środa, 14 sierpnia 2013

bywa i tak...

... że coś się rozpieprzy, huknie o glebę i rozbije się w drobny mak. I nijak z tego nie posklejasz na nowo, bo z takimi puzzlami to i święty Boże nie pomoże. Wtedy trzeba... nie wiem co... może przeczekać? Chlapnąć głębszego albo dwa? Iść się zarżnąć na rowerze? Może biec przed siebie, ile płuca pozwolą? Może siąść i płakać? Nie wiem. Na pewno ostatnie mi się nie podoba. Nie wiem. Muszę się jakoś pozbierać, bo coś mi się pokruszyło...

wtorek, 13 sierpnia 2013

słodko - gorzki smak

O książce "Macierzyństwo bez lukru" słyszałam już dawno. Jeszcze jej nie zakupiłam, czytałam jedynie fragmenty, a także wycinki blogów dziewczyn, które tą publikację stworzyły. Zapewne się powtórzę, jednak chciałabym po raz kolejny wyrazić swoją własną prywatną aprobatę takich akcji i publikacji.

Jestem za tym, aby głośno i otwarcie mówić, jak jest. Nie popieram zaklinania rzeczywistości i sprzedawania światu bajki o tym, jak jest cudownie, podczas, gdy cudownie jest "czasami", a pozostałą część dnia oraz nocy jest "normalnie". Macierzyństwo to nie je bajka. To jest obowiązek, to jest praca na pełny etat, to jest ogromna odpowiedzialność. Nie da się podjąć decyzji o zostaniu rodzicem, bez poznania wszystkich stron i kolorów tego przedsięwzięcia. Ktoś się naczyta poradników, kolorowych gazet, a potem nagle doopa - nie wygląda to wcale tak, jak miało być, jak się zaplanowało, jak się to wyobrażało. Przychodzi rutyna, codzienność, nuda, zmęczenie, permanentne niewyspanie i zdziwienie. "Przecież miało być tak pięknie, a jest kurna tak normalnie!". Upada mit o tym, że dziecko scala związek, bo okazuje się, że związek schodzi na plan drugi (jak nie trzeci) i jest tak na prawdę wystawiony na nie lada próbę. Fakt, że jeśli ją przetrwa, to jest to oznaką, że da radę przetrwać niejedno. W końcu próbę ogniową już ma za sobą.
Świat, w każdym swoim aspekcie, nie jest czarno-biały. Ma różne odcienie szarości, ale również mnóstwo wszelakich barw. I to jest piękne. Kobieta idąc do sklepu z butami kilka razy się zastanowi, zanim kupi tą jedną parę, tą modną. Nie sztuka kupić buty, w których się nie da potem chodzić, bo gryzą, bo obcierają, bo nogi można połamać. Nad butami się czasami dłużej zastanowi, niż nad decyzją, czy posiadać dziecko. Bo przecież dziecko to taki fajny gadżet, koleżanka ma, to może ja też? Przecież w tych gazetach to tak pięknie wygląda... Tja... Wygląda. Po kilkugodzinnej obróbce fotoszopem :P
Jak mówiłam - dziecko to odpowiedzialność za drugiego człowieka, za jego wychowanie i ukształtowanie. To praca, obowiązek, poświęcenie - głównie siebie samej. Przewartościowanie swojego zbudowanego misternie świata, relacji z partnerem/mężem, znajomymi. Istna rewolucja i przewrót. Nie jest to słodko-pierdząca nowelka, o nie. Lukru tam znajdzie się trochę, jak najbardziej, ale nie powinno się oczekiwać tylko i wyłącznie słodyczy. Gorycz to też smak, choć mniej lubiany, to potrzebny. Żeby nie zemdliło. Upada powoli, ale jednak systematycznie, mit wiecznie zadowolonej i szczęśliwej Matki-Polki, której życiowym celem jest rodzenie kolejnych dzieci i bycie gospodynią domową, a jej świat jest wyłącznie piękny i cudowny. Złego słowa powiedzieć jej nie wolno, gdyż jest to objawem szaleństwa, braku wdzięczności i nie wiadomo czego jeszcze - pewnie bycia "złą kobietą", która albo ma depresję poporodową, albo sobie biedna nie radzi - najlepsze wymówki.
Mówmy głośno o tym, jak jest. Nie mylmy tego z marudzeniem, depresją, i wszystkimi innymi możliwościami. Po prostu - mówmy jak jest. Że jest różowo, jest szaro, jest słonecznie, jest pochmurno - jest różnobarwnie. Jest słodko-gorzko.