wtorek, 17 września 2013

kibelkowy savoir-vivre

REGULAMIN KORZYSTANIA Z TOALETY


1. Po skorzystaniu toaletę zostawiamy po sobie czystą, w szczególności poprzez:
- dokładne spuszczenie po sobie wody (należy nacisnąć przycisk na spłuczce DO KOŃCA i wzrokowe upewnienie się że wszystko zostało spłukane; 
- wytarcie po sobie śladów użytkowania, zarówno na desce oraz obrzeżu muszli, jak i podłodze – o ile takie wystąpią. 
2. Zalecane jest aby panowie korzystali z toalety na siedząco, co sprzyja utrzymaniu higieny i optymalnie miłego zapachu w pomieszczeniu toalety. 
3. Opakowania artykułów higienicznych, jak również zużyte ręczniki papierowe umieszczamy w kubełku na odpady znajdującym się w rogu pomieszczenia WC. 
4. Na koniec dobrze jest zamknąć za sobą drzwi (na klamkę), albowiem - jak wiadomo - toaleta znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie pomieszczeń biurowych, więc niepożądane zapachy toaletowe powodują dyskomfort pracowników oraz klientów naszej firmy. 
Przestrzeganie powyższych zasad pozwoli nam utrzymać podstawową higienę w toalecie, jak również umili przebywanie w tym przybytku bez traumy gdy zdarzy Ci się odwiedzić go bezpośrednio po poprzednim użytkowniku.

Źródło: znalezione w sieci.

Aktualne miejsce: mój biurowy wu-cet. Na przeciwko muszli, na wysokości oczu, do poczytania. Do przemyślenia i zastosowania.

poniedziałek, 16 września 2013

poniosło mnie nieco...

...i nie była to bynajmniej fantazja.
Zaczęło się od robótek zaczętych tydzień temu - chusta dla mnie, a w piątek zaczęłam czapkę dla młodej.
I tak:
Sobota. Moje ukochane dziecko, skarbuś słodki, niuniuś... wstał kuźwa o 6.30!!!!! Wrrrrr. Ja więc wstałam za nim o 7.30, bo jak mi dziecko od 6:30 jęczy o herbatniki, znaczy, że głodne i może matka poda coś pożywniejszego niż ciastka? (tylko, że jej się wstawać to tak jakoś średnio chciało) I tym sposobem dzień wolny zaczął się matce przed godziną 8:00. I okazał się nader pracowity...
Efekt? do 11:00 miałam umyte okna, powycierane kurze, nawet z szafek wysokich (pod sufitowych, tam, gdzie wyciera się rzadko lub jak ma przyjść baba w białych rękawiczkach), wyprane firanki, zmienioną pościel, umytą łazienkę i zrobione pranie codzienne oraz zagniecione ciasto. Obiad dała babcia, więc na tym polu nie musiałam się wysilać.
Potem chwila relaksu - czyli serial Kości (nagranie z tygodnia) i zakończenie chusty i czapki. Efekt? Proszę podziwiać :) do czapki dorabia się mała chusta - jednak muszę dokupić troszkę włóczki, bo mi braknie.



Po południu zawiozłam dziecko na urodziny, a z młodszym poszłam na długi spacer w kierunku domu. Przegoniłam go myślę ze 2-3 km lekką ręką. Po drodze zbieraliśmy kasztany. I tak mi się zeszła sobota. Aaaa, jeszcze wieczorem dokończyłam ciasto, które jakoś dziwnie się rozeszło... w niedzielę ok. 14:00 zostało po nim tylko wspomnienie i parę okruszków...

W niedzielę bumelowałam. Poza machnięciem pysznego rosołu (na życzenie dziecków) i kotlecików devolay (czy jak się to cudo pisze) nie robiłam nic. Tylko nie wiedzieć czemu, miałam nieodpartą ochotę zakneblować i związać moje kochane niuniusie, kwiatuszki słodkie, słoneczka.... Wrrrrrr.... Jak ja mam pms, to one się robią wtedy wyjątkowo uciążliwe i potrafią dowalić.