sobota, 14 kwietnia 2012

a jednak

W serdecznym poważaniu miałam dzisiaj jednak siedzenie w domu, uznałam - czas na spacer, bo pogoda sprzyja. Więc poszłam. Zaczepiłam po drodze o fryzjera i teraz jestem odnowiona. Wyglądam nieco zadziornie, bardziej sexi i w dodatku młodziej :D Panią fryzjerkę wprawiłam w lekkie osłupienie informacją o tym, że moje włosy nie są farbowane, tylko naturalne, że nie mam ani pół siwego włosa, mając tyle lat, co mam :) Humor poprawiony podwójnie, bo pani sądziła, że mam ok. 6-7 lat mniej, niż dowód wskazuje. Ależ ja wtedy urosłam.... I nie ważne, czy mówiła to szczerze, czy chciała połechtać moje ego. Nieważne - jestem odnowiona na wiosnę i basta.

tak mi dobrze, tak mi rób...

Mrrrrrr, siedzę sobie przy stole, popijając herbatkę z cytryną, właśnie zjadłam zielone śniadanie. I nikt mi w tym nie przeszkadzał, nikt mi nie przerywał, nikt mi nie sikał w trakcie i nie wołał "mamo kupa". Cisza i spokój :) Mąż musiał wyjechać na 4 dni. Z uwagi na chorowanie, babcia zaproponowała, że weźmie dzieci do siebie, żebym sobie odpoczęła. Hmm, już mi co prawda znacznie lepiej, ale grzechem byłoby nie skorzystać z okazji :P No i nie będę przecież taka, żeby babci przyjemność odbierać :P Inna sprawa, że maluchy się u babci wyszaleją, pójdą na spacer, a ze mną siedziałyby w domu. Więc im ta zamiana miejsc akurat wyjdzie na zdrowie, bo ja jeszcze nie wychodzę. Kusi mnie nieco przedłużenie zwolnienia na 2 dni, bo jeszcze nie wszystko okej, ale chyba czas już wracać... Tylko przypilnować się nieco bardziej muszę. No i biegania na razie nie będzie. Ale! Teraz skupmy się na ciszy... Jest całkiem przyjemna :) bez mama-pić, mamo-ee--ee, mama-da, mama-aaaa, i wszystkie inne możliwe zawołania, występujące zwykle przy dwójce dzieci - równocześnie. Na ile siebie znam, to pewnie nie skończy się na słodkim lenistwie. Zaraz sobie znajdę jakieś zajęcie, o to nie ma obawy. Jednak póki co..... może jeszcze kawka z mlekiem?

czwartek, 12 kwietnia 2012

moherowe dysputy

Musiałam dzisiaj na chwilę wyjść z domu i byłam przypadkiem świadkiem dyskusji 3 osób. A dokładniej to 2, trzecia bowiem tylko słuchała i kiwała głową. Dyskusja zaczęła się od tego, że autobus się spóźniał. Jeżdżę nim codziennie, więc mnie to nie dziwi... dobrze, że przed czasem nie odjechał. Ale wracając do tematu. Spóźnienie autobusu wynikało, wg państwa z korków, a korkom jest winny obecny prezydent miasta. Bo tak. Jest winny i już. Ciekawe, jakby wyglądała sytuacja, gdyby nie było obecnych dróg? Bo jaki prezydent jest, taki jest, ale pewnych rzeczy mu odmówić nie można. No ale jest winny. Kolejna rzecz jakiej jest winny, to że jest za mało zakładów pracy. "galerii nabudował, a zakładów pracy nie ma i przez to pracy nie ma". Hmm, no cóż mogę powiedzieć? Zdaje mi się, ale może się mylę, bo w stosunku do dyskutantów to za młoda jestem, może gie wiem... ale galerie chyba dają pracę? A zakłady pracy? Powstało ostatnio dość dużo nowych firm, pod miastem, widać państwo tam nie byli i przeoczyli tych kilka dużych hal... No ale nie bądźmy tacy skromni... nie pozostańmy na mieście - idźmy dalej. Nasz rząd jest fatalny, z założenia. Bo tak. Bo jest kryzys, bo jest drożej niż za Gierka, dzieci są pyskate, biją się, wagarują, młodzi wyjeżdżają, tyle ludzi się morduje - to wszystko wina Tuska, że sobie z nazwiska pozwolę, ale cytuję, więc chyba nawet wskazane. Wniosek nasunął mi się jeden - Tusk i jego rząd nie odpowiada chyba tylko za głód w Afryce... Ale co do tego też pewności nie ma. Nie lubię polityki, czasem wręcz jej nie rozumiem. Jednak swój rozum mam i potrafię dostrzec pewne rzeczy. Państwo twierdzili, że dawniej to politycy uczciwi byli, dostojni, np. wspomniany Gierek, a teraz to granda i wszystko nieuczciwe. Każdy ma coś za kołnierzem, i teraz, i dawniej. Strasznie nie lubię takich pustych dyskusji. Do niczego nie prowadzą, nic nie zmienią, poza humorem. Gadanie o braku pracy... niedawno szukałam pracownika do biura. Nie dość, że podań było mało, to jeszcze większość przedstawiała sobą marny poziom. Podczas rozmów poziom spadał jeszcze bardziej. Jeśli ktoś jest dobry - uważam, że pracę znajdzie. Zajmie mu to więcej czasu, niż kilka lat temu - to prawda, ale znajdzie. Nie lubię polityki, w której poparcie zbiera się czepiając się wszystkich innych i wskazując palcem wady innych. Nie lubię wysuwania absurdalnych wniosków, krótkowzroczności, pomijania ważnych aspektów sprawy, naciągania prawdy na swój użytek. Nie lubię, dlatego nadal będę wybierać mniejsze zło, niż tych, co zieją nienawiścią do otoczenia.

