czwartek, 21 czerwca 2012

hurra!

Chciałam wyrazić swoją radość, bo inaczej pęknę :D Dostałam super zamówienie i jestem supergościówa :D:D:D:D:D Normalnie cieszę się, że hej!!!! A jak mi kto spitoli realizację, to mu osobiście nawtykam i dokopię tam, gdzie słonko rzadko zagląda :P albo zwyczajnie zamorduję. Ma ktoś pożyczyć pistolet jakby co? :P Nie będę dusić, ma być humanitarnie ;p Nie no, nastrój mam szampański póki co :D bo nie będę ukrywać, że zlecenie w późniejszym terminie (dużo później, znając moją firmę) przełoży się na korzyści finansowe. tralalalalala, lalalalalala.....

środa, 20 czerwca 2012

baba na rowerze

Zachciało mi się wczoraj przygody. Mimo niesprzyjających warunków cieplarnianych uparłam się, że wieczorem odbędę przejażdżkę po swoim cudnym mieście, metropolii niemal i przypomnę sobie, jak ono wygląda. Dawno w nim nie byłam, trzymam się jakoś kurczowo swojego skrawka i parę rzeczy umknęło mojej uwadze. A poza tym musiałam się zresetować. Tak więc - na rowery! Do towarzystwa zaprosiłam Sąsiadkę, a ta nierozsądnie się zgodziła. Zaczęło się od kupienia lampki na rower, gdyż posiadałam jedynie tylną, przednia gdzieś wyszła. Okazało się, że lampkę nie tak łatwo dobrać, a jeszcze trudniej założyć. Mimo odpowiedniego wyposażenia (ha! niech żyje damska torebka rowerowa!), miałam poważny problem z umocowaniem tego prostego urządzenia na kierownicy. I tu nastąpiło uzasadnienie tezy o wyższości mężczyzn nad kobietami w pewnych kwestiach :P Dopadłam jednego takiego młodego z rowerem i poprosiłam o pomoc w arcy trudniej sprawie. Zaoferowałam Panu śrubokręt, klucz i światło z nowej lampki, czym go chyba nieco zaskoczyłam (kobieca torebka :P). Pan sobie poradził w dwie minuty z czymś, nad czym ja spędziłam z dziesięć, bez żadnego efektu, poza nerwami. No ale nic, lampka jest, rower jest - jedziemy. Objazd zrobiłyśmy całkiem przyzwoity, zalew, rzeka, rynek i dalej do domu. Prawie. Bo po drodze zwiedziłam taki mały rów. Wniosek - nie odbierać telefonu od męża, który się zastanawia, czy żona nie zgubiła drogi do domu, jadąc na rowerze w bliskiej odległości od rowu. Bo można "złapać pobocze" i się znaleźć na poziomie poniżej chodnika :P  Dumna jestem natomiast, że z tego roweru nie zleciałam na łeb na szyję, tylko się wyratowałam, miękko hamując w trawie. Aaa, i jeszcze jedno - jak się zadziera głowę do góry, żeby obejrzeć mostki i przejścia zawieszone w parku linowym, to też należy zejść najpierw z roweru. Co prawda tam rowów nie było, ale krawężniki owszem. Też udało mi się nie spaść :P

poniedziałek, 18 czerwca 2012

takie tam dziecięce

słownik wyrazów obcych:
łał - ciężarówka
keke- ciastko typu herbatnik
juu - pszczoła (???)
kopaja - kopara
abus - autobus
tij - tir
kuka - kółka
juja - julia
aflac - na plac (zabaw - przyp. red.)
ee - siusiu
pupa - kupa
ciucia - pociąg
ja, da tciiii - raz, dwa trzy

i parę innych wyrażeń, które kumamy tylko my - rodzice :) głównie mama

koniec sielanki

Koniec teoretycznej sielanki, czy wracamy do roboty. Sielanka, jak wspomniałam teoretyczna, bo jakoś pełne roboty miałam to zwolnienie. I zamiast odsypiać nieprzespane noce - wstawałam codziennie o 6.00. Średni biznes. No ale koniec L4, czas do pracy. I w miarę upływu dnia, dochodzę do wniosku, że pomysł ten nie należał do grupy "genialnych". Bo jak się ma zapalenie krtani i strun głosowych, to się nie gada, a moja praca polega na gadaniu. Więc będąc jeszcze nie do końca sprawną głosowo, ponownie nabieram chrypki (która mi nota bene jeszcze nie minęła). Jednak cieszę się niezmiernie faktem, że mówię i że głosu mi starcza na więcej niż 2-3 zdania, że nawet po wygłoszeniu elaboratu (np. 10 zdań) NADAL wydobywa się z mojego gardła dźwięk. Co prawda przypomina nieco pianie koguta, ale jest!!! A poza tym jest cholernie gorąco. Cholernie! Nie narzekam, tylko liczę na odrobinę umiaru. Albo wali żabami przez parę dni, a potem nagle buch! 30 stopni w cieniu (chociaż stawiam na więcej). Gdzie tu umiar i rozsądek?