Odwiedziłam miejsca z czasów młodości, gdzie czas się jakby zatrzymał, ale jednak nie do końca. Miałam wrażenie, że chyba ostatni raz tak na nie patrzyłam, że to jakieś pożegnanie...
U babci spędzałam niemal każde wakacje. Czasami były nieplanowanie dłuższe, np. jak wtedy, gdy złamałam rękę i wymarzona kolonia nad morzem musiała został odłożona w czasie... Z gipsem sięgającym po pachę ciężko się kąpać w morzu... ale na drzewo na koszarach wejść się dało ;) Koszary to był coś, co uwieczniłam na zdjęciu, bo opisać tego chyba nie umiem. To dół, na którego dnie były boiska, do którego się zbiegało (zjeżdżało na rowerach, w zimie na workach i sankach). Rosła tam nasza wierzba, która niestety teraz jest namiastką tego dużego drzewa. Obecnie w ogóle jest tam inaczej - krzaki, po których ganiałam zmieniły się w całkiem niezłe drzewa :) Na dole rosły mirabelki, które nadawały się zarówno do jedzenia, jak i na kompot. Morwy też były niezłe ;)
wspomniana górka do zjeżdżania/ zbiegania
Miasteczko zaczęło się jednak zmieniać, rozwijać. A jednak nadal można w min znaleźć ciągi starych domów, umieszczonych nietypowo, przy samym chodniku. Idąc na spacer można by zaglądać ludziom w okna.
Byłam też na starym cmentarzu u dziadka, ale tam jakoś niezręcznie było mi robić zdjęcia. Chociaż drzewa, jakie tam rosną i jakich nabierają teraz kolorów, zawsze robią na mnie wrażenie. Ogromne klony, kasztany i jesiony. Sięgające nieba.
tam jesień jest bardziej zaawansowana...
Z nowości poprawiono i odnowiono park. Budynki przeszły renowację, alejki oczyszczono, postawiono fontannę. Jest tam teraz bardzo ładnie.
Aż miło było posiedzieć chwilę i nic, absolutnie nic nie robić... I tym sposobem zabrałam Was na mały spacer, w tą piękną, słoneczną pogodę...