środa, 23 października 2013

Uwaga! ZŁO!!!!!!

Jestem ZŁA!!!! Na wskroś przesiąknięta złem! Jestem kandydatką na pacjentkę dla egzorcysty! A moje dzieci oddałam złu na wychowanie! To przyszli niszczyciele świata i wszelkiego dobra, jakie na nim jeszcze pozostało!
ŁAAAAA!!!! BUUUUUUUUUUUUUU!!!!!
Boicie się? A powinniście!!!!
Jestem ZŁA!!!!!!

A teraz dlaczego...
Czytałam Harrego Pottera.
Czytałam i oglądałam sagę Zmierzch.
Czytałam książki o Hrabim Draculi.
Oglądałam kilka horrorów.
Moje dzieci oglądają bajki "magiczne" - Hello Kitty, Kucyki Pony, Lalka Barbie i Wróżkolandia, córka uwielbia Klub Winx, oglądają i bawią się PetShopami. A co z ZygZakiem? Samochód który mówi? Ma oczy? I bywa na torze niegrzeczny?

Do osiągnięcia dna krateru zła brakuje mi tylko lalek Monster High, bo takich jeszcze dzieciom nie zakupiłam (uważam, że są głupie, brzydkie i nic nie wnoszą). Ale jak czytam wywody księdza Kostrzewy, to mam ochotę to zrobić z czystej przekory.

No więc.... Czytacie blog Złej Demonicznej Kobiety! Być demonem seksu to fajna sprawa, ale być DEMONEM ZŁA! To jest COŚ! Klękajcie narody - nadchodzę grzeszny świecie!

* powodem do zwierzeń był artykuł z gazety wyborczej, odsłaniający przed światem to, co do tej pory skrywałam, a teraz zostałam odkryta:
źródło całego zła na świecie znajdziecie TU

A teraz już troszkę poważniej. Czy niektórzy na prawdę nie mają nic do roboty? Czy doskwiera im nuda? Bo nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć takie "rewelacje". Rozumiem, że niektóre zabawki są nieodpowiednie. Sama jestem przeciwniczką serii Monster high. Nie podoba mi się. Ale kucyki Pony? Moje dzieciaki je uwielbiają. Oglądałam tą bajkę z nimi nie raz i jedyne, co mi się rzuciło w oczy to kwestia przyjaźni i pomagania innym. Idąc tropem "zła" powinniśmy zakwestionować bajki Andersena, choćby Królową Śniegu. Przecież i tam są czary. A Calineczka? Może to odpowiednik dzisiejszego dziecka "z próbówki"? Na wszelki wypadek zabrońmy, bo to grzech. Wiersze Brzechwy - ileż tam jest niezgodności i nieprawidłowości! Zabrońmy Piotrusia Pana - on latał i zadawał się z Dzwoneczkiem. Kopciuszek - czarownica w roli matki chrzestnej - niedopuszczalne! Wprowadźmy cenzurę, odetnijmy dostęp do biblioteki, a bawić pozwólmy się - no właśnie nie wiem, czym jeszcze można..... Może ksiądz nam podpowie?
Ksiądz "ostrzega rodziców, że dzieci interesujące się magią nabierają 'mentalności magicznej'. Nie chcą się wytrwale uczyć, skoro wystarczy poznać zaklęcia." No błagam! I on wierzy, w to co sam mówi? To jak mojej córce się nie będzie chciało nauczyć wierszyka, to mam sprawdzić, czy nie próbuje czarować? Zastanawia mnie, czy ten, kto to tworzy, jest trzeźwy i nie nadużywa przypadkiem środków halucynogennych, narkotyków. Ta mentalność magiczna to jest zwykłe lenistwo, i na pewno kucyki Pony nie mają z tym nic wspólnego. Ani żaden Harry Potter. Wspomniany ksiądz chyba nie odróżnia fikcji literackiej od rzeczywistości, a to się leczy. Jest parę klinik w kraju, są na to leki, polecam wizyty u specjalistów - do TYCH lekarzy, to chyba nawet skierowania nie trzeba....

wtorek, 22 października 2013

Mam Talent!

Nie chwaląc się - mam! Do psucia. Nie raz pisałam, że całe dzieciństwo słyszałam od rodziców, że mi to kiedyś w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie, o taki pech za mną łazi. Mnie się rzeczy w rękach rozchodzą i rozczłonkowują na części pierwsze. Samochodziki brata, klocki, zabawki, itp. Telefon potrafi mi wypaść z ręki podczas rozmowy i rozłożyć się dokumentnie - tu przód, tam tył, tu bateria, tam reszta. Po złożeniu w całość - o dziwo - działa (ale to stara nokia była, więc w sumie poza konkurencją). Na moim nowiutkim smartfonie pojawiła się kropeczka, taka na pół milimetra. Obecnie "kropeczka" idzie przez całą szerokość ekranu, a ja muszę czekać "byle do kwietnia", bo wtedy mogę przedłużyć umowę i wymienić telefon. Jak to usłyszał mój kolega to zrobił duuuże oczy, bo te ekrany są ponoć bardzo wytrzymałe. Ale dla mnie - nie ma nic trudnego :) Przypuszczam, że umiałabym utopić telefon niezatapialny. Do komputerów też mam dobre podejście. Umiem psuć matryce. Mój komputer przenośny, pracujący w trybie stacjonarnym, raczył mnie takimi różowo-białymi poziomymi maziajami. Czasami to było tylko mignięcie, a czasami na ekranie widziałam jedynie białość paskowatą poziomą.
Wybitny talent jednak mam do żarówek. Nie ma takiej żarówki, której bym nie spaliła. Wchodzę do łazienki i pyk! - połowa światła poszła w cholerę. Wchodzę do pokoju - trzask! poszły dwie na raz. Pokój dzieciaków - ryps! - poszła kolejna. I zapasy w szufladzie zostały wyczerpane. Spalam żarówki w okapie nawet. Największym moim dokonaniem było jednak wybuchnięcie żarówki w przedpokoju, które to zakończyło się wybuchnięciem szklanego abażuru? (jak nazwać to mleczne szklane coś, co ozdobnie osłania żaróweczkę?). W każdym razie - żarówka pierdyknęła, rozpierdykając po drodze lampę i spadając mi za plecy. Huku narobiło, korek wyskoczył, a ja się cieszyłam, że szłam szybko i byłam poza strefą rażenia lecącego szkła. Oczywiście, do dzisiaj nie mam jeszcze osłonki na żaróweczkę, bo niestety muszę kupić całą lampę, gdyż w oryginale była podwójna, a nie da się dokupić jednej osłonki, a do sklepu mi jakoś nie po drodze.
Spisałam sobie to wszystko, bo właśnie w niedzielę wywaliłam kolejne 2 żarówki za jednym zamachem. Ha! Mam Talent! Bez dwóch zdań!