wtorek, 12 czerwca 2012

lukrować czy nie?

Siedzę sobie w domku, młody u babci, jedni powiedzą - sielanka, takiej to dobrze. Inni się oburzą - no ale jak to tak, ty prawie zdrowa, a dzieci podrzucasz? Jedni zrozumieją, czemu matka chce mieć chwilę, dzień dla siebie, inni będą czuć jedynie święte oburzenie faktem, że matka nie wywiązuje się ze swojego matczynego obowiązku. A ja jestem osobą, która nie lubi być wkładana w ramki. I stara się nikogo tam nie wkładać. Ostatnio podniósł się w necie głos tych, co macierzyństwa nie oglądają przez różowe okulary. I powiem, że bardzo mnie to cieszy. Dlaczego? Bo jak mówiłam - nie lubię być przydzielana do konkretnej szufladki. Nie czuję się sztandarową Matką - Polką. Ta rola nigdy mi nie odpowiadała. Mam dwoje dzieci, dzięki którym wiem, że macierzyństwo pełne jest wzlotów i upadków. Że nie jest to tulenie roześmianego różowego bobaska, ale również czuwanie w nocy, gorączki, wymioty, szpitale, permanentne niewyspanie/ niedospanie i wiele innych. Wiem, że jest grupa kobiet, która się świetnie sprawdza w roli "kapłanki domowego ogniska", jak to widziałam u Miśki. I życzę im powodzenia i wytrwałości. Jednocześnie też trochę podziwiam, bo ja bym chyba nie umiała. Jest też grupa, która o byciu rodzicem mówi wprost, bez ozłacania i słodzenia. Bez lukru. Wydaje mi się to o tyle słuszne, że może akurat, komuś kto nie powinien mieć potomstwa, takie wyłożenie kawy na ławę pomoże w podjęciu tej decyzji - decyzji o nie-posiadaniu. Innym zaś uświadomi co nieco i pomoże uporać się z rzeczywistością, która spada na człowieka po tych 9 miesiącach. Bo jeśli komuś się wydaj, że ciąża to wystarczający okres na to, by się przygotować na posiadanie dziecka - buhahahahah, się myli. Można przygotować pokój, ciuszki, akcesoria, ale na ogrom emocji nie da się przygotować. I nawet sztandarowe Matki Polki miewały chwile załamania żelaznej formy, tego jestem pewna na setki procent. Ja swoją chwilę załamania miałam jakieś 5-6 dni po urodzeniu młodej. Po prostu siadłam i wyłam i kazałam się wszystkim wynosić do ciężkiej cholery - co najmniej. Huśtawka nastrojów, ból po ranie, problemy z karmieniem kontra wmawianie mi, że jest to najpiękniejsza chwila w moim życiu, wszystkie dobre rady, doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Dziecko płacze, ja jestem głodna, niewyspana, obolała, daję mu jeść, ono nie wie jak, chcę iść do toalety, ono ryczy, urwałam wreszcie 10 minut na prysznic - zaczyna płakać, chcę zjeść kanapkę - przerobiło śpiochy, kanapka musi poczekać - kupa ma pierwszeństwo. Ciagle coś. I nagle, ze związku dwóch równorzędnych osób powstaje trójkąt, w którym pierwsze skrzypce gra ktoś nowy, do tego bardzo wymagający. Uporać się z tym nie jest wcale tak łatwo, jak się wydaje. I nie dotyczy to okresu niemowlęcego. Potem też jest wesoło. Jedziesz w delegację, wiesz, że musisz wstać o 4, ale nie ma to wpływu na to, że twoje różowiutkie słitaśnie dzieciątko urządza ci o 1 w nocy pogrom w postaci zwracania wszelkich posiłków dnia na powierzchni pokoju oraz łóżka z pościelą. Nic tylko zakasać rękawy i zabrać się za sprzątanie na wdechu. Koleżanka moja jest na etapie zachwycania się dziećmi i pragnie być mamą. Życzę jej tego z całego serca, bo wiem, że sobie poradzi. Na pocieszenie dodaję, że z drugim jest łatwiej, bo znasz już instrukcję obsługi. Ona lubi zaglądać do wpisów bez lukru, parę razy czytała magazyn Bachor. Wie, że lukru na początku nie ma, a potem też nie za słodko. Może więc warto pokazywać, że macierzyństwo to nie same tiu tiu tiu, ale też sru sru sru i rzygu rzygu, żeby potem nie było lamentu, że ja się tego nie spodziewałam, że to mnie przerosło, bo ono się rozdarło i przestać nie chciało, a  ja byłam nieprzytomna i tylko na chwilę przykryłam je poduszką, nie wiem, czemu nie oddycha..... Bo może nie wszyscy powinni mieć dzieci? Więc nie szufladkujmy się, kto jest kim, nie udawajmy, że jest cudnie, gdy jest po prostu normalnie i różnie. Nie narzucajmy wszystkim dokoła, że dzieci to jest nadrzędny cel naszego życia, bo nie jest nim dla wszystkich. I z drugiej strony - nie najeżdżajmy na tych, co dzieci posiadają stada - skoro im tak dobrze, skoro tak czują się w życiu spełnieni - to dobrze. Tylko niech też pamiętają, że nadmiar cukru i słodyczy może zemdlić.

15 komentarzy:

  1. Święta racja i tyle;)!Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakoś mnie wzięło, pod wpływem siedzenia sobie w domku, z ciasteczkiem i herbatką, w ciszy błogiej, na łóżeczku, pod kocykiem....I wiesz co? Fajnie mi :) Reszta towarzystwa zleci się dopiero za jakieś 45 minut :)

      Usuń
  2. No, to ja do piewców matkopolskosci mogłabym zostać zaliczona jako ostatni człowiek na świecie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kocham moje dzieci w liczbie obecnej. Wiem, że jakość mojego macierzyństwa mogłaby się pogorszyć, gdybym posiadała jeszcze jedno. Rozsądnie pozostaję więc (staram się) przy dwójce. I o to mi chodzi, żeby przy dokonywaniu wyboru kierować się nie tylko lukrem, ale również rozsądkiem.

      Usuń
    2. Och, Boże, no przecież wiadomo, że kocham swoje dziecko i to do wypęku! ale szczerze nienawidziłam tego wszystkiego, co wiąże się z wczesnym macierzynstwem i niesamodzielnością dziecka. I nigdy się z tym nie kryłam.

      Usuń
    3. I masz rację, bo nie ma co się kryć. Rzeczywistość w czystej postaci.

      Usuń
  3. Dobrze, że napisałaś też o tej "mrocznej" stronie macierzyństwa - ku przestrodze, ale też realnie jak to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karioka, bo tak to właśnie wygląda. Rozbieżność emocji jest porażająca. Z jednej strony mam się ochotę zerwać z tego przytoczonego kibelka na pierwszy płacz, a z drugiej - krzyknąć, żeby mi się za przeproszeniem, wysikać chociaż dało w spokoju... I bynajmniej nie byłby to krzyk pełen miłości i słodyczy... Zmęczenie fizyczne plus psychiczne i można popaść w doła.

      Usuń
  4. sama prawda... od ekstatycznej radości do skrajnej rozpaczy, a po środku cały wachlarz uczuć... realny obraz macierzyństwa... pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mi raźniej, że nie jestem osamotniona w poglądach.

      Usuń
  5. moja Juniorka albo się darła, albo spała. A że nie chciała jeść, to często się darła :)) A ja marzyłam o jednej całej przespanej nocy. :)) Nie jesteś sama :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że trochę później z tego wyrastają... Co prawda inne sprawy wchodzą w grę... Ale na razie wolę o tym nie myśleć, po co mi siwe włosy w tak młodym wieku?

      Usuń
  6. Świetny tekst, zaraz go wyśle mojej przyjaciółce, która ma 8-miesięcznego synka i takie same jak Ty odczucia i podejście do sprawy.
    Pozdrawiam charcząc na maksa z łóżka z zapaleniem oskrzeli.
    Ale co tam, gorsze rzeczy bywają, jak temat powyżej ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję za komplement, że tak do Ciebie wycharczę :) Zapalenie krtani się kłania i bezgłos od poniedziałku... Na szczęście oskrzela mam czyste :) Zdróweczka, kochana!!!

      Usuń
  7. Oj, choróbska się szerzą, gdy taka pogoda ni to ciepła, ni to zimna. Tobie też zdrówka!! :)

    OdpowiedzUsuń