środa, 1 maja 2013

Akcja "Frytkom na ratunek"

Ludu, mój Ludu! Pomożecie?
Jest sprawa! Niejaka obywatelka tego kraju, znana w pewnych kręgach jako "Frytka", ma coś na kształt chandry. Proza codzienności, ciężar życia oraz okrucieństwo tego świata wpłynęło negatywnie na jej samopoczucie i musimy temu zaradzić.

Niniejszym, rozpoczynam akcję pod kryptonimem "Frytkom - na ratunek!"
Zasady akcji są następujące - każdy, kto choć raz w życiu miał z w/w obywatelką do czynienia (w realu lub wirtualu) pisze w komentarzu coś fajnego na jej temat. Liczba komplementów - nieograniczona. Wymagany jest minimum jeden. Frytka po weekendzie wpada, czyta i się rozkleja oraz czuje się bosko! Na rozklejanie to kropelkę polecamy - kupi w każdym kiosku.
Tak więc - zaczynamy! W samo południe!

Frytka jest najlepszym graczem w ptaki!!!
Frytka ma fajnego bloga!!!
Frytka twardom nie mientkom kobietą jest i basta!!!

wtorek, 30 kwietnia 2013

wylot z klatki

Czasami czuję się źle we własnej skórze. Niby powodów do narzekania nie mam. Takich poważnych. Bo drobiazgi są, były i zawsze będą, jednak nie należy ich nadmiernie podkreślać. Przejść do porządku dziennego nad nimi i tyle.
Czasami jednak budzi się we mnie "coś" i każe iść "dzieś".
Potraficie sobie wyobrazić psa, którego po długim czasie pobytu na łańcuchu, ktoś spuszcza ze smyczy na łące? Taki zwierz zaczyna biegać w kółko jak opętany. Język wywalony, ogon lata z prawej do lewej, i biegnie, jakby od tego życie zależało. Jak wariat.
Albo ptak, co go trzymano w klatce - po wypuszczeniu na wolność leci do nieba.
Czasami czuję się jak klatce. Codzienność, rutyna, powtarzalność, od do, według listy, odhaczamy codziennie te same punkty. *Budzik, śniadanie, toaleta, ubierani, jedno tu, drugie tu, biuro, te same czynności, dom, obiad, zmywanie, szykowanie, kąpiel, kolacja, spanie*... powtarzać fragment między * codziennie.
Odhaczam. Czynności, dni, tygodnie, miesiące.... Jakoś mi to życie między palcami ucieka.
A czasami chciałabym się urwać z łańcucha... Wyjść sobie gdzieś, wyłączyć głowę i swobodnie oddychać. Robić coś, co JA chcę, na co JA mam ochotę.
Chciałabym mieć poczucie, że jestem dla kogoś ważna, że się ze mną liczy, odnieść jakąś inną dodatkową korzyść z życia.
Chyba uchylę nieco drzwi swojej klatki i sobie polatam... znaczy wyciągam rower z garażu, zapisuję się na dodatkowe zajęcia na siłowni, bo inaczej pęknę! I może spróbuję znowu pobiegać?

niedziela, 28 kwietnia 2013

Jak poznałam Dreamu?

A było to tak. Nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki okazało się, że znam Dreamu. Spotkałyśmy się gdzieś we wtorek i zaczęła mi opowiadać swoją historię. Studiowała razem ze swoim mężem, który był już wtedy jej mężem. Była w grupie osób, które pisały z nim pracę na zaliczenie - zbierała dane i informacje do rozdziału 9 i 10-tego. Promotorem był Jerzy Bralczyk. Dremu, przy jakiejś nadarzającej się okazji, umówiła się na rozmowę z profesorem, który normalnie nie zwracał uwagi na pomniejszych studentów (takich, co to są jedynie w grupie piszącej pracę, ale nie są jej autorami). Jednak te 2 rozdziały stworzone przy jej pomocy były wprost genialne i profesor swoje zainteresowanie wyraził. Dreamu, znużona ciągłym wywyższaniem się męża i pomijaniem jej osoby nieco zachłysnęła się tym zainteresowaniem i docenieniem jej intelektu. Wdała się z profesorem w romans i rzuciła męża. Opowiedziała mi to przy jakiejś kawie czy piwku... Tylko czemu nie wiem, jak wyglądała? Nie miała twarzy... Może dlatego, że to opowiadanie mi się śniło.... Myślicie, że to może mieć jakieś znaczenie? W każdym razie obudziłam się w stanie lekkiego szoku, gdyż sen był tak cholernie realistyczny, że poczułam się, jakbym poznała Dreamu osobiście :)