszałam, to synek drący się przez całą alejkę, że nie ma tego szpinaku!!!!!! potem się darł, że chce jogurt, potem że się stuknął, potem, że chce do domu.... AAAAAAAAAAAAA!!!! A tatuś?
Ze stoickim spokojem patrzył w kartkę z listą i czasami rzucał znudzone i spokojne "romuś, nie krzycz..." nie wiem, czy Romuś to w ogóle dosłyszał... Wyszłam ze sklepu z przeogromną ulgą. Nie wiem, może jestem szurnięta? A może właśnie wręcz przeciwnie? Może zarówno moje dzieci, jak i ja, jesteśmy normalni? Bo widzicie, ja się nie wstydzę z nimi wychodzić między ludzi. Owszem, też potrafią szaleć i wariować. ale my, jako rodzice, zwracamy im wtedy uwagę i uczymy, jak się wypada zachować. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń, wiem, na co moje dzieci stać, a na co nie i nie idę z nimi w pewne miejsca, gdzie mogą one przeszkadzać otoczeniu! Bo wiem i rozumiem (przykład z biedry), że dzieci mogą być wkurzające dla otoczenia! Taki ich urok i zbójeckie prawo. Moim obowiązkiem zaś jest im to uświadomić i nauczyć kulturalnych zachowań. Oraz szacunku i zrozumienia dla innych.
I dodam na koniec wywodu - nie uważam, żeby autorka tego spornego felietonu miała zamiar szkalować matki z dziećmi - szkalowała i wytykała brak kultury, zachowania i szacunku. Bo co jak co - ale przebierać pampersa przy stole??????? No dajcie spokój!!!!!!!!!! Zwróciłabym takiej babie uwagę!