poniedziałek, 5 maja 2014

SKS, pani, SKS (dopisek)

SKS - to taki syndrom ludzi w wieku, nazwijmy to - dojrzałym ;) Chyba mnie dopadł ostatnimi czasy. Popsułam sobie nogę, a konkretniej stopę. Rzecz w tym, może ktoś się spotkał z podobnym przypadkiem i będzie "mondrzejszy" niż ja jestem... Otóż... od drobnych ponad 2 tygodni boli mię stopa w okolicach małego palna i sąsiada jego. Ale, ale... nie przewróciłam się, nie skoczyłam z żadnego stopnia, stołka, itp. Nie stanęłam krzywo, a bynajmniej nie na tyle, by ten fakt odnotować. No chyba, że w czasie zumby stanęłam lekko krzywo z 15 razy i to się złożyło na cały uraz. Fakt niezaprzeczalny, że boli mnie stopa i nie przestaje, oraz że powoli trafia mnie szlag i mam ochotę ją odrąbać. W zeszły poniedziałek rozbolała mnie do tego stopnia, że podejrzewałam u siebie jakieś pęknięcie. Już miałam nadzieję, że jestem niemal jak Justyna "Złota" Kowalczyk. Że chodzę z pękniętą kością, że do nogi nie można dotknąć, chodzić źle - normalnie prawie bohaterka! Ale moje nadzieje okazały się być płonne, bowiem chirurg rozwiał moje marzenia, pokazując na RTG, że stopa jak malowana i w całości. A boli!!!! Nie pomaga oszczędzanie, smarowanie, zawijanie bandażem. BOLI.
Mam iść ponownie do chirurga, innego, bo ten pierwszy nie był zainteresowany, dlaczego boli. Ni ma złamania, to do domu. Uznał, że po 2 latach ćwiczeń "widocznie moja stopa i ja nie jesteśmy nawykłe do wysiłku fizycznego". Wsio. Cała diagnoza. A RTG powinno "uleczyć mą duszę" i nogę. Ale, pacz pani, nie uleczyło. Jak się zaczęło poprawiać, to mi wczoraj chłop, na oko ze 120 kilo żywej wagi, niech mu ziemia lekką będzie, nadepnął na moją nózię!!!! ;( ;( ;( I wróciłam do stanu sprzed tygodnia, czyli rwie, boli, kuleje i boli :( Szpilki nadal w szafie, rządzą adidasy :(

Kurde, niech się znajdzie jakiś umyślny doktór, który mnie na drzewo nie spuści i powód bólu w mej małej stópce odnajdzie i zaradzi.... Bo jeszcze kilka dni i zostanę kuternogą, po tym, jak sobie odrąbię powód zmartwień.

Dopisek.
Noga ma bubu. Szpilki idą do szafy na dłużej, zaprzyjaźniamy się bardziej z adidaskami, musimy sobie do kiecki kupić baleriny (no coś na tą komunię muszę ubrać), rezygnujemy z ćwiczeń, unikamy chodzenia po twardej nawierzchni (po trawie mam chodzić?), zakaz opierania się na palcach i rehabilitacja. A najlepiej na razie nie chodzić wcale. Mocno nadwyrężona stopa i zapalenie stawu, a dokładnie czegoś, co nosi magiczną nazwę "kaletka".
Najbardziej żałuję zumby i obcasów... albo obcasów i zumby? Mniej więcej na tym samym poziomie obie... :(