piątek, 3 stycznia 2014

noworocznie

Oj działo się, działo...
Zabawa sylwestrowa upłynęła pod znakiem tańców, hulanek, śpiewów i wielkiej radości :) To, że radość była nieco rozdmuchana "wściekłymi psami" - nieważne, nie liczy się, sylwester rządzi się swoimi prawami. Tylko nie rozumiem (no dobra - udaję, że nie rozumiem), dlaczego koleżanka 2 dni później upewniała się, że żyję, bo jakaś wesolutka byłam, jak dzwoniłam im życzenia składać tuż przed "dwunastą".

W każdym razie - na dolegliwości zwane popularnie "kacem" nie cierpiałam. Co najwyżej dokuczały mi zakwasy potaneczne. Chociaż - jak się schyliłam rano (hehe, rano o 11-tej) nad wanną, żeby umyć głowę, to wanna okazała się być nieco niestabilnie zamontowana. Po schyleniu się lekko się ugięło dno, a wanna drgała w prawo i lewo - ale tylko 2 razy się zabujała. To był jedyny skutek uboczny.

Sylwestra zakończyliśmy ok. 3.30. Do domu odprowadzały nas.... 2 sarenki :) taka sytuacja, taka okolica. Żeby nie było, że miałam halucynacje - wszyscy je widzieli, jak bez pośpiechu przechodziły przez uliczkę.

A na ten nowy rok mam przesłanie:
Tak więc - jakby co - łapiemy za kredki, flamastry, farby, jak nie mamy - pożyczamy, kupujemy i ... do dzieła :)