czwartek, 14 lipca 2016

Kocham polską służbę zdrowia!

Kocham polską służbę zdrowia! Tylko miłością chyba nieodwzajemnioną, tak sądzę.

Według Słownika Języka Polskiego PWN:
służba
1. praca na rzecz jakiejś wspólnoty, wykonywana z poświęceniem
2. instytucja użyteczności publicznej lub wojsko; też: pracownicy tej instytucji
3. działalność tych instytucji
4. obowiązki pełnione w określonych godzinach pracy w niektórych instytucjach
5. daw. wykonywanie pracy służącego w czyimś domu, gospodarstwie itp. za wynagrodzeniem; też: osoby wykonujące takie prace

No więc, wg powyższego służba zdrowia to instytucja użyteczności publicznej, która swoją pracę powinna wykonywać z poświęceniem. Albo przynajmniej porządnie – już nie oczekuję poświęcenia. Ostatnio służba zdrowia jakoś mnie zawodzi… I ze służbą i poświęceniem nie ma wiele wspólnego – sądzę wręcz, że nie przebywała z poświęceniem nawet w tym samym budynku, nie mówiąc o pokoju. Otóż mam problem natury ortopedycznej, który mnie boli jak cholera przy chodzeniu. Z problemem owym udałam się do ortopedy. Pomijam fakt, że „wcisnęła” mnie tam znajoma pielęgniarka, bo terminy są na „za rok”, więc jest szansa, że do tego czasu noga by odpadła i problem by rzeczywiście znikł. Pan przemiły doktor zapytał mnie, w czym rzecz oraz poprosił o prześwietlenia lub inne badania. Na moje oświadczenie, ze nie posiadam, bo poprzedni lekarz leczył mnie wzrokowo (popatrzył i kazał kupić nowe buty), jednak leczenie nie przyniosło efektów i dlatego tu jestem, pan doktor zrobił okrągłe oczy i wysłał mnie na RTG. W ogóle wizyta w przychodni przyszpitalnej, to niezła szkoła przetrwania, ale nieważne. Co się okazało… Mam jednak dużo poważniejszy problem, niż pan „wzrokowiec” wydedukował. Koleżance pielęgniarce chyba jestem winna przysłowiową flaszkę, że mnie „wcisnęła” i to do miłego pana doktora, który popatrzył, ale i dotykał! W poniedziałek zaczynam maraton zabiegów, na razie chodzę z pięknie obklejoną tejpami nózią, za 3-6 miesięcy kontrola i rozmowa, czy operacja jest potrzebna, czy na razie jeszcze odkładamy. Bo wykluczona całkiem nie jest.
No i teraz podsumowanie. Czas oczekiwania na specjalistę – dramat! Albo prywatnie. Dostać się na zabiegi – dramat! Na NFZ można wykonać jednorazowo 5 zabiegów, więc jeśli lekarz zapisał mi 4 rodzaje na 2 nogi, to daje to w sumie 8 zabiegów na raz, więc za dużo – z czegoś muszę zrezygnować, albo dokupić prywatnie… Wkurza mnie, że za coś, co mi się de facto należy, muszę płacić, albo czekać w nieskończoność. Co miesiąc, od paru lat, płacę niemałe pieniądze w ramach składek. Chciałabym coś z tego mieć! A mam – guzik z pętelką, żeby się nie wyrażać. Bez pomocy, „załatwiania”, wkręcania – człowiek może zejść, kończyny odpaść, rak się poprzerzucać, i nic. Trzeba czekać. Nie lubię!

środa, 13 lipca 2016

tadaaaaam!!!

Cześć.
Chciałam powiedzieć, że żyję. Żyję bardzo intensywnie, zabieganie, w ciągłym ruchu, jeśli nie biegu wręcz.
Chciałam powiedzieć, że u mnie jest okej, chwilami nawet bardzo fajnie. Że momenty gorsze są rzadsze, że robi się fajnie.
Co u mnie? Cieszę się każdym dobrym dniem, staram się zmienić podejście z racjonalnego pesymizmu na racjonalny optymizm. Dostrzegać więcej pozytywów, a negatywami się nie przejmować, przynajmniej nie za bardzo.
Męża mam nadal tego samego, dzieci rosną, a pies… pies urósł, szkód narobił i chyba powoli zaczyna być nawet mądrzejszy. Na pewno jest fajny i za nic bym go nie oddała. Lubię te nasze spacery po łąkach, bocznymi ścieżkami.
Czekam na urlop. Z dużym zniecierpliwieniem. Nie mogę się doczekać. Skreślam już po kolei tygodnie i liczę. A po pracy – jeżdżę palcem po mapie i szukam nowych wyzwań i dróg do pokonania.
No nic. Na początek wystarczy. Obiecuję więcej wpisów J

Buziaki!


p.s. ciekawe ile osób zauważy ten pierwszy, po latach niema, wpis???