piątek, 27 kwietnia 2012

zmęczenie materiału

Jestem wypluta. Albo nawet gorzej - jakby mnie kto przegryzł, przeżuł i dopiero wypluł. Nie wyrabiam od paru dni na zakrętach. Wracam biegiem z pracy, robię obiad, szybkie ogarnięcie domostwa, kąpiel, kolacja, szykowanie ciuszków na następny dzień, lecę pobiegać..... prysznic i dętka. Wczoraj oglądałam CSI i tylko mrugnęłam okiem. Mrugnięcie trwało pół odcinka... te ważniejsze drugie pół. A miałam się zrelaksować i wreszcie coś sobie obejrzeć. Od paru dni nie wracam po pracy do domu, tylko prosto z biura gonię z młodym do przedszkola na zajęcia adaptacyjne. Dzisiaj te zajęcia zamieniam na wizytę u lekarza z młodą - na drugim końcu miasta!!!! Nie wiem, czy nie wezmę sobie urlopu na poniedziałek i środę, bo w końcu z tych zakrętów wylecę na zbity pysk. Któregoś dnia się nie wyrobię. No i dzisiaj odpuszczę bieganie. Raz - nie zdążę, dwa - chyba muszę odpocząć. Nie potrafię zwiększyć dystansu, zaparłam się na te 4 km i ni huhu - dalej nie pobiegnę, bo mi nogi wchodzą tam, gdzie światło dnia z rzadka dociera. 11 godzin poza domem ostatnimi dniami robi swoje. Czas na krótki relaks. Bo wczoraj dopiero po drugiej bardzo mocnej kawie zaczęłam przeglądać na oczy! Więc dzisiaj, a raczej jutro - basta. Tylko kiedy ja na zakupy pójdę??? No i proszę - nie umiem przestać myśleć, co mam do zrobienia. Co na obiad, co mam młodej kupić z rzeczy ciuchowych, co uzupełnić do domu... Idę po tę kawę.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Idzie maj, zbliżają się komunie...

Idzie maj, a za nim komunie. Sama mam jedną w tym roku w rodzinie. Czytałam wpis jednej takiej Frau i ciężko mi się z nią nie zgodzić. Zapanowała moda na cyrk. Pytanie, ile z tego rozumieją dzieci, ile z nich przeżywa to wydarzenie, tak jak powinno? Ze swojej komunii najbardziej w pamięć zapadła mi dostojność tego wydarzenia, stres związany z pierwszą spowiedzią i jakaś taka ulga i radość po niej :) W końcu człowiek się wyspowiadał z 8 lat życia ;) Po mszy wszyscy wróciliśmy do domu, na rodzinny obiad. Były i prezenty - pamiętam rower od babci i zegarek od chrzestnego. Kolczyki od rodziców, które obecnie podarowałam młodej... Sukienkę miałam skromną, bo czasy były trudniejsze i mamy nie było stać na jakieś widzimisię, poza tym moi rodzice nie lubili sztucznego przepychu. Skromna sukienka, prosty wianek i rozpuszczone włosy. I czułam, że tego dnia był ważny dzień. Teraz? Fikuśne fryzury, makijaże, solarium, suknie, nie sukienki, przyjęcia w restauracjach, laptopy, quady, play-station....Nie zgadzam się z taką modą. Owszem, jak młoda będzie szła do komunii, to pewnie na obiad zaproszę do lokalu, ale wyłącznie dlatego, że nie mam możliwości w domu. A gości, to już wiem, będzie 20 osób (tylko najbliższa rodzina - mąż ma liczniejszą stronę). U mnie w dużym pokoju swobodnie usiądzie 8 :) reszta pod sufit lub na balkon. Względnie piętrowo na sobie :P Prezenty - tak jakby to było jedynym celem tego wydarzenia. Ode mnie - od nas raczej, dziecko które nas zaprosiło w tym roku dostanie na komunię pamiątkowy obrazek, z tych rzeźbionych w srebrze, dodatkowo, jako pamiątkę innego rodzaju - wisiorek na łańcuszku, coś ładnego, srebrnego. Biżuteria to coś uniwersalnego, co zostaje na lata. Nie zamierzam kupować ani teraz, ani przypadkiem niedługo swojej córce, komórki, laptopa, czy cholera wie jeszcze co. Po prostu się nie zgadzam. Dopuszczam fryzjerkę, tudzież inną umyślną osobę, co mi pomoże zapleść jej ładnego warkocza, bo ja mam dwie lewe ręce do jej cienkich włosów... Moje francuzy rozsypują się po niecałych 2 godzinach :P
Młoda idzie we wrześniu do szkoły - i też nie będzie miała z tego powodu komórki!!! Bo po co? Nie widzę jeszcze takiej potrzeby. Może zgubić, popsuć, mogą jej ukraść... a mieć telefon po to, żeby grać na przerwach? ooo, nie.

środa, 25 kwietnia 2012

Moje fobie

Fobia o lęk, wywołany przez przedmiot, sytuację, itp. Osoba dotknięta fobią zdaje sobie sprawę z irracjonalności swojego lęku i przesady w zachowaniu, jednak nie potrafi nad tym zapanować. Wie, że obiekt czy sytuacja nie są realnie powodem do odczuwania aż takiego strachu, a jednak ona go odczuwa. Fobię podobno da się wyleczyć. Ja swojej nie potrafię. Boję się pająków. Podobno mogło się to wziąć stąd, że ktoś mnie kiedyś pająkiem przestraszył. Rzeczywiście, mam wspomnienie z dzieciństwa, jak chciałam się położyć na poduszce (byłam wtedy chora), a opiekująca się mną ciocia nagle mnie złapała i krzyknęła "nie!" - na poduszce siedział pająk. Ale mam wrażenie, że już wcześniej bałam się tych stworzeń. Jak pisałam - podobno można to wyleczyć. Powinnam poznać pająki, zaprzyjaźnić się z nimi, poznać ich zwyczaje, dowiedzieć się jak się z nimi obchodzić, i takie tam bzdety. Niestety - jestem przypadkiem opornym, bo to wszystko wiem, ale pająka za żadne skarby świata nie dotknę. Raz jeden, zgodnie ze wskazówkami z filmu, w którym ludzie się oswajali ze swoim lękiem, złapałam pająka do słoika. Wsunęłam kartkę pod słoik i zgodnie ze wskazówkami obróciłam słoik. W tym momencie mało nie wyrzuciłam słoika z rąk, bo pająk siłą rzeczy i grawitacji - opadł na dno, a pod nim były moje ręce trzymające słoik :) Tempo, w jakim oddałam słoik osobie obok było niepojęte - niemal prędkość światła. Do pająka podejdę dość blisko, pod warunkiem, że się nie rusza, albo najlepiej jest za szybą. Wtedy mogę. Jednak na żywo reaguję nieco dziwnie - wrzask, podskoki, ucieczka z wrzaskiem... i tym podobne absurdalne reakcje. Jak zobaczę pająka w pokoju, to nawet po pozbyciu się osobnika (nie przeze mnie oczywiście), siedzę i nerwowo rozglądam się po ścianach i kątach, czy mnie drugi nie zachodzi od tyłu. Czuję ciągły lęk. Po lesie chodzę z kijem, którym kręcę w powietrzu przed sobą i ściągam pajęczyny z lokatorami, nieważne czy są na prawdę,  czy w mojej wyobraźni. Nie mogłabym mieszkać na wsi. Wyjazd na grilla pod miasto to ciągłe rozglądanie się dokoła. Taki mam feler. Najgorsze jest jednak to, że przenoszę te zachowania na młodą - uczy się ode mnie reakcji.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Rogaliki półkruche bez jajek

Muszę sobie zrobić krótką przerwę, zresetować się. Poniżej zamieszczam przepis, prosty w wykonaniu, diablo smaczny, wspomnienie weekendu.

Rogaliki półkruche
Składniki:
4 szkl. mąki
1 marg.
2 łyż. cukru pudru
filiżanka śmietany
ok. 2 dkg drożdży
cukier waniliowy
zapach (jak kto lubi)
marmolada twarda, zamiennie jabłka, wiśnie, inne owoce.

Śmietanę zmieszać z drożdżami (dodają osobno 2-3 łyżeczki cukru). Odstawić na chwilę. W między czasie posiekać margarynę z mąką, dodać cukier puder i waniliowy. Wlać odstaną śmietanę z drożdżami (nie musi wyrosnąć). Zagnieść ciasto. Ciasto wałkować partiami na małe okrągłe placki (dla zwolenników matematyki i opornych na wiedzę kulinarną - średnica ok. 20-25 cm), o grubości pi razy drzwi 1 mm. Kółko podzielić na 8 części, jak pizzę. Każdą część posmarować dżemem i zwinąć, zaczynając od szerszej części. Ułożyć na blaszce, na papierze pergaminowym. Piec aż się dobrze zrumienią, ok. 15-20 minut, 175 st. Można posmarować białkiem z wierzchu. Dżem można zastąpić owocem, lepiej jednak, żeby nie było to coś soczystego.
Smacznego!!!
Brakuje mi umiejętności. Po wielu latach pracy, po licznych szkoleniach, warsztatach, wygląda na to, że znalazłam sobie nareszcie temat, którego nie opanowałam i z którego podszkolić się powinnam i to bardzo szybko. Mianowicie wróżbiarstwo. Będzie jak znalazł. Wróżenie z fusów po herbacie, kawie, z kart, telepatia, umiejętność przeniesienia "duszy?" w inne miejsce celem podglądania co klient ma na swoim biurku... Przydałoby się na gwałt, że się wyrażę. Bo mam ostatnimi czasy wrażenie, że klienci oczekują ode mnie cudów. Pani mi to wyceni... Ale co? się pytam. No to, tak ogólnie pytam, mniej więcej mi pani powie. Mniej więcej ma rozbieżność jak stąd do hameryki, nie wiem czy to dla państwa istotne.... Albo robię wycenę i proponuję standardowy termin realizacji, a potem dostają zjebkę, że za długo, bo przecież oni chcieli od razu. A ja nie wróżka, w myślach jeszcze nie czytam. A może jakbym czytała, to bym się domyśliła i wiedziała. I klient by na mnie nie krzyczał. A tak, ja niedobra, źle termin policzyłam. Niewykształcona jestem w tej dziedzinie i chyba wypadałoby to zmienić. Czy ktoś mi powie, gdzie z tego tam abra-kadabra szkolą? Poza Hogwartem oczywiście... pilnie potrzebuję...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Nieprzytomność

Jestem nietomna. Normalnie nie mogę się skupić, myślenie dzisiaj niemal nie istnieje. A już wypiłam porządną kawę. Chyba się pokuszę o kolejną, bo za chwilę grzmotnę głową w stół. I tak jest kolejną noc z rzędu. Wróciłam do biegania, więc z zaśnięciem problemów większych nie mam :P powiedziałabym wręcz, że z odpadaniem wieczornym. No ale 2 tygodnie przerwy swoje zrobiło i musiałam nieco skrócić dystans, bo mi nogi ciążyły, a serce wywalało z piersi. No ale powoli robię postępy - przemierzam dystans 3,5 km, z tego tylko 500 m marszem (trzeba to serducho jakoś uspokoić). Wczoraj może bym i te 500 przebiegła, ale łydka wysyłała mi sygnały, że jest bliska lekkiego skurczu i mam jej dać chwilę luzu. Potem było okej i nawet już byłam zdecydowana dystans sobie przedłużyć, jednak dostałam małe ostrzeżenie. O dzikach z młodymi. Nieco mnie wcięło, jak mi dwóch lekko przejętych młodzieńców przekazało niusa w postaci dzików widzianych kawałek dalej ostrzegając, żebym "tam" lepiej nie biegła. Hmm, dodam, że ja w mieście mieszkam. Sarny, jelenie, lisy, bażanty, zające - to u mnie normalka. Łasice, jeże też. Ale dzików jeszcze nie dawali. No więc postanowiłam nie przedłużać mojej trasy i wróciłam grzecznie do domku, cały czas sprawdzając, czy mam w pobliżu siebie coś, na co można łatwo wskoczyć i niełatwo spaść. Nie napotkałam jednak żadnych zwierząt, poza innym biegającym, więc luz. Dzisiaj pójdę biegać, jak będzie jeszcze jasno - na wszelki wypadek ;) To się nazywa mieszkać w mieście...