środa, 14 listopada 2012

babskie kino

Wzięłam niedawno udział w akcji promocyjnej ukierunkowanej na kobiety. Po naszemu - byłam na pokazie filmowym dla kobiet. Różni się on pozostałych tym, że:
- bilet jest stosunkowo niedrogi
- sponsorami są firmy dla kobiet, np. avon
- przed wejściem częstowano nas cukierkiem, czekoladką, deserkiem, w prezencie dostałam bardzo ładne firmowe rajstopy oraz próbkę drogiego kremu
- przed rozpoczęciem seansu zamiast tradycyjnych reklam było osobiste przedstawienie sponsorów, tudzież partnerów i losowanie nagród, wręczanie innych dodatkowych upominków, np. zestawów kosmetyków, czy voucherów do salonu piękności.

Potem na szczęście, po tym nieco przydługawym wstępie, był pokaz na prawdę fajnej, lekkiej komedii, która szczerze mi się podobała. Dawno się nie śmiałam w kinie :) No i dawno nie byłam na czymś innym niż bajka dla dzieci :) Więc w sumie samo wyjście i oglądanie kina dla dużych było frajdą :) A jak się mężowi zestroję w te rajtki z pręgą z tyłu nogi....... hehehehe..... to się wieczór może całkiem interesująco skończyć.... Ale o tym już Wam nie opowiem ;)

W każdym razie, jako skutek tego wyjścia - dzisiaj mam pięknie gładziutkie rączki - bowiem pani wybrała nas z koleżanką do siebie i zrobiła małe czary-mary, na które na co dzień czasu brak. Czyli - zrobiła mały krótki zabieg na ręce, zachęcając nas równocześnie do wstąpienia w szeregi avonu. Niestety, na tym polu porażkę poniosła, bowiem żadna z nas nie ma na to ochoty (albo raczej czasu), ale za to z drugiej strony, zamówiłam sobie właśnie ten magiczny krem, którym nam te ręce pacykowała ;) I tym o to sposobem, w kosmetyczny deseń, załatwiłam sobie gwiazdkę (rodzina) i mikołajo-urodziny (to już dla siebie). Za miesiąc kupię jeszcze drobiazg dla męża i zostaną mi "tylko" dzieci. W sumie, to młody w prezencie mikołajkowym dostanie...... dentystę, a po nim, to już mnie będzie stać tylko na batonika :P jednakowoż, nie jestem pewna, czy się tym zadowoli. A właśnie, chyba będę namawiać moje dzieci, żeby zostały lekarzami. Normalnie cholernie opłacalny zawód. Młody złapał próchnicę. Niestety. Zjada mu powoli (w sumie wcale nie powoli) obie jedynki. A że zęby dziecku muszą posłużyć jeszcze ze 3 lata (jak ma po mamusi to i 4 w porywach do 5), to należy temu ustrojstwu zapobiec. Zapobiegnięcie w sposób w miarę bezstresowy, ze znieczuleniem oraz podaniem syropku zmiękczającego dziecko (osobnik nie pamięta odbytej wizyty), kosztować mnie będzie sporo. Ogłaszam niniejszym rodzinną zbiórkę funduszy na zęby drugorodnego!

DOPISEK: zbieram pomysły na mały drobiazg dla faceta na mikołaja i gwiazdkę. Czekam na morze pomysłów. Dodam, że to ma być coś małego, symbolicznego i najlepiej - oryginalnego :D

poniedziałek, 12 listopada 2012

zwierzenia


1. co cenisz u innych?
 - szczerość i uczciwość, nawet jeśli są czasami bolesne.
2. czego nie lubisz w sobie?
 - fizycznie - nosa, kartofel mi taki przypadł w udziale, z cech - czasami mam słomiany zapał, ale to leczę. jest ze mnie również czasami kawał cholery i zołza :P szczególnie w "te" dni...
3. jaki jest Twój ulubiony film?
 - hmmmm, nie mam jednego, jednak odczuwam wielki sentyment wobec "To właśnie miłość"
4. czego się boisz?
 - dwóch rzeczy - ciężkiej choroby lub śmierci dzieci oraz bycia zniedołężniałą i zależną od łaski innych na starość. pierwszego chyba nie umiałabym przeżyć. aż mnie dreszcz przechodzi, jak to piszę.
5. co zrobiłabyś/ zrobiłbyś z główną wygraną w lotto?
 - zbudowałabym dom (praktyczna część mnie) i podróżowała za resztę, bo kocham zwiedzać i poznawać  :)
6. czy lubisz gotować?
 - jak mi nikt za przeproszeniem "dupy" nie zawraca i nie przeszkadza - lubię :) ale nie szaleję w kuchni, jak np. Ewa ;)
7. czy posiadasz jakieś zwierzę? jeśli tak – jakie, jeśli nie – jakie chciałabyś/ chciałbyś mieć?
 - tak, posiadam, cztery zwierzęta: męża i dwoje dzieci oraz kota (wszyscy mi to powtarzają - masz kota, ty to masz kota..., itp.). Kiedyś moim marzeniem był dog niemiecki, teraz piesek w ogródku, najlepiej beżowy labrador, bo to rasa dla dzieci (znowu tam bardziej praktyczna strona osobowości)
8. czy lubisz swoją pracę?
 - w sumie tak, poza nielicznymi momentami, gdy odnoszę wrażenie, że komuś licencja na myślenie wygasła... oraz gdy mi się spóźniają z premią (to takie coś, co raz na kilka lat mi się dostaje, chociaż powinno zdecydowanie częściej)
9. jeśli miałabyś/miałbyś wybrać się w daleka podróż to statkiem czy samolotem?
 - nie wiem, samolotem leciałam 2 razy. Za pierwszy razem był to "antek" obejrzałam wtedy z bliska śniadanie, drugi raz do Tunezji - bałam się powtórki z Antka... ale przeżyłam :) statkiem pływałam tylko po jeziorze i mi się podobało
10. jak lubisz spędzać urlop, czynnie czy biernie?
 - tak i tak - najlepsze jest połączenie jednego i drugiego, np. leżenie na plaży z przerwami na zwiedzanie i pływanie :D.
11. czy jesteś tak po prostu szczęśliwa / szczęśliwy?
 - chyba tak....

oraz od Zante:
1) Nadejdzie taki dzień, że …
że się wyśpię w sobotę - serio, jeszcze w to wierzę, po kilku latach wstawania o świcie świątek, piątek czy niedziela. 

2) Gdyby z nieba spadło mi 3000 zł…
gdyby spadło, to pewnie wykorzystałabym je nierozsądnie i... pojechała z Młodą do Disneylandu :) bo nie tylko dzieci mają licencję na zabawę, chociaż w moim przypadku byłaby nieco ograniczona ta zabawa (żadne kręciołki!)
 
3) Najcenniejszą moją pamiątką jest…
nie jestem zbieraczem, chociaż pamiątek mam sporo i każda jest dla mnie równie cenna, bo wiąże się z czym istotnym - wydarzeniem, które zapamiętała do dzisiaj, a ona mi je dodatkowo przypomina, to może być muszla, pocztówka, zdjęcie, serwetka z numerem telefonu... wartość i wielkość nie mają znaczenia, liczą się emocje, które niesie pamiątka
 
4) Są filmy, których się nie zapomina. Dla mnie to…
powtórzę się - "to właśnie miłość", gdyż ponieważ napawa mnie optymizmem i daje pozytywnego kopa oraz wzrusza :) z poważniejszych - "pianista" i "lista schindlera" - za treść, "władca pierścieni" - za efekty i wywarte wrażenie. Jeszcze kilka by się znalazło. Aaaa, "niekończąca się opowieść" - pierwszy film, jaki oglądałam w kinie :D Tego kina już nie ma - Apollo!
 
5) Taki niby drobiazg, a mnie cieszy. Dla mnie to…
pierwszy raz w moim życiu zakwitnie mi "grudzień", a obcięte miesiąc temu storczyki odrastają! normalnie cieszę się jak goopia  - lubię takie drobiazgi, lubię dostać z zaskoczenia kartkę na urodziny, lubię, jak mnie ktoś docenia, za byle co nawet, lubię Wasze komentarze - cieszę się każdą najmniejszą przyjemnością

6) Pieniądze szczęścia nie dają, ale…
zakupy owszem ;P a tak serio - może i nie dają, jednak pomagają je osiągnąć, bo co by nie mówić, w dzisiejszym materialnym świecie, dobrze jest mieć kasę, bo to dużo ułatwia.

7) Rozśmiesza mnie do łez…
sama ja siebie rozśmieszam, np. jak dzisiaj kucając chciałam wstać, tylko nogi mi się zaplątały i tyłek grzmotnął o posadzkę, dobrze, że do ziemi blisko było :) rozśmiesza mnie obecnie syn - skubany ma takie odzywki chwilami, że ręce opadają.

8) Przyjaciel to…
ktoś bardzo wyjątkowy, ktoś, kto rozumie, że jak mówisz "spadaj, chcę zostać sama", to mam na myśli "jest mi źle, zostań ze mną" oraz ktoś, kogo cenisz za to, że ci powie w twarz, że pieprzysz i nie masz racji/ robisz błąd, a ty mu za to podziękujesz, bo wiesz, że ma rację i mówi szczerze

9) Jest posiłek i bywa uczta. Dla mnie to…
hmmmm, trudne pytanie... "posiłkiem" można się cieszyć na co dzień, a do osiągnięcia "uczty" dążyć. uczty się docenia znacznie bardziej od posiłków :)

10) Otacza nas mnóstwo sprzętów i gadżetów. Nie wyobrażam sobie życia bez…
komputera i telefonu - niestety, uległam pewnym nowinkom :)
 
11) Jutro będzie nowy dzień i niech mi przyniesie…
niech po prostu przyjdzie :) i niech nie będzie gorszy, od tych, co minęły :) to mi wystarczy

taki tam weekendzik

Zauważyłam, że udało mi się w weekend wywołać małą burzę w szklance wody i sprowokować całkiem fajną dyskusję :) Efekt niezamierzony, ale pożądany. Niestety miałam mały problem z odpowiadaniem Wam na bieżąco, gdyż po pierwsze primo dziecko dostarczyło mi niemałej rozrywki, jedno w piątek, bo musiałam nowe zasady w domu obwieścić i w życie wprowadzić, a drugie w sobotę, gdyż udaliśmy się wycenić sztukę dziecka do dentysty. Wyszło niemało, ogłosiłam zbiórkę funduszy na leczenie. Potem poszłam na mecz, gdzie ujrzałam obraz nędzy i rozpaczy, czyli jak to Resovia przegrała z Częstochową, co im chyba będzie wypominane do końca sezonu. Coś w stylu "jak zmarnować 2 godziny". Porażka i masakra, to były najczęściej słyszane słowa na trybunach. Ale cóż, trzeba zapomnieć, dupki zebrać w sobie i stanąć do walki, jak na mistrza polski przystało. Bo w sobotę to zagrali jak "miszcz" a nie "mistrz". W niedzielę więc, będąc w szoku po przegranej oraz pod wpływem cholernego halnego (= łeb mnie bolał od soboty) robiłam NIC. Uprawiałam je namiętnie w fotelu, oglądając zaległe Kości oraz Incepcję. Obiad zrobił się sam, upiekł się w piekarniku, wieczorem jedynie zaszalałam, bo w końcu i wreszcie wypadało tyłek ruszyć, i machnęłam takie tam, na zdjęciu poniżej.
 

Oraz pamiętam cały czas o "wyspowiadaniu się" dla Frytki i Frau Be. Mam niemal gotowe, tylko czasu brak na doprecyzowanie, gdyż dzisiaj mam lekarza oraz ćwiczenia :) odrobinę cierpliwości jeszcze poproszę.

życzę miłego poniedziałku!