piątek, 21 grudnia 2012

wszystko grało, aż się zesrało...

Przepraszam za tak niesmaczny i mało delikatny wstęp, jednakowoż mam pewne powody. Osobom starszym ode mnie, takim w okolicach wieku mojej mamy nie radzę czytać dalej, gdyż będę wykazywała się brakiem szacunku wobec niej.
Otóż więc... Rodzicielka moja jest po ciężkiej chorobie. Wiele lat temu wygrała z rakiem, jednak została jej po nim pewna "pamiątka". Gdzieś jakoś złapała bakterię, coś mi się o uszy obiło że gronkowca (mogę się mylić, gdyż to nie o biologiczne aspekty chodzi), która w okresach osłabienia, zmęczenia, czasami dużego stresu, gdy rękę zaziębi, gdy się w nią skaleczy, sieje małe spustoszenie, wywołując infekcję zwaną różą. Generalnie leczy się to w szpitalu, na oddziale zakaźnym. Moja mama powinna więc dbać o siebie jak mało kto i chuchać, i dmuchać, i obchodzić się ze sobą jak ze śmierdzącym jajkiem. Tak robi istota ludzka rozumna, homo sapiens. A ona nie sapiensuje. Bynajmniej. Stawiam taką tezę, że  jej z wiekiem i doświadczeniem rozumu ubywa, co śmiałam jej we wtorek i środę wytknąć, mówiąc jej wprost "stara, a głupia" (mówiłam, że będzie brak szacunku). Bowiem moja mamusia się zaciapała. Zachorowało się jej koło soboty na tzw. przeziębienie. Mimo specyfików reklamowanych, owo przeziębienie postępowało. "Idź do lekarza" odbijało się jak od ściany. We środę straciła głos i szeptem oznajmiła mi dwie rzeczy. Pierwszą - że jest jej lepiej (lepiej nie mówić - moja odpowiedź) oraz że wyszła wcześniej z pracy. Na co ja, że super, pewnie poszła do lekarza, bo to się bez antybiotyku nie obejdzie. Nie - ona poszła do....


FRYZJERA!!!! Żeby poprawić fryzurkę (dupulkę fryzurkę - moja niegrzeczna odpowiedź), po czym nastąpiło owo zdanie o braku rozumu. Na efekty nie trzeba było czekać - dzisiaj wyszła róża. Matka leży padnięta całkowicie, a ja zostałam z niemieckojęzyczną dziewczyno-narzeczoną brata i wigilią. W tle było równie ciekawie, bo wczoraj zemdlała moja babcia lądując w szpitalu (coś z sercem) - to była stresująca wiadomość dla mojej mamy, spadła z krzesła, nabiła wielkiego guza i przestraszyła pół rodziny (jutro wychodzi, bo wszystko super gra i babcia w wyśmienitym humorze i stanie zdrowia), a ja szczekam od 20 do zaśnięcia i potem od 5 do 6 rano.... bo też jestem podziębiona, a nie mam kiedy się położyć. Tak więc debiutuję - pierwsza moja własna wigilia, kiedy to w sumie wszystko przygotowuję. Pierwszy raz upiekę pewne placki, ugotuję pewne dania, a jak matki dojdzie do siebie, to ją jeszcze raz ochrzanię! Bo jakby poszła do lekarza wtedy, kiedy ją o to prosiłam, to dzisiaj nie walczyłaby z poważną chorobą. I tak dobrze, że nie leży w szpitalu, bo tam by ją tydzień trzymali. Mamy znajomą lekarkę, jej onkologa, która wypisała jej odpowiednie leki do zażywania w domu. Lekarka z powołania i chwała jej za to! Nic, idę już dzisiaj spać, a jutro od rana robota wrze. Postaram się jeszcze wpaść i złożyć Wam życzenia :) Buźka!

P.S. skopiowałam pomysł od Ewy :) i to są efekty :)

czwartek, 20 grudnia 2012

stetryczałam chyba

Ostatnio robię się zgryźliwa. Nie wiem, czy to starość, czy nadchodzące święta, czy też wredny charakter ze mnie podwójnie wyłazi. Dostrzegam coraz więcej głupich zachowań wśród ludzi, głupich wad, niepotrzebnego "podniecania" się tematem nie wartym większej uwagi, stawiania siebie jako "nie wiadomo jaki ze mnie cud" i prychania na niegodne spojrzenia i słowa towarzystwo. I wkurza mnie to. Mam ochotę raz czy drugi takiemu osobnikowi odpowiedzieć, bo zdzierżyć nie mogę. Potem jednak sama sobie tłumaczę, że nie ma co się wdawać w dyskusję, bo on/ona i tak nie pojmie w czym rzecz. Dalej będzie się perzyć, furczeć, burczeć i za chiny ludowe racji nie przyzna, a zdania nie zmieni. Siadam więc sobie cicho i spokojnie i włączam "tumiwisizm". I staram się, aby spływało to mnie jak woda po kaczce. Staram się, ale nie zawsze mi to wychodzi. I tym sposobem siedzę od paru dni w robocie lekko nabzdyczona, a inni pewnie myślą sobie o mnie "obrażona księżniczka". Ale wiecie co? Guzik mnie to obchodzi. Jakby tak spojrzeli na siebie z boku, tak jak ja na innych teraz patrzę, to by pewnie zdanie zmienili. Lubię być takim obserwatorem. Lubię popatrzeć, poanalizować, rozłożyć na czynniki pierwsze i spojrzeć na coś z boku. Jednak czasami sama się niepotrzebnie w te obserwacje angażuję. Chcę poprawić dostrzeżony błąd. Niepotrzebnie. Lepiej się wyłączyć i wrócić na krzesełko obserwatora - dzięki temu czasami jest wesoło, bo ludzie w sumie są zabawni :) ale to dalszy etap - na razie przechodzę przez fazę "matko jedyna, nie odzywaj się już, bo cię chlasnę", czyli lekkiej irytacji :P

pierwsz raz....

...u dentysty.
Tak się porobiło, że mojemu młodemu dziecku popsuły się zęby. Normalnie, pewnie bym nie leczyła mleczaków, ale że dziecię ma lat 3, a zęby mają mu posłużyć jeszcze ze 3 lata, no i żeby się próchnica po całej jamie ustnej nie roznosiła - mus naprawić. Zapisaliśmy się do wery specjalistycznej kliniki przed duże "Ka". Przemiła pani umówiła nas na konsultację z panią doktor. Przybyliśmy więc do owego przybytku, pełni swojego rodzaju onieśmielenia. Owo onieśmielenie się spotęgowało, gdy zostaliśmy zaproszeni do poczekalni, w której leciały bajki, stały zabawki, zamek z pleksy ze zjeżdżalnią, pokój z play station (jakaś gra lego). Zaraz potem wyszła do nas pani doktor - osobiście!!! Podała rękę, przywitała się z Kubą, przedstawiła się i zaprosiła do gabinetu. W gabinecie pani doktor wyjaśniła nam na czym będzie polegało leczenie, obejrzała ząbki - potwierdziła - obie jedynki na styku się psują. Z uwagi na młody wiek oraz nieprzewidywalność, zaproponowała nam leczenie pod wpływem magicznego syropku, który sprawia, że dziecko się rozluźnia, jest lekko ogłupiałe, nie wyrywa się aż tak bardzo, bo nie ma siły, a co najważniejsze - nie pamięta wizyty, więc nie ma złych skojarzeń. Taki "głupi jaś". Myślę - w to mi graj - idziemy na to! Zostaliśmy poinformowani o wymaganiach, typu niejedzenie i niepicie na kilka godzin wcześniej, itp. Osszywiście, jak to w poważnych klinikach, konsultacja gratis, na rachunek przyjdzie czas potem. Pozbieraliśmy więc kasę i umówili wizytę. Przyszliśmy na podany termin i godzinę. Znowu pani po nas wyszła, witanie i te sprawy, do gabinetu, w gabinecie instrukcja, syropek i do poczekalni. Tam czekać, aż syrop dziecinkę ogłupi, a pani po nas przyjdzie za 20 minut. Aaa, no i najważniejsze - mamy uważać, bo będzie się zataczał, potykał, chwiał - żeby sobie głowy nie rozbił. Koleżanka, która mi Klinikę (tak, duże Ka) polecała, też ostrzegała, że dzieciak bełkocze, łazi jak pijany, itp. No to luz - łazimy za gościem krok w krok, pilnujemy. 10 minut, 15, 20... przy chodzi pani doktor. "I ja Kuba?" A kuba: "Pani, pani, popatrz, tu jest gla! i tu jest ciufcia!" (w telewizorze). Mina pani doktor - bezcenna. Stwierdziła, że czasami działa dłużej, trzeba zaczekać, przyjdzie za 10 minut. Po upływie czasu - to samo. Dzieciak lata jak króliczek z wiecie jakiej reklamy baterii. Pani doktor nie wierząc w sukces operacji, mówi, że chyba dzisiaj nie zrobimy, no ale może spróbujmy, najwyżej odpuści. Cóż się okazało? Młody sobie zażyczył na komputerze filmik pokazujący nasze polskie pociągi na torach (pani wybrała jakiś długi, na 30 minut) i przystąpiła do pracy. Zrobiła mu oba zęby, szybko i sprawnie, bez znieczulenia, z niedziałającym prawidłowo magicznym syropkiem. Z wrażenia policzyła nam mniej - po pół plomby, a nie po całej, jak zapowiadała, na znieczuleniu też oszczędziliśmy, a jeszcze do kompletu, za grzeczne sprawowanie zęby zostały polakierowane. Matka oszczędziła w tym dniu ok. 150 zł :D A młody? Oczywiście pamięta całą wizytę, co pani robiła, co oglądał, co pani mówiła, co dostał, itp. Syropek na niego nieco podziałał, ale tylko troszkę. Kojarzycie ten stan upojenia alkoholowego, kiedy nie ma rzeczy niemożliwych? On był w takim stanie.
- kuba - nie kop szafki!
- cicho, mama, ne opowfiadaj...heheheh
lub
- kuba, idziemy się myć
- tata, nie gadaj jus, ja sje bawie, heheheh

Taki mały bezczelny smarkacz :) Tego wieczora, ani prośbą, ani groźbą - wszystko co się do niego mówiło, było wyśmiane takim szatańskim "heheh" i ignorowane... Nie ma to jak "magiczny syropek" :)

wtorek, 18 grudnia 2012

sto lat!

W dniu dzisiejszym moje młodsze dziecko skończyło 3 lata. Synuś, życzę Ci, żebyś zawsze przebojem szedł przez życie, tak jak to robisz teraz. Żebyś zawsze miał w sobie niewinność i szczerość dziecka, nawet i przede wszystkim w dorosłym życiu. Żeby Ci nigdy nie zabrakło niczego, żebyś był szczęśliwy pełnią szczęścia i pełną gębą.
Jak się miałeś rodzić, 17 grudnia, to była zima, ale taka zima.... jak obecnie na Podlasiu :) Do szpitala szłam na kontrolne KTG na piechotę większość drogi, bo miasto było niemal sparaliżowane. Oczywiście KTG nie wykazało nic (a to było aż dziwne, bo się przekopywałam przez zasypane chodniki ze 2-3 km co najmniej), więc wybrałam się wieczorem na spacer. Skończyłam ten spacer w szpitalu, 3 godziny później. Przeleżałam całą noc, rano próbowano Cię wygonić, ale nie pomogło. Skończyło się na sali i cc. Byłeś w tym dniu jedynym chłopakiem na oddziale - rodzynek. Czarowałeś panie stażystki i lekarkę. I tak Ci zostało do dzisiaj. Czarujesz nas każdego dnia, a ja Ci wielu rzeczy odmówić nie umiem. Systematycznie ponoszę małe porażki pedagogiczne :) I mimo, że niezłe ziółko z Ciebie rośnie - co dzień większe, to i tak bym Cię nie zamieniła na nic innego na świecie. Sto lat, Młody!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

dostałam nagrodę!!!


http://blaskicodziennosci.files.wordpress.com/2012/12/nagroda.jpg 

Zostałam wyróżniona. Nie jestem przekonana, czy zasadnie, wrodzona skromność każe mi lekko zaoponować, zarumienić się, pochylić głowę, a jednak mimo to się cieszę jak dziecko z lizacka :)
Nagrodziła mnie FrytkaThunderstormMalawiart. Bardzo dziękuję i spieszę zamieścić to trofeum w galerii.

Zasady zabawy:
 
Nominować blogi, które według mnie zasługują na wyróżnienie.
Poinformować blogerów, o tym, że są nominowani.
Podziękować blogerowi, który mnie nominował.
Dołączyć nagrodę na swoim blogu.
 
Tak więc - podziękowałam oraz nagrodę zamieszczam. Teraz czas na nominacje. Ponieważ zabawa zatacza dość szerokie kręgi, pozwolę sobie się ograniczyć. Wymienię z imienia (kolejność zupełnie przypadkowa) kilka, a reszta? A reszcie poniżej :)
Miśka - za to, że twardym trzeba być, a nie miętkim, że daje radę, mimo, że łatwo nie jest. I zawsze znajdzie chwilkę, by pogadać i miłe słowo rzec.
Shara - za głębsze spojrzenie na rzeczywistość i sprawianie, że się zastanawiam, w chwilach, gdy tego nie planowałam robić ;)
Zante - za poczucie humoru, dosadność i ironię oraz sarkazm, wcale nie ukrywany :)

Nagrodę przyznaję wszystkim pozostałym blogom i blogerom, ponieważ sprawiają, że dzień robi się fajniejszy. Za całokształt, za poczucie humoru, za życzliwość, ostry język, za możliwość podyskutowania w komentarzach. Za to, że mam co czytać :)