sobota, 26 stycznia 2013

blog roku - głosujcie na Miśkę

Jedna taka, całkiem miła, z fajnym dzieckiem oraz niesamowicie przystojnym starszym synem (muszę sobie przypominać, że mam męża) poprosiła o wsparcie. Ponieważ mój telefon ma zablokowane sms specjalne, to zamiast wysyłać - zamieszczam jej prośbę poniżej (skopiowałam bez wprowadzania zmian i korekt).

Chodzi o blog Miśki

Trzeba wysłać sms o treści A00227 na numer 7122
 Dochód z SMS zostanie przekazany na integracyjno - rehabilitacyjne obozy dla dzieci z ubogich rodzin i dzieci niepełnosprawnych.
Więc nie tylko nam zrobicie wielką frajdę, ale i spełnicie dobry uczynek i pomożecie dzieciom!! (w zeszłym roku zebrano 41.989.82 zł!)
Czyli tak - łosz end goł;)
I nie odkładać na potem! Zagłosować od razu, bo potem się zapomni!

czwartek, 24 stycznia 2013

gumka sie rozciągła była

Jak się guma w majtkach rozciągnie, to majtki z tyłka lecom... Moja cierpliwość i zasób zaufania wobec pewnej osoby były jak ta guma w majtkach. Rozciągano je wielokrotnie, w te i nazad. Raz naciągamy, raz puszczamy i wraca do stanu pierwotnego. Ale każda guma ma swoją wytrzymałość. I jak się ją naciągnie za bardzo - strzela. A osoba naciągająca dostaje po paluchach. Na razie moje majtki zrobiły się bardzo luźne i muszę je podtrzymywać, żeby mi z tyłka nie zjechały, bo zostanę z gołymi pośladkami na wierzchu. Na razie obrywam puszczaną gumką i póki co - znoszę to, mimo, że masochistką nie jestem. Ale ostatnio moja guma się mocno rozciągnęła.... Tak mocno, że przy następnym naciągnięciu - strzeli. Nie chcę być w skórze tego, co oberwie po palcach.... Oberwie gumą i jeszcze ode mnie, za zniszczenie majtek... Tylko co ja mam zrobić z tymi lecącymi kawałkami bielizny?

wtorek, 22 stycznia 2013

zaplątana

Zamotałam się i wpadłam w jakiś wir. W pracy staram się nie dawać górze powodów do rozważań o obcięciu etatów. Na bloga nie zaglądałam, więc przepraszam za opóźnienia w odpowiedzi na komentarze. Kilka zdarzeń zajęło mnie dość mocno, więc może po kolei. Za tydzień jadę na urodziny babci - 85-lecie. Impreza jak się patrzy, z rodziną, w restauracji. Jedziemy z mężatym bez dzieci, więc może nawet nieco odetchniemy ;) Z okazji urodzin wymyśliłyśmy z mamą taki prezent - zrobiłyśmy kolaż, dużego formatu, ze zdjęć wnuków, prawnuków i córek. Spoko, spoko, nie ma nas aż tak dużo, wszyscy się zmieścili :) Liczną rodziną to my nie jesteśmy - zdecydowanie. Zdjęcia pozbierane, kolaż wreszcie zrobiony, zamówiony - jutro lub pojutrze już do odbioru. To jedno. Drugie - młoda ma z okazji Dnia Babci i Dziadka występ w szkole. Podwójny. Raz - jasełka z klasą, do których mam ją zrobić na czarno (czarne body, leginsy i opaska na włosy z gwiazdą) - będzie gwiazdką. Drugi występ z grupą z gimnastyki - tym razem na biało - bo ma być śnieżynką. Więc latałam za czarnymi leginsami, białymi rajtkami, gumką na spódnicę niczym z H&M (nasza firanka robi za materiał), czymś na zrobienie gwiazdki na głowę i śnieżynki! Potem przyszło info o planowanym spotkaniu klasowym. I się wciągnęłam w poszukiwanie osób, do których nie mamy kontaktu. Udało mi się co nieco, kogoś tam znalazłam - poczta pantoflowa to jest coś! A potem mieliśmy jechać na narty w niedzielę, ale w sobotę wieczorem synek dziwnie pokasływał. W niedzielę pokasływał nadal, więc ani narty, ani nawet sanki, za to syropek i dużo picia. W poniedziałek koniec pokasływania, zaczął się kaszel. Efekt - zapalenie oskrzeli, jak to pani doktor określiła - konkretnie go wzięło. Tak więc siedzę w domu i dochodzę co chwila do wniosku, że w pracy jest mniej roboty niż w domu z dzieckiem. Jeden syropek, drugi syropek, łapiemy po drodze trzeci, zanim dziecko samo sobie zapoda, potem inhalacja, zupka, usypianie (matki też się kimnęła), obiadek, drugie dziecko, znowu zupka, znowu syropki... Dobrze, że ja tylko 2 dni, potem mężaty się spełnia w roli tatusia - opiekuna :) w końcu równouprawnienie jest :)