środa, 28 sierpnia 2013

Górskie wyprawy tygrysa z tygrysiątkiem

Post z dedykacją dla Ewy.

Jak co roku, już drugi rok z rzędu (hłe, hłe, młoda ta tradycja jeszcze) wypuściłam się z córką w nasze piękne góry, a konkretnie Tatry, które kocham, uwielbiam, miłuję, muszę tam być i już. Usiłuję swoje umiłowanie przekazać córce i chyba mi się udaje ta sztuka.

Czwartek, 22.08
Wyjazd z domu, przesiadka w Krakowie, szybka wizyta w decathlonie celem odebrania butów dla córki i jedziemy do Zakopanego. W tym dniu nie robiłyśmy już nic, przeszłyśmy się tylko troszkę, coby okolicę poznać i zobaczyć, gdzie co leży (czytaj sklep na przykład, czy jakaś jadłodajnia). Siusiu, paciorek i spać, bo jutro idziemy zdobywać szczyty. Nocleg miałam w okolicy ulicy Kościeliskiej, boczna uliczka, zaraz obok liceum sztuk pięknych, z widokiem na "Giewonda", jak mówiła moja córa, regularnie przekręcając nazwę. Cicho, bardzo spokojnie, czysto i cenowo stosunkowo okej. I blisko do busów, które odjeżdżają również spod dolnych Krupówek (nie musiałyśmy zasuwać na dworzec!).


Piątek, 23.08
Pobudki nie trzeba było robić, jakoś same wstałyśmy około 7-mej i przed 9-tą już jechałyśmy w kierunku Łysej Polany. Cel - Morskie Oko, które córa chciała koniecznie zobaczyć. Początki drogi były jakieś ciężkie, młoda marudziła, stękała, ale szła. Jakoś. Rozkręciła się przy Wodogrzmotach, które jakieś małe się wydawały, po upalnym lecie - zdarzało się, że jednak było tam więcej wody, niż obecnie. Morski Oko, jak zawsze ładne, malownicze, tylko okrutnie zaludnione - można oszaleć. Zjadłyśmy ciepły posiłek, wypiłyśmy czekoladę i czym prędzej uciekłyśmy w górę - w kierunku przełęczy Szpiglasowej. Trasa na przełęcz jest niesamowicie malownicza. Szlak odchodzi w prawo od MO i wznosi się powoli po zboczu góry. Wąska, ale bardzo łagodna ścieżka prowadzi początkowo przez las. Po około 10 minutach las się nieco przerzedza, a oczom ukazuje się jezioro - błękitne, piękne, oddalone. Na ścieżce jest raptem kilkoro turystów (nie są to turysty z bryczek, ale turyści). Cisza i coraz lepiej widoczne z góry jezioro. Przed nami majestatyczny Mnich,  pochylony, idzie ku szczytom, na lewo kolejne górskie zbocza otaczające MO, po lewej stronie powoli rysuje się niecka Czarnego Stawu pod Rysami, który jeszcze jest niewidoczny - jesteśmy jeszcze na zbyt małej wysokości. Ścieżka powoli wyprowadza nas z lasu, na poziom kosodrzewiny. Zbliżamy się do Mnicha i do kamienistych zboczy. Mijamy kolejny raz strumyczek spływający z góry, ścieżka wije się zakosami, nadal łagodnie i delikatnie. Po nieco ponad godzinie dochodzimy do rozwidlenia szlaków. Mamy widok na Dolinkę za Mnichem, w tle ścieżkę na Wrota Chałubińskiego. Mnich nieco stracił na majestacie, jakby się skurczył... Sama Szpiglasowa Przełęcz i szczyt Szpiglasowy tonie w chmurze, choć na dole świeci słońce. Do szczytu jeszcze około godziny (przy tempie, w jakim szła młoda, myślę, że max 45 minut). Jednak na tym etapie rezygnujemy. Jest już za późno na większy odpoczynek i dalsze wspinanie. Trzeba jeszcze zejść ze ścieżki i wrócić do tego gniazda buczących os nad MO, a potem jeszcze z MO na dół do busa. Droga w dół do MO była lekka i przyjemna, po asfalcie już gorzej, ale przecież nie zostaniemy... Jak się weszło, trzeba i zejść. W Zakopanym byłyśmy około 18-tej. Spało się nam nad wyraz dobrze.
Niektórzy spotykają w górach niedźwiedzie, inni widują kozice, a my spotkałyśmy górali... z góralskiej kapeli :)

 
Pniemy się wysoko, ku Mnichowi

Widok na Morskie, po prawej Czarny Staw się wyłania, a po lewej ścieżka, którą tu dotarłyśmy. Zdjęcie wykonane już podczas zawracania.


Jeszcze raz Morskie z lewej, a Czarny z prawej i zamglone szczyty nad nim. Zdjęcie wykonane już podczas zawracania.

Młoda niemal na rozwidleniu, Szpiglasowa we mgle. Doszłyśmy do tej zielonej "bulwy" nad głową Młodej. Tam nastąpił zawrót.
Sobota, 24.08
Dzisiaj w planie wycieczka na Halę Gąsienicową i Czarny Staw Gąsienicowy. Idziemy od Kuźnic, przez Boczań, Skupniów Upłaz. Ta część wycieczki zajmuje nam 2 godziny. Po poprzednim dniu Młoda jest nieco zmęczona i mękoli, ale jako tako, przed schroniskiem się wreszcie rozkręca i pędzi. Chyba te dwa łyki power rade ją tak na nogi postawiły. Poprzedniego dnia, jak się napiła, to niemal do szczytu Szpiglasowej dobiegła. Hala została zdobyta, pięknie jakimś kwieciem obrośnięta. Z hali krótki postój w Murowańcu, gdzie jadłam chyba najlepszy w życiu żurek z jajkiem, ziemniaczkiem i kiełbasą (i najdroższy zarazem...). Porcja była na prawdę bardzo solidna. Posilone i odpocznięte ruszamy nad Staw. A nad stawem... Jak zwykle pięknie, choć same szczyty we mgle. Ewa, dla Ciebie zdjęcia, ze szczególnym uwzględnieniem Kościelca. Zejście było bardzo interesujące. Jednak z uwagi na ciągłe motywowanie starszej pani oraz jej asekurowanie (wybrały sobie ścieżkę przez Jaworzynkę), nie miałam czasu ani ręki, aby je dokumentować. Ta trasa robi wrażenie - jest przez chwilę (ok. 40 minut) stromo, a potem w nagrodę płasko. Ale pierwsza część daje się we znaki...
W drodze, na Upłazie.
Gdzie jest Wally? Czyli dziecko dociera.

Hala zdobyta - w tle Betlejemka.
 Staw Gąsienicowy - w tle (uwierzcie na słowo) Kozi Wierch, między innymi... Orla Perć.
Kościelec - jedyny nie zasłonięty przez chmurę.

Miejscowa fauna - poza kaczkami były też ryby, które zjadały rzucany kaczkom chleb, zanim wspomniana kaczka do niego dotarła.

Niedziela, 25.08
To już był dzień wyjazdu. Rekreacyjnie zdobyłyśmy Gubałówkę za pomocą kolejki, a tam moje niespokojne dziecko zdobywało park linowy. Wolałam jej dać 20 zł na godzinną zabawę na linach, niż 10 za 5 minut skakania na trampolinie, czy czymś podobnym. Dziecko radziło sobie jak stary wyga - przepinało bloczki, zapinało liny, zjeżdżało na tyrolce... Była kapitalna. Popołudniu wróciłyśmy do domu. Za rok - kolejna wycieczka.