Weekend miał być intensywny, nawet bardzo. W piątek przeleciałam przez mieszkanie jak torpeda i posprzątałam, a potem poszłam pobiegać. W sobotę rano miałam iść na basen z młodą, ale dziecko zmieniło plan 5 minut przed wyjściem i poprosiło o tatusia. No to niech idzie tatuś - w sumie zawsze ja z nią chodzę, a on jeszcze nie patrzył jak pływa. Więc hop-siup zmiana ... pup, tatuś na basen, a mama młodego pod pachę do galerii po prezent komunijny - też trzeba wreszcie sprawę załatwić. Udało się, więc jestem zadowolona. Potem szybki (szybki???) obiad w wersji jarskiej i można dychnąć. Nabiegałam się w końcu.
W niedzielę od rana ruch, dzieci nie dały nam w żadnym razie pospać, pobudka była co 10 minut, począwszy od 6.30.... marzenie każdej lubiącej spać osoby w niedzielny poranek. Potem poszłam z mężem na upragnionego tenisa. I się po korcie poganialiśmy, znaczy on mnie do piłek, ja jego moją niecelnością... Ale skutek był. A dokładnie jest. Stękam przy każdym ruchu. Przypomniałam sobie o istnieniu mięśni, o
których jakoś mi się zapomniało. Np. mięśnie w okolicach łopatek, albo
pośladkowe -ooo, to są ciekawe. I te wzdłuż kręgosłupa. Albo w
ramieniu... też są i okazuje się - mają się nieźle. Te mięśnie, bo ja
mniej. I jeszcze pod koniec gry uderzyłam piłkę z taką zaciekłością, że
sobie sama przyłożyłam rakietą pod łopatką... Sierota i ofiara losu w
jednym. Są też mięśnie, które pracują przy trzymaniu rakiety w ręce i odkręcaniu słoika z kawą. Mocno zakręconego słoika. Myślę, że nie bez znaczenia był jeszcze wczorajszy spacer 3-kilometrowy...
Ale było super, więc za tydzień powtórka :) