wtorek, 26 sierpnia 2014

plany mam ambitne, a co z tego wyjdzie...

Zaczęło się na wiosnę. Posiałam sałatę. Ale że coś poszło nie tak, to z ziarenek g.. guzik urosło. Więc udałam się do zaprzyjaźnionego i pobliskiego reala celem nabycia 8 sadzonek i posadzenia ich w skrzynce. Wyrosła, a my niczym króliki - zażarliśmy całą. Kanapki wiosenne ze świeżymy własnymi liśćmi sałaty były rewelacyjne.
Potem posiałam pomidory - na początek koktajlowe. Nie miałam wcześniej pomidorów, więc uznałam, że lepiej zacząć od czegoś mniejszego. Uznałam również, że skoro sałata tak kiepsko kiełkowała, to pomidory pójdą w jej ślady więc wysiałam ich w ciula i ciut ciut, znaczy się - gęsto. Pomidorki, jak na złość, wykiełkowały w ilościach "w ciula i ciut ciut". W efekcie pomidory dostały moje 3 koleżanki, a mnie zostało "tylko" 4 skrzynki po rozsadzeniu oraz drugie tyle (albo i więcej) poszło w kosz. Bo musiałam je porządnie przerzedzić. Pomidorki, aby zaowocowały, powinny zostać zapylone. Ale z uwagi na skąpą liczbę pszczół i innych owadów zapylających, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Otworzyłam wujka i wpisałam "jak zapylić pomidory". Mąż w tej kwestii okazał się bowiem kompletnie nieprzydatny i odmówił współpracy. Więc wzięłam sprawy w swoje ręce, a dokładniej wzięłam pędzelek i pieczołowicie miziałam żółte kwiatuszki, jeden po drugim, parokrotnie, dla pewności, potem za kilka dni kolejne, nowe kwiatki przechodziły tą samą procedurę. Efekt? Dużo zalążków :) Wczoraj były pierwsze zbiory - pierwsze parę pomidorków poszło na kanapkę. Na przyszły rok plany mam bardziej ambitne - planuję zbić sobie skrzynkę i posadzić te "normalnej" wielkości. Ale na tym nie kończę. Niedługo planuję zrobić pierwsze w życiu przetwory - zacznę od lubianych u mnie w domu dżemów śliwkowych, które moje dziecko i mąż pochłaniają w ilościach iście hurtowych. Jest to czynność raczej nieskomplikowana - wyposażenie będę miała od ojca - specjalne gary pamiętające jeszcze okolice wojny, robione własnoręcznie przez dziadka, czy pradziadka jakiegoś ;) Nadają się idealnie. Jak plany zrealizuję, to się Wam pochwalę - nie omieszkam. Tylko tak się zastanawiam, czy to nie jest objaw starości? :P

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

zdolna jestem niesłychanie, czyli chwalę się, tylko nie wiem, czy jest czym...

Ostatnio mi się parę rzeczy "przytrafiło" i stwierdziłam, że spiszę, bo generalnie wesoło było :) Na niektóre miałam wpływ, inne miałam okazję tylko zaobserwować...

Impreza drinkowa z koleżankami.
Jakiś czas temu wygrałam pewien konkursik w pracy, dokładnie to zajęłam 2-gie miejsce (pasowało mi lepiej niż 1-sze, jeśli chodzi o ścisłość). Zapowiedziałam wtedy, że koleżankom, które się do tego przyczyniły - stawiam dobrą pizzę. Pizza się odwlekała, ale nadarzyła się nagle okazja na wyjście na drinka, więc skorzystałam z okazji wywiązania się ze złożonej obietnicy. Pech chciał, że sama się rozchorowałam konkretnie i osobiście wypiłam tylko 1 małą kawę. Bez alkoholu dodam. Efekt? Koleżanki wypiły po 3 drinki i wróciły do domu. Ja też wracałam... po drodze pod klatką, już dzwonię, już naciskam domofon, już zbieram się, aby próg klatki schodowej przekroczyć, a tu nagle czuję na sobie WZROK. Wpatrywała się we mnie para bezmyślnych oczu. Siedziała ta para koło domofonu na ziemi i gapiła się. Żałuję, że nie trzasnęłam najpierw fotki, tylko rzuciłam się całować (taka piosenka - pocałuj żabkę w łapkę..). Wiecie, a nuż to książę z bajki był? Niestety, ani foty, ani księcia - żaba zwiała. Po krzakach jej nie chciałam gonić, bo ciemno było.
Godzinę później, chcę iść spać, a tu słyszę na ulicy: FUCK!!! Wait for me!!! FUCK!!!
Hmm, co w tej kawie było? Wyszłam na balkon i mym oczom ukazała się taka oto scena: taksówka, która podjeżdżała po 10-20 m, facet biegnący środkiem ulicy za wspomnianą taksówką i proszący wniebogłosy, aby ona na niego uprzejmie zaczekała (jak dobiegał - taksówka mu odjeżdżała), a za facetem popylała kobita w sandałkach (Frytka?!?!?!) wołająca pana - też nie po polsku. Pani radziła sobie świetnie i dogoniła Dżona. Patrzyłam tylko, czy Dżon pani nie przyłoży, ale skoro obyło się bez rękoczynów i bez potrzeby wzywania policji , poszłam spokojnie spać. Taki atrakcyjny wieczór... na spokojnym osiedlu.

Spotkanie z Frytką.
Jak było, to już mniej więcej wiecie. Dodam od siebie, jak bardzo się poświęcałam grając w siatkę. Frycia miała drobny problem z zaserwowaniem piłki, więc dzielnie wzięłam na siebie ten obowiązek... Efekt był taki, że jak na dzień następny zobaczyłam moją rękę, to przez 4 dni chodziłam w dłuższych rękawach - na szczęście się ochłodziło i nie kusiłam nikogo do wzywania opieki społecznej, ani do zakładania mi niebieskiej linii, karty, itp. Po prostu umiem serwować wyłącznie sposobem dolnym i moje przedramię nosiło tego oznaki. Wyglądało cudnie, feria barw i kolorów, z przewagą sinego i brązowego ;)

Po wyjeździe z Frytką.
SMS - Fryciu, a czy Ty przypadkiem nie widziałaś mojego szafirowego biustonosza? Zdaje mi się, że go zgubiłam przy pakowaniu się w pokoju, choć nie używałam... Frytka: buhahaha, nie. Na szczęście się znalazł - taki mały był, że się wcisnął w boczną kieszonkę torby i go pominęłam. A już obmyślałam, jak się mężowi wytłumaczyć z pomniejszenia garderoby... Już miałam mu mówić, że to Frytka mi zabrała, na pamiątkę sobie wzięła :P dopisek: nie byłby to pierwszy raz, bo zdarzyło mi się kiedyś rozczłonkować strój kąpielowy, konkretnie zgubić majtki :D jakkolwiek to brzmi... musiały wypaść podczas przepakowania.

Po wyjeździe z Frytką 2.
Robiąc pranie po powrocie (Frytka się zalała sokiem, więc aby wywabić plamy, podkręciłam temperaturę prania), wrzuciłam do pralki swoją bluzkę, nową, na której były różne napisy - połowa czarna, połowa brokatowa. Wyciągam, prasuję, zakładam i zachodzę w głowę, co mi tu kurde nie pasuje.... Motyla noga! Sprał mi się brokat i dlatego wygląda tak "łyso"! Cholercia jasna... Został mi tylko co drugi napis. Bluzka nowa, a wygląda cokolwiek głupio. Ale od czego jest kreatywność? I zabawki dzieci? Bluzka została naprawiona - napisy odmalowane brokatem z pet shopów :D Wygląda ponownie rewelacyjnie :D

Weselnie.
Jakby tu się wylansować na weselu, pochwalić wypracowaną figurą, zgrabnymi nogami, itp.? Można na przykład założyć nową kieckę, taką wąską, co to na dekolcie ma koronkę i ta koronka leci wąskim paskiem aż do pępka (znaczy wyraźnie zarysowany "przedziałek" między piersiami). Do tego ładna biżuteria, szpileczki i...... mała wywrotka z krzesłem na podsumowanie imprezy, koniecznie w takich okolicznościach, aby całe wesele widziało! Jak padać na tyłek, to z przytupem i widowiskowo!