środa, 11 kwietnia 2012

poległam...

Mój organizm mnie zawiódł. Mam serdecznie dość problemów, jakich mi dostarcza. Od dziecka zmagam się z alergią, która nie była do dosyć niedawna leczona. I skutki są, nie powiem, że pozytywne. Dawniej jakoś nikt nie wnikał, dlaczego zdrowe dziecko idzie na spacer, a wraca niemal z zapaleniem oskrzeli... Dlaczego nie może się bawić i wariować z innymi na kopkach siana, obrzucać trawą, a będąc na wsi nie rozstaje się z paczkami chusteczek. Ma uczulenie, i tyle. Niech nie wychodzi. I to trwało latami. Potem nie było lepiej. Jak zachorowałam - to dawali antybiotyk - lek na całe zło. I jakoś to było - jakoś. Bo raz pomogło, a raz nie. Skutki są opłakane. Dopiero niedawno trafiłam na świetną lekarkę, która wysłała mnie do alergologa. Nie zapisywała kolejnego zyrteku, czy innego alerteku, nie wystarczyło jej moje wyuczone stwierdzenie, że mam uczulenie na trawki, tylko kazała się zbadać. Przez jakąś nieuwagę, przeoczenie, ignorowanie doprowadziłam się do dzisiejszego stanu. I wkurza mnie to. Bo teraz jest już na pewne rzeczy za późno. Muszę się w tym roku jakoś się finansowo zebrać i odczulić. Bo szczepionki tanie nie są. Ale nie wiem, czy więcej nie wydaję na leki teraz, zapobiegając skutkom dawnych zaniedbań. Jestem po prostu już tym zmęczona :( Teraz czeka mnie pewnie rajd po lekarzach, bo muszę ponownie odwiedzić alergologa - dostać zaświadczenie, że się leczę, bo jest ono potrzebne mojej lekarce, która zapisuje mi leki na choroby przewlekłe. Muszę zrobić badania młodej, żeby nie powtórzyć mojej sytuacji. Na razie siedzę sobie na zwolnieniu i się zbieram. Ale żeby nie było tak pesymistycznie - teraz jak wyzdrowieję, to mnie nikt nie dogoni w tym moim bieganiu - dystans podwoję :P dostałam takie wspomagacze, że pewna norweska biegaczka mogłaby w tyle za mną zostać :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz