- nigdy więcej nie zarzucać Miśce, że umieszcza nieaktualne zdjęcia śniegu oraz że stosuje fotoszopa
- nigdy więcej nie chwalić się u Dreamu, że u mnie nie ma śniegu
- nie zapowiadać przyrodzie, że skoro idzie wiosna, to ja się z autobusu na rower przestawiam oraz, że do biegania bym wróciła
Przyrzeczenie owo składam pod wpływem zaistniałej poniżej sytuacji:
Czwartek, godziny popołudniowe, Tygrys idzie na fitness. Idzie, bo nic nie jedzie, czym bym jechać mogła. Więc idzie, a auta stoją. Tulupa na środku oblodzonej głównej ulicy miasta machnęła jak talala, ale na nogach ustała. Fitness zaliczyła, nieco zmęczona 30 minutowym marszem w stylu "drobi jak gejsza" połączonym z jazdą figurową. Wraca do domu. Stoi na przystanku i patrzy na stojące auta... Gada z koleżanką... i myśli - idziemy, bo nie ma co stać. Do domu z 6 km lekką ręką, ale co robić? Po drodze spotkała swój autobus to wsiadła i stoi (ale ciepło i na głowę nie pada). Po godzinie dojechała. I było tak:
Przed nami pan, co z Tygrysem wysiadł, a na prawo od pana górka, którą Tygrys pokonał na czworaka (skrótów mi się kurka wodna zachciało!) Ta poświata to napierdzielający od rana śnieg. Dodam, że rano go było może pół cm...
Po pokonaniu górki (na czworaka) oraz placu zabaw doszłam bliżej domu. Nadal napierdziela. Warstwa śniegu to ok. 10-20 cm.
Kilka metrów dalej - szersza perspektywa. Wybaczcie, że zdjęcia nie są najwyższych lotów, gdyż ponieważ śnieg zasuwał mi po twarzy i właził wszędzie.
No ale spoko, popadało, nic wielkiego, jeszcze wkońcu zima jest, co nie? Niech sobie troszkę popada. To, że z centrum do mnie jechało się 2 godziny, to niemal pikuś. Raz na parę lat człowiek przeżyje. Ale na drugi dzień okazało się..... że napierdzielało całą noc. Tygrys miał zostać w domu, ale się dowiedział, że mus do roboty jednak wracać (drugie podejście do urlopu spalone..). Więc poszła. A przed klatką......
...... tereny dziewicze....
Chodnik i droga do autobusu wyglądała następująco (takie małe niewyraźne, lekko wydeptane, po kolana niemal).
A tam jeszcze dzień wcześniej był chodnik...
Z braku laku - idziemy ulicą.
Na przystanku - stoi Tygrys, patrzy w górę, czy autobus zjeżdża, patrzy, patrzy, paaatrzy... Po 10 minutach doszła do wniosku, że aby zjechać z górki, trzeba najpierw pod nią wjechać. A skoro nic nie dojeżdża, to nic nie zjeżdża... Więc złapał Tygrys okazję, co go na dół zwiozła i bliskiej okolicy pracy wysadziła :)