środa, 11 kwietnia 2012

poległam...

Mój organizm mnie zawiódł. Mam serdecznie dość problemów, jakich mi dostarcza. Od dziecka zmagam się z alergią, która nie była do dosyć niedawna leczona. I skutki są, nie powiem, że pozytywne. Dawniej jakoś nikt nie wnikał, dlaczego zdrowe dziecko idzie na spacer, a wraca niemal z zapaleniem oskrzeli... Dlaczego nie może się bawić i wariować z innymi na kopkach siana, obrzucać trawą, a będąc na wsi nie rozstaje się z paczkami chusteczek. Ma uczulenie, i tyle. Niech nie wychodzi. I to trwało latami. Potem nie było lepiej. Jak zachorowałam - to dawali antybiotyk - lek na całe zło. I jakoś to było - jakoś. Bo raz pomogło, a raz nie. Skutki są opłakane. Dopiero niedawno trafiłam na świetną lekarkę, która wysłała mnie do alergologa. Nie zapisywała kolejnego zyrteku, czy innego alerteku, nie wystarczyło jej moje wyuczone stwierdzenie, że mam uczulenie na trawki, tylko kazała się zbadać. Przez jakąś nieuwagę, przeoczenie, ignorowanie doprowadziłam się do dzisiejszego stanu. I wkurza mnie to. Bo teraz jest już na pewne rzeczy za późno. Muszę się w tym roku jakoś się finansowo zebrać i odczulić. Bo szczepionki tanie nie są. Ale nie wiem, czy więcej nie wydaję na leki teraz, zapobiegając skutkom dawnych zaniedbań. Jestem po prostu już tym zmęczona :( Teraz czeka mnie pewnie rajd po lekarzach, bo muszę ponownie odwiedzić alergologa - dostać zaświadczenie, że się leczę, bo jest ono potrzebne mojej lekarce, która zapisuje mi leki na choroby przewlekłe. Muszę zrobić badania młodej, żeby nie powtórzyć mojej sytuacji. Na razie siedzę sobie na zwolnieniu i się zbieram. Ale żeby nie było tak pesymistycznie - teraz jak wyzdrowieję, to mnie nikt nie dogoni w tym moim bieganiu - dystans podwoję :P dostałam takie wspomagacze, że pewna norweska biegaczka mogłaby w tyle za mną zostać :P

Remont

Snuję plany remontowe. Przez wakacje muszę zrobić "coś" z pokojem dzieciaków. Coś polega na tym, że muszę "gdzieś" wstawić biurko dla młodej, żeby miała swój kącik do lekcji. Gdzieś wypada chwilowo pod sufitem. Obecne łóżko muszę wymienić na piętrowe, inaczej młody nie będzie miał gdzie spać, bo ze swojego łóżka to go eksmituję. Wolę, żeby mnie mąż szturchał po nocach, a nie dziecko. Obecnie dwie szafy zamierzam sprzedać (mam już kupca) i zastąpić je węższą szafą pod zabudowę z przesuwnymi drzwiami - zyskam w ten sposób jakiś metr kwadratowy powierzchni. No i drzwi będą przesuwne, a nie otwierane. Teraz tylko trzeba zaplanować i zgrać w czasie całą operację - przygotowanie tej szafy, przewiezienie "starej" i pomalowanie pokoju. Jutro przychodzi gość, który mi pomierzy ścianę i wyceni projekt. Wezmę sobie ze 2-3 takie oferty dla porównania i czas zacząć zbierać kasę. Muszę sobie sprawdzić, ile kto proponuje, jaki projekt, jaki czas wybudowania, itd. Operacja "remont" powoli się rozpoczyna :)

wtorek, 10 kwietnia 2012

na nowym...

Witam! Jak mówiłam - cierpliwość nie jest moją mocną stroną, stąd podjęłam decyzję o zmianie adresu zamieszkania. Jak każda kobieta, od czasu do czasu coś musi zmienić, więc zaczęłam od bloga. Jutro kolej na fryzjera. Zapraszam do siebie serdecznie :) Niniejszym nowy adres uważam za otwarty :)