piątek, 8 marca 2013

czarna d....ziura

Ech. Jestem wkurzona, zniechęcona, opadnięta do samej ziemi, zdołowana i przygnębiona. Dzień kurna kobiet - kurna.
Coś miało być, wielkiego i fajnego, cholernie pracochłonnego - a wyszło jak zwykle. Pocieszenie, że powód zdoopczenia się leży po trzeciej, niezależnej od nikogo stronie jest bardzo marnym pocieszeniem. Bardzo marnym. Napracowałam się jak dziki osioł, wszystko było dopięte, wszystko grało. Odwaliłam cholernie dużą robotę. I na 5 minut przed pierdyknęło. I o tak.
No.
Tyle w temacie.
Otrząsnę się pewnie po tej flaszce szampana, co ją miałam wypić z radości. Posłuży do zalania robaka.

środa, 6 marca 2013

WAŻNE!!!

Chyba nie muszę nic dodawać? Niedożywiona jestem, więc idę coś skonsumować :P

niedziela, 3 marca 2013

torta piekłam...

Żyję!!! Przeżyłam wczorajszy nalot młodocianych przestępczyń na mój dom! I byłam zaskoczona, jak zarąbiście się ze sobą bawiły! Nie potrzebowały animatora - poszły w tango i tyle je widziałam :) Za to słyszałam bardzo dobitnie. Myślę, że sąsiedzi też - z każdej strony :) Była zabawa, tańce muzyka i... kibicowanie skoczkom!

Ale do rzeczy. Na urodziny potrzebny jest tort. Obudziła się we mnie ambicja i stwierdziłam, że sama tego dokonam i tort upiekę. A co! Ja nie dam rady? Ludzie.... przecież umiem gotować, umiem piec (proste rzeczy) to czemu miałabym nie dać rady tortowi? Znalazłam przepis, całkiem fajny i wcale nie taki trudny - rzekłabym - prościzna. No to do roboty.
Składniki - są!
Tortownica - jest! (dzięki sąsiadko!)
Kuchnia - jest!
Dzieci z mężem - są!
To jedziemy!

Zaczniemy od placka orzechowego, tzw. "wkładki". Osoby zajmujące się pieczeniem zawodowo, powinny teraz przerwać czytanie. Zadanie pierwsze - oddzielić 5 białek od żółtek. Prościzna. Oddzielone koncertowo. Białka w misce, szczypta soli i robot w ruch. Piana ubita :) Sztywna, ładna, wszystko gra. No to dodajemy cukier. Pierwsza porcja - powoli mieszamy, druga porcja - i coś mi nie gra.... PIANA PADŁA!!! Nosz kurde flak, dupa jasiu, z tego placka guzik będzie! To, co piana usłyszała, to jej. 5 białek poszło się paść, trzeba zacząć od nowa. Wściekłam się jak diabli, nienawidzę bowiem jak mi coś nie wychodzi, szczególnie coś tak banalnego jak piana! Nic to, robimy od nowa. Miałam jajka ze wsi, te się na pewno ubiją. A żółtka pójdą na piwo z imbirem, gdyż jestem koncertowo zaciapana, z reszty będzie kogel-mogel. Miska umyta, piana ubita, placek upieczony. Teraz biszkopt. Ten - o dziwo - bez przygód. Ale... przecież nie może być tak łatwo...
Wszystko upieczone, masa gotowa, wiśnie odcedzone - nic tylko składać. Jeszcze tylko po raz piąty przeczytam co i jak, w jakiej kolejności. I wyszło mi, że tą wkładkę orzechową, to muszę przepołowić... Nie wiem jak - ale to zrobiłam.Oczywiście nie wyszło równo, ale placek wkłada się w środek, poukłada się i nikt nie zauważy.To składamy! Biszkopt - jest! Masa, wiśnie - jest! Wkładka - jest! Masa, wiśnie - jest! Biszkopt -..... jaki biszkopt? Przecież czytałam, że dwa razy mam układać wkładkę? Hej! Gdzie ta druga wkładka?????? Nosz! ^&^%$(*&%$@#@#%^&$$# -wa mać! NIE TRZEBA PRZECINAĆ WKŁADKI! Trzeba włożyć ją w całości!!!! JAK ja to przeczytałam, że mnie wyszło dwa razy... NIE WIEM - chora byłam :) I już nie miałam siły się wściekać - dostałam głupawki :) Stałam na tym tortem i się śmiałam, sklejając wkładkę z powrotem i ponownie nakładając masę :) Na szczęście tort wyszedł przepyszny!!!
A oto dowód - chociaż nie wygląda okazale - następny będzie wpost idealny :) (nie patrzeć na kolory zdjęcia)