czwartek, 21 sierpnia 2014

czasami...

Czasami trzeba popełnić błąd, żeby docenić to, co się posiada obecnie.
Czasami trzeba się cofnąć kilka kroków, aby spojrzeć z szerszej perspektywy.
Czasami trzeba się odciąć od wszystkiego, od wszelkich bodźców, otoczenia, aby spojrzeć świeżym okiem na stare sprawy i problemy.
Czasami trzeba po prostu przeczekać, a sprawy same się ułożą po dobrej myśli.
Czasami trzeba zakasać rękawy i wziąć się ostro do roboty, bo nikt za nas niczego nie zrobi i za darmo nie da.
Czasami trzeba po prostu machnąć ręką i iść dalej swoją drogą, zostawiając nierozwiązywalne problemy z tyłu i przestać się nimi przejmować. Wtedy przestają być problemami.
Czasami nie wiadomo co ze sobą zrobić.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

o współczesnych relacjach międzyludzkich

A dzisiaj będzie nieco filozoficznie. O naszym wypadzie, bardziej, bądź mniej cenzuralnie, napisała Frytka. To ja się już powtarzać nie będę, poza tym talentu takiego nie mam, aby to tak zgrabnie w słowa ująć.
Mnie się zebrało na podsumowanie, dlaczego się tak wypuściłyśmy.
Mój mąż był nieco zdziwiony tym pomysłem, że nagle, wyjeżdżam na dwa dni, z kimś, kogo widziałam na oczy raptem raz w życiu. No bo jak to... Nie mam bliższych znajomych? koleżanek?
A prawda jest taka, że.... nie wiem, nie znalazłam.
Aktualnie, to Frytka i Natt chyba najwięcej o mnie wiedzą, znają najwięcej szczegółów. Z nimi regularnie rozmawiam, dzwonimy do siebie, piszemy. Starzy znajomi się jakoś wykruszyli, zamknęli w swoim świecie, znaleźli nowych znajomych. Stare "związki" się po prostu zmieniły. Osobiście brakuje mi takich wypadów, na dzień, dwa lub trzy "gdzieśkolwiek", wypadów, na których można sobie przy napoju procentowym posiedzieć, pogadać, pośmiać się, poszaleć. BEZ DZIECI, dodam. Jak za dawnych prehistorycznych czasów. Brakuje mi ludzi. Jestem zwierze towarzyskie i brakuje mi spotkań z żywymi ludźmi. Owszem, nie ma na to obecnie tyle czasu, ile dawniej. Nie ma możliwości, żeby latać na przysłowiowe piwko kilka razy w tygodniu. Ale od czasu do czasu - fajnie byłoby się spotkać. A jak wygląda rzeczywistość? Zdjęcia na FB, gadu-gadu, od wielkiego dzwonu jakiś mail. Od czasu do czasu rzucone w przestrzeń "pasuje się spotkać", na które nikt finalnie nie odpowie, bo nie wiadomo kiedy. Bo dzieci, bo szkoła, bo impreza rodzinna, bo choroba, bo inne spotkanie, bo wyjazd służbowy, bo wieczne "coś". I tak się potem składa i kończy, że łatwiej jest porozmawiać, zwierzyć się, czy spotkać z osobą teoretycznie "obcą". Stare znajomości robią się coraz bardziej wirtualne. Brakuje mi ludzi. Zamknęłam się w domu, sflaczałam, nie pamiętam kiedy wyskoczyłam na jakąś fajną imprezę. Poczułam się jak dinozaur - tu nie wypada, tam nie warto, na to nie ma czasu, a tutaj mężowi się nie chce, czy nie lubi, itp. Kurde, dość, basta - pora coś zmienić. Od dzisiaj zamierzam coś zmienić. Zaczęłam od wyskoku z Frytką... O dzieciach i domach raczej nie gadałyśmy ;) Może niedługo powtórzymy?