sobota, 18 sierpnia 2012

melduję, że żyję

Jestem, żyję, bywam tu czasami. Remont ma się dobrze, nadal jesteśmy w trakcie - niestety. Nie udało zgrać się wszystkich terminów, troszkę się pewne rzeczy rozwlekły w czasie. Ale idzie ku dobremu :) Pojawię się nieco regularniej od poniedziałku. Na razie jestem jakby w locie. Remont, wyprawka do szkoły, parę innych drobiazgów. Więc generalnie więcej mnie nie ma niż jestem :) Ale zaglądam do innych.

środa, 15 sierpnia 2012

dostałam, to się chwalę

Dostałam to od Ewy, DD i jeszcze niejaka Frau Be od siebie dołożyła :) Nie będę ukrywać, że zrobiło mi się miło, ponieważ się nie spodziewałam, zakładając tego bloga, że ktoś go będzie chciał czytać. A o tym, że go polubi nie marzyłam nawet. Pisać zaczęłam, bo za dużo się działo koło mnie, a nie miałam jak tego z siebie wyrzucić. Wszystko się kręciło i skupiało wokół innych, a ja potrzebowałam miejsca dla siebie. Pomogło spisywanie, tego co myślę na bieżąco. I tak już mi mija 1,5 roku. No nic. Rozgadałam się jak zwykle :)
Wracając do tematu. Dostałam taki medal i warunkiem jest napisanie czegoś o sobie. 7 rzeczy na mój temat. Hoho, nie za mało? ja bym mogła długo ;P heheheh

A więc zaczynajmy:
1. Moja ksywka wzięła się dawno temu, kiedy to zalogowałam się do onetu, do zakładki gry - chciałam grać w scrabble i pracować na ranking. Szło mi nawet nieźle :) Lubię gry słowne. Żeby się zalogować musiałam podać jakiś nick. Mój ówczesny chłopak uważał, że przypominam mu kota, zachowaniem i charakterem, a że moją ulubioną postacią z Kubusia Puchatka był tygrysek.... to tak jakoś zostało.
2. Generalnie wierzę ludziom i w ludzi. Z góry zakładam, że mają uczciwe zamiary, uczciwe podejście, a odchyły od tej normy zdarzają się niezwykle rzadko i na pewno nie mnie. Z tego powodu mój tyłek robi się cora twardszy od tych kopniaków od życia.
3. Jestem kobietą po tzw. przejściach. Codziennie składam swój świat i buduję na nowo. Żywy przykład, że jak dwie strony chcą, to może się udać. Nawet jeśli wyglądało, że się nie uda.
4. Nie umiem kłamać - prawda wymyka mi się z ust sama. Jednak jak muszę, to się potrafię zebrać w sobie i ominąć prawdę. Albo raczej - nie dopowiedzieć.
5. Nie pozwalam zagubić się temu dziecku, co we mnie nadal mieszka i czasami szaleje :).
6. Jestem pyskata i zadziorna. Nadal mi jeszcze trochę tego zostało. Jak to napisała Nat - rogi odrastają :)
7. Straszna ze mnie gaduła o pedantycznym usposobieniu, co lubi, jak wszystko jest poukładane i symetryczne :P

Teraz powinnam wytypować kolejnych kilka osób. Robiłam to jednak niedawno, więc pozwolę sobie ten etap pominąć i zakończyć łańcuszek. Pozdrawiam!

wtorek, 14 sierpnia 2012

ja wam pokażę!

W czasach młodości była ze mnie strasznie rogata dusza. Odchyły od normy miewałam spore, jednak jak na nastolatkę - akceptowalne i nie jakieś aj-waj. Potrafiłam na ten przykład popstrykać się z chłopakiem i odwrócić się na pięcie i iść. Do domu. Licząc, że się tenże chłopak zorientuje, że liczę, iż uda się za mną. Niestety - nie był zbyt kumaty, nie udał się. A ja? A ja szłam. W sam środek nocy szłam do domu na piechotę. Bo co, że ja nie dam rady? Phi, ja wam pokażę, że dam. Honor (hehe) i ambicja (niezbyt chyba zdrowa) nie pozwalały mi znaleźć innego, bardziej rozsądnego rozwiązania. Więc szłam. Grubo ponad godzinę, bo blisko nie miałam. Teraz z tej rogacizny zostało nieco mniej, ale tylko nieco. Jeszcze nie raz zdarza mi się tak zapętlić, że mam problem, żeby się z tego wyplątać. Znowu ta dziwna ambicja, którą nazwałabym raczej oślim uporem, nie pozwala mi się honorowo wycofać. Nie, ja będę brnęła w zaparte i udowodnię, że to ja mam rację. A przynajmniej spróbuję. Ech. Na całe szczęście robię to coraz rzadziej. Jednak w taką pogodę jak dzisiaj mam wrażenie, że się duszę. Moja kocia natura daje o sobie znać i czuję się jak ten tygrys w klatce. Jakby mi ktoś założył łańcuch i przybił go do ściany. Nie lubię moknąć, nie lubię, jak mi wiatr w oczy deszczem zasuwa. Jednak jak mnie dopadnie taki nerw, jak dzisiaj, to po prostu muszę wyjść, bo inaczej mnie wyślą do pomieszczeń, które nie mają klamek od wewnątrz, a ściany są obłożone materacami :P Wyszłam, żeby się dalej nie psztrykać, żeby nie strzelać focha na prawo i lewo i nie udowaniać na siłę, że to JA mam rację, a nie ON. Bo tak. Pomogło. Muszę czuć, że mam możliwość wyjść, zmienić otoczenie. Nie umiem usiedzieć w miejscu, nie umiem, nie znoszę czuć się przytłoczona i zmuszona do czegoś. Dostaję korby i robię diablo uszczypliwa i nieznośna :) Bo tak! Zobaczycie, ja wam jeszcze pokażę!

13-tego

Podobno jest pechowy w piątek. U mnie pełen rozrywki był poniedziałek. Zaczęło się od delikatnie mówiąc - głupawych snów. Najpierw śniło mi się, że mi się śni koleżanka, po czym we śnie opowiadałam jej, że mi się śniła. Potem z młodą musiałam ukryć się w Biedronce przed 2 małymi tornadami (???). Dlaczego Biedronka? może dlatego, że podobno to dobrze, że jest tak blisko. Tym razem była i uratowała nam życie :P. Gdy już szczęśliwie dotarłam do domu, czekała tam na mnie siostra ze swoim dzieckiem. Sama, bez męża, nie wiedzieć czemu. Mój mąż, który jakiś prezesadnie uczuciowy i rodzinny nie jest, zaproponował, żeby się z młodym przejść na sapcer i poleciał z nim na plac... A ja. uwaga, proszę przełknąć kawę.... już? obrałam żółte balony ze skórki. Po obraniu były bowiem takie pięknie błyszczące. I cholernie intensywnie żółte. Jak wstałam rano, poważnie rozważałam zbadanie sobie głowy. Nic to, lecimy, bo parę spraw do załatwienia jest. Głowa poczeka, po prostu nie będę jej nadwyrężać. W ciągu dnia okazało się, że sprzedałam suknię ślubną siostry i babce się dość spieszy, więc prosiła o wysyłkę szybką. Jak tylko dostałam tą wiadomość, zadzwonił gość, że jadą do nas zamówione tapczany. Firma się sprężyła i zrobiła je o tydzień szybciej. Super. A pokój nadal w rozsypce i pełen kartonów. Na dodatek jeszcze dzwonił sklep, że może dzisia (w tym samym czasie) będą płyty na meble do odebrania. Nosz kurde i co jeszcze? Piórko w tyłek? Akcja - opustoszenie pokoju i przejścia, stare łóżko rozkręcamy i znosimy, tapczany do pokoju, potem będziemy je przesuwać. Mycie, wycieranie, wnoszenie, dźwiganie, znowu wycieranie, po drodze kurier, pakowanie, itp. ufffff. obiad i mamy spokój. Pozorny, bo przyszła kolejna wiadomość od tej babki od sukni. Okazało się, że chciała mnie baba oszukać - klasyczne oszustwo nigeryjskie. Na szczęście kapnęłam się w pore, szybka akcja i przesyłka zatrzymana. Kolejny telefon - gość z Orange chce wpaść i zaproponować nowe warunki. Jako nieliczni mamy telefon stacjonarny, a ponieważ ludzie rezygnują, to on nam zaproponuje nową umowę. A proszę bardzo. Wpadł, siadł, zdziwienia bałaganem nie wyraził, w końcu to normalne, że ludzie w kuchni mają regał z zabawkami... I poprosił o ostatni rachunek. A że my z mężem nie w ciemię bici (mądry polak po szkodzie) i nauczeni doświadczeniem, zanim pan rachunek zobaczył, został poproszony o udowodnienie, że on jest z tego Orange. Pokazał nam pismo, a tam logo NOM. Ja się od razu wyrwałam, że to żadna Telekomunikacja, tylko Niezależny Operator Międzystrefowy. "tak, bo te zmiany są możliwe dzięki NOM właśnie" mówi pan. A my? "Yhm, to dziękujemy, proszę wyjść, nie jesteśmy zainteresowani". I pan jak niepyszny szybko opuścił mieszkanie. Taki miałam wczoraj dzień. Masakra..... I jestem wzburzona jak diabli, nabuzowana, bo do tej pory naiwnie zakładałam, że oszustwa zdarzają się tak niezwykle rzadko, że na pewno nie mnie i nie na mnie. I w ogóle - jak można tak ludzi oszukiwać? Aż mnie wewnętrznie trzęsło. Dobrze, że udało mi się przesyłkę zatrzymać. Ufff. No i jeszcze zalegam małą spowiedź. Obiecuję, że już zaraz, może nawet dzisiaj. Na razie idę sobie zrobić śniadanko :)