sobota, 4 sierpnia 2012

baba na rowerze 2, czyli jak się urozmaica urlop

Jak sobie zwiększyć atrakcyjność urlopu? Sposobów jest wiele. Ja wybrałam ten rowerowy. Rano postanowiłam iść na zakupy, niczym myśliwy z jaskini, postanowiłam upolować mięsiwo na obiad. A że sklep jest oddalony, ten dobry, z dobrym mięskiem, myśliwy pojechał tam na rowerze. Pisałam kiedyś, że na rowerze telefonów się nie odbiera, bo można wylądować w rowie. Dzisiaj doszłam do kolejnych wniosków. Jadąc na rowerze nie czyta się tablicy na poboczu, informującej o korcie i nie rozgląda się za tymże kortem. Bo można sobie przystawić rower do krawężnika i znaleźć się nagle na poziomie gruntu. Urlop, na opalanie się wybieraŁAM, bo teraz to jakoś łyso.... Nogę bowiem obdarłam od kolana do połowy golenia, po całej szerokości, siniaka nabiłam koncertowego na drugim, nabawiłam się sinego paznokcia i bolesnego krwiaka i usmarowałam się jak nieboskie stworzenie zakładając spadnięty łańcuch. Nie wspomnę o urażonej dumie, która to chyba ucierpiała najbardziej. Tak więc na kolejne upalne dni mam 2 wyjścia - chodzić w długich spodniach, albo zaklejać nogę plastrem. Plaster się bardziej rzuca w oczy, ale wygląda zdecydowanie schludniej :) W nieoficjalnym konkursie na niezdarę tygodnia i najbardziej chłopczycowate nogi zdobyłam miejsce pierwsze!

piątek, 3 sierpnia 2012

ciemniejsza strona tygrysa

http://www.youtube.com/watch?v=6_PAHbqq-o4
Tygrys bawi się w dj'a i zapodaje sobie muzykę wieczorową porą, mając na uwadze urlopejszon :D

A że wzięło mnie na wspominki i nieco ciemniejsze rytmy, to podsuwam, może a nuż kogoś też "weźmie".


http://www.youtube.com/watch?v=VrZ4sMRYimw
http://www.youtube.com/watch?v=acgvRle07GI&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=uelHwf8o7_U&feature=related
i w nieco innym tonie:
http://www.youtube.com/watch?v=2XDBngjyN6g&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=EvuL5jyCHOw
http://www.youtube.com/watch?v=JsMUQK4jdsQ&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=Dw17-BEFb3Y&feature=related


i kawałki Nirvany, ze szczególnym uwzględnieniem Bez Prądu - NY

stacja: Zakopane


Tyle, po prostu. Tyle ode mnie na dzisiaj :) Ta piosenka w pełni oddaje moje samopoczucie w dniu dzisiejszym. Wpadnę tu pewnie jeszcze w poniedziałek. Jednakowoż udaję się teraz na zasłużony urlop - między innymi od kompa (na ile się da, bo w tym to ja nie jestem wytrwała). Nic na siłę. Pomykam na parę dni w góry w poszukiwaniu siebie i spokoju :) Jak wrócę - to będę. Jeśli jest tu jakaś życzliwa mi dusza - niech mi życzy słońca do upadłego, bo muszę nieco się zabarwić - w białym nie jest mi do twarzy, preferuję lekki brąz słoneczny :) Buzia!

czwartek, 2 sierpnia 2012

klient "rzondzi"

Pracuję w dość specyficznej branży. Znaczy na stanowisku znanym wszem i wobec, ale to czym się zajmuję jest nieco mniej typowe. Od paru dni mam do czynienia ze specyficzną grupą klientów. W szczegóły się wdawać nie będę, bo nie mogę, jednak śmiało mogę napisać, że mówi się do nich jak do ściany. Osobą jestem raczej otwartą i mam ten mankament, że się przejmuję. Przejmuję się swoimi klientami. Staram się jak mogę często spełnić ich wymagania (czasami "zachcianki" byłoby lepszym określeniem), wyjść na przeciw im potrzebom, itd. Łażę wtedy po biurze z oczami jak kot ze Shreka i naciskam szefową na wyrażenie zgody i nagięcie nieco naszych zasad. A naginamy ostatnio dość mocno. Zrobiliśmy się elastyczni jak guma od majtek. Wiadomo - kryzysik jest i ze zleceniami czasem krucho. Szczególnie w wakacje. Nie wiem jednak czasami, jak rozmawiać z ludźmi opornymi na wiedzę i wszelkie pożyteczne informacje. Przykład z ostatnich tygodni. Pisałam, jak bardzo się cieszyłam na jedno duże zlecenie. Takie coś zdarza się raz do roku, albo i na 2-3 lata. Mnie się udało już chyba 3-ci raz w mojej karierze. Klient naciskał na skrócenie terminu. Naciskał, naciskał, ja tłumaczyłam, że jeśli dadzą nam te 2-3 dni więcej, my to zrobimy lepiej, bo będzie więcej czasu, bo to dokładnie sprawdzimy, poprawimy, itd. Nie i nie, grochem o ścianę, ma być od razu i już, a jak coś - oni sobie sami zweryfikują i poprawią. Okej, skoro chcecie, to ile się będę prosić? Teraz okazało się, że się złoszczą, bo siedzą i sprawdzają i korygują. Odsyłają coś do nas, my poprawiamy i przekazujemy dalej. A wystarczyło dać nam te 2-3 dni, o które prosiłam, a całej sprawy by nie było. Właśnie tyle zajęło nam gruntowne sprawdzenie i naniesienie - jak się potem okazało - drobnych korekt (ich liczba w skali projektu okazała się oscylować w okolicy max. 1-2%). Czasami mam wrażenie, że moja praca polega na krzewieniu wiedzy, niczym w okresie pozytywizmu. Wyciągnęłam z tej sytuacji jednak parę wniosków. Pierwszy - stanowczo nie zgodzę się następnym razem na takie skracanie terminów. Postawię sprawę jasno, że szybciej się NIE DA, albo inaczej nie biorę odpowiedzialności na uszczerbki na jakości, nie przyjmując reklamacji. Drugi wniosek, taki prywatny - częściej i dokładniej słuchać tych, co mi coś sprzedają, bo a nuż mogą mieć rację i wiedzieć coś lepiej ode mnie :) Przykładów zabawnych mogłabym podać więcej, ale z tego raz, że powstałby cały post, a dwa - że dla osób spoza branży nie byłyby one na tyle zabawne. Tylko Iw by zrozumiała :)

środa, 1 sierpnia 2012

nie lubię wtorku?

Wróć! Dzisiaj nie jest wtorek, a środa! No więc nie lubię środy? Nie wiem - tej dzisiejszej chyba nie bardzo. Obudziłam się w miarę o właściwej porze. Nawet udało mi się wstać, chociaż Morfeusz nie odpuszczał i nie chciał mnie z objęć wypuścić. Mam wrażenie, że jak szłam do łazienki, ciągnęłam go jeszcze za sobą, uczepionego mojej kostki. W sumie nie mam pewności, czy nadal go za sobą nie ciągnę. Może to jest powód całego zamieszania. Wyrobiłam się w czasie i w momencie, gdy chciałam (powinnam) wyjść, zorientowałam się, że dziecko, które powinno być ubrane - śpi! Nic to, mówię, pojadę następnym busem. Książę jednak wstał, więc rachu-ciachu, ubrałam i wystawiłam za drzwi. Uszłam 2-3 kroki i jakoś mi "łyso". I to zrozumieć może tylko kobieta, wagę, tego, co napiszę. Wyszłam z domu bez torebki (torby raczej!). Wróciłam, wzięłam, idę. Zeszłam połowę trasy po schodach i jakoś mi dziwnie... No fakt, idę w kapciach, słitaśnych różowych klapkach.... Ech...... wracamy te 2 piętra prawie i zakładamy buty. Idę - może tym razem bez przeszkód. Udało się dotrzeć na przystanek, w butach, z torebką, nie gubiąc dziecka po drodze. Sukces! Potem tylko o mało nie pojechałam w siną dal, bo zapomniałam, że wysiadam (zerwałam się w ostatniej chwili z siedzenia). Ale! Nadal miałam torebkę, buty i DZIECKO! Dzień zaczynam więc od kawy - mocnej kawy, licząc, że nic wielkiego dzisiaj nie nabroję. Postaram się unikać trudnych tematów, skomplikowanych spraw. Po prostu DOTRWAM do końca. Tak będzie najlepiej :)

wtorek, 31 lipca 2012

Nic się nie stało!!!

Polacy, nic się nie stało!!!
Biało czerwone! To barwy niezwyciężone!!!
Polska!!!

Następny mecz wygramy!

poniedziałek, 30 lipca 2012

z cyklu - niedzielne poranki

Typowy niedzielny poranek typowej polskiej rodziny 2+2. Niedziela, godz. 6.20.
- Łeeeee! Łeeeee!
- co tam, młody? co chcesz?
- Łeeeee! Łeeeee! nieeee
- Jeść?
- Łeeeee! Łeeeee! nieeee
- Siku?
- łeeeee, nieeee, łeeeeee, tiak, siuku.
W drodze do wc obudziła się również druga połowa rodzeństwa i ochoczo i radośnie przywitała z pierwszą. Yhm, czyli raczej po spaniu, pomyślała mama. Chociaż - jako matka, czująca, że ją głowa nieco boli (ból nasilał się po spojrzeniu na zegarek), postawiła sprawę jasno.
- Ooo nie, jest 6.30 - do łóżek! Matka śpi! - po czym łyknęła coś, co miało ból głowy ukoić i poszła spać ze starszą połówką, podczas gdy mężu przygarnął młodsze.
Starsza połowa kręciła się na łóżku, jakby jej owsiki i gwoździe przeszkadzały w wiadomym miejscu. Na prawy boczek, na lewy boczek, na wznak, a to przytulała mamusię, a to puszczała, jak mamusia warknęła spomiędzy zębów ciche "spać!". Trącała mamę z kolanka, szurała po uchu, itp. W końcu stwierdziło kochane dziecko, że zostawi jednak mamusię z jej głową i pójdzie męczyć tatusia. Krzyżyk na drogę, pomyślała mama i odpłynęła, zaraz po tym, jak dziecko schodząc delikatnie z łóżka, przygniotło jej obie nogi i wbiło gdzieś łokieć. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy pojawiło się koło mamusi młodsze dziecię, mówiąc te oto słowa:
- mamo, kupe!
Taaaak, kochamy nasze dzieci, powtarzała w myślach mamusia, idąc z dzieckiem do wc celem oczyszczenia jego organizmu z toksyn i niestrawionych resztek jedzenia. Po załatwieniu sprawy, o dziwo, dość szybko, mamusia wróciła do łóżka. Na chwilę. Bowiem młodsze dziecię postanowiło uatrakcyjnić sen mamusi i poranek, jeżdżąc po pokoju dużym autkiem, które robi głośne "tyr, tyr, tyr!". Bardzo głośne. W sam raz na ból głowy. Po kilkukrotnym przegonieniu, po użyciu słów "idź stąd z tym autem", wymienieniu z nazwy "jasnej pelargonii" - dziecko zawróciło i zmieniło zdanie, na temat parkowania koło mamy i pokazywania jej jak auto przejeżdża próg zwalniający w postaci progu w pokoju. Do czasu. Nie minęło bowiem 10 minut, jak młodsze postanowiło podzielić się z mamusią swoją "zdobyczą" i znaleziskiem:
- mamo, mamo! pać! kozia!
I musiała mamusia wstać i umyć paluszek, bo co innego mogła zrobić z tym, co dziecko znalazło w nosie? Ponieważ mamusia jest twardą sztuką, podjęła jeszcze jedną próbę położenia się spać. W końcu mając dzieci na wychowaniu twardym trza być, nie mientkim, więc się położyła, pełna nadziei, że może tym razem się uda! Obudził ją mokry całus, mocne przytulenie i szept do ucha:
- mamo.... mamo.... jest już 8.00 - wstaniesz?
Jakim sposobem mamusia nie zaczęła warczeć - nie wiem.

niedziela, 29 lipca 2012

nie-po-kolei w głowie

Mam nie po kolei, zdecydowanie. Bo jak nazwać osobę, która w otoczeniu kartonów z ciuchami, zabawek gdzie popadnie, kutych w ścianach gniazdek, myciu, sprzątaniu, przewalaniu, robi: pieczone fragmenty indyka, pulpety w sosie, leczo z 4 wielkich cukiń, pierogi z jagodami i ciasto z porzeczkami? Powiem Wam jak - wariatka. Nóg prawie nie czuję od stania, jestem zmęczona sprzątaniem (mówiłam, ze wyprałam dywan?). A to dopiero początek. Prace właściwe ruszają jutro. Ech... nie lubię otoczki remontu. Na pocieszenie - jedzenia mam na cały tydzień :) nie będę musiała gotować :D