piątek, 27 lipca 2012

no to jazda....

Jedziemy z koksem. Jutro zaczynamy od przeniesienia gniazdka na wyższy poziom (obecnie jest na parterze, na kursie kolizyjnym z szafką). Potem pakowanie ciuchów do pudeł i meliska (żeby nie zwariować przy porannym ubieraniu się i grzebaniu za właściwą bluzką). Rozkręcanie szaf i wywożenie. Mycie ścian i malowanie. A dalej na razie wzrokiem nie sięgam, wolę nie, żeby mi włosy nie stawały dęba na samą myśl. Nie znoszę totalnego rozgardiaszu i remontowego zamieszania. Cóż - muszę to przeżyć. No więc - jazda!

p.s. niestety, mogę być obecnie nieco monotematyczna, bo w głowie mi tylko odcienie i marki farb i bez przerwy usiłuję sobie w wyobraźni ułożyć nowy układ pokoju, a mąż wymusza na mnie decyzje typu, czy ta półka będzie wyglądała lepiej z prawej czy z lewej, czy ma mieć 80 cm, czy 40 cm głębokości... ech...jedyna  odpowiedź jaką mogę dać, to taka: zrób kochanie tak, żeby było dobrze :)

czwartek, 26 lipca 2012

poszła baba do kina

Poszła tam z dzieckiem, żeby dziecku przyjemność zrobić i obejrzeć Epokę Lodowcową 4 w 3D. Film podobał się dziecku, jak i mamusi. Kino fajne, nikt nie zasłania, jak to w dawnych salach bywało. Obowiązkowy popcorn został wchłonięty - dla dobra i zdrowie dziecka, mama jadła więcej ;)
Po kinie chwilkę się pokręciłyśmy, połaziłyśmy i postanowiłyśmy się przejść, bo do autobusu na moją miejską wioskę było jeszcze ze 25 minut. Jednak po opuszczeniu terenu galerii okazało się, że za moim lewym ramieniem idzie coś sino-granatowego i lekko się błyska od czasu do czasu. Postanowione - nigdzie nie idziemy, siadamy na przystanku i czekamy na busa. Pod dachem, grzecznie. Deszcz zaczął padać, zanim autobus przyjechał. Na jakieś 3 minuty przed autobusem wrota niebios się otworzyły. Dziecko w ryk, że nas powódź zaleje i porwie, albo piorun trafi (burza była jeszcze daleko, w przeciwieństwie do deszczu). Efekt? Wzięłam dziecko na ręce, wcisnęłam w najdalszy kąt przystanku i czekałam, aż ten cholerny autobus przejedzie przez skrzyżowanie, bo oczywiście utknął na czerwonym! Wczorajszego dnia wygrałam nieoficjalny konkurs na mis mokrego tyłka. Suche miałam tylko dziecko (poza nogami do kolan) i bluzkę w miejscu przytulania dziecka. Żeby nie było - mąż po mnie nie przyjechał, bo u niego nie padało!!! A ja w tym oberwaniu chmury nie miałam jak zadzwonić :) O zaskoczeniu nie wspominam. Bo całe wydarzenie rozegrało się w przeciągu 10-15 minut. Nawet by nie zdążył przyjechać :) Politowanie w oczach kierowcy - bezcenne. Mina męża i jego zdziwienie również. "Co wyście pod dachem nie stały?" Stały, ale co z tego? Żadnej różnicy :)

wtorek, 24 lipca 2012

za namową Miśki... i za jej przykładem

Skoro blogi mają taką moc i wspomagają handel drobny, to ja usiłuję sprzedać meble. Swoje własne, nie stare, w dobrym stanie. Poniżej opis i zdjęcia:

Regał z firmy bog fran (link do strony, z wymiarami i aranżacją: http://www.bogfran.pl/index.php?s=53&lang=Pl&SystemId=6&SegmentId=403
Regał ten służył nam (i na razie służy) jako przechowalnia zabawek.  Mebel do samodzielnego montażu, bez oznak użytkowania (wygląda jakby właśnie opuścił salon). Bardzo dobrej jakości materiały, mocna płyta. Do regału mogę dołączyć kontenerek, również z tej firmy, z tego samego zestawu (kontenerek - 100,00 zł - można kupić osobno).  Cena Regału to 200 zł. Mogę to chyba jakoś wysłać po złożeniu, chyba, że ktoś chce odebrać osobiście. Usiłuję również sprzedać fajne łóżko, z opcją dla dwójki dzieci (możliwość spania w szufladzie - odpowiednio przygotowanej w tym celu). Łóżko służyło nam ok. 3 lat. Wszystkie meble zakupione jako nowe w salonie. Łóżko ma wymiary 90x200 cm. Sprzedaję z materacem - sprężynowy, dwustronny, strona lato-zima, miękka i twardsza. Osobiście uważam, że jest bardzo wygodny, jak mnie połamało w kręgosłupie, to tylko tam spałam :)  Cena wyjściowa łóżka z materacem i żeberkami pod materac (narzutę dodam jako gratis!) to 550 zł. Jeśli ktokolwiek będzie zainteresowany i żądny bardziej profesjonalnych szczegółów - proszę o pytania w komentarzu. Aha - wszystkie naklejki są tak na "słowo honoru" więc nie zostanie po nich najmniejszy ślad. No i obiecane zdjęcia:







 

poniedziałek, 23 lipca 2012

polskie podejście do sprawy

Udało mi się w weekend dorwać na chwilę do telewizora i pooglądać serwis informacyjny. I zobaczyłam w nim rzeczy, które, jak sądziłam, już się nie powinny zdarzać, a jednak się zdarzają. Czemu tylko głównie w Polsce? Nie wiem. Mamy jakąś taką dziwną mentalność, uwielbiamy mieszać sprawy kościelne z państwowymi, żyjemy wydarzeniami sprzed "n" lat, nie umiemy pójść krok dalej. Wspominamy, ale nie wyciągamy wniosków. Tak jakbyśmy się zatrzymali w dawnych czasach i ani kroku dalej.W czym rzecz? Bo moją uwagę zwróciło kilka spraw. Zacznę od planowanego koncertu Madonny i związanymi z nim protestami. Bo koncert wypada w rocznicę wybuchu Powstania. No tak wypada. Szanuję historię, szanuję kraj. Jednak nie rozumiem, dlaczego zabrania się i protestuje przeciwko koncertowi? Czy ktoś bezcześci pamięć powstańców? Nie. W ciągu dnia będą uroczystości upamiętniające, a wieczorem odbędzie się koncert. Nie można tkwić w przeszłości. Należy o niej pamiętać, należy o niej mówić, nauczać, wyciągać wnioski. Jednak nie można w niej zostać. Poprzednio, o ile pamiętam, taki koncert wypadał 15 sierpnia i też było "źle", bo to święto kościelne, i państwowe zarazem. Nikt nie patrzy na innych, żeby im było lepiej, tylko przez pryzmat swojego ego. Ja jestem Katolikiem i się nie zgadzam. Okej - nie zgadzaj się, ale z tego co się orientuję, to Bóg dał ludziom "wolną wolę". Niech sami zadecydują, co chcą zrobić, nie narzucajmy im "swojego" wyboru! Równie dobrze zwykły szary człowiek może zaprotestować przeciwko wszelkim imprezom w dniu dzisiejszym, bo jest to rocznica śmierci jego żony, rodzica, dziecka, wypadku, cokolwiek. Dlaczego więc nie uszanować jego wspomnień? Jego żalu? Jego historii?
Druga rzecz, jaka mnie w jakiś sposób zaskoczyła, to rocznica zamachu w Norwegii. Akurat trafiłam na krótki fragment uroczystości. I nie mieściło mi się w głowie, że to obchody rocznicowe związane ze śmiercią! Spora grupa ludzi przybyła na wyspę, złożyła kwiaty, zapaliła znicze, klaskała i śpiewała. Wiadomo - nikt tam dyskoteki nie urządzał, każdy miał w pamięci, co tam się stało. Nie szli w kondukcie żałobnym, tylko na swój sposób upamiętnili kolegów, krewnych. Wrócili na miejsce tragedii. Nie postawili tam wielkich pomników, widziałam jedynie pamiątkowe tablice, kamienie. Nie słyszałam też głosów, że to rząd Norwegii jest winien, że jednemu obywatelowi poprzestawiało się w głowie. Czyli można uczcić pamięć inaczej? Nie tylko na smutno. Można porozmawiać, można wspominać, pamiętać, mówić. Podobno można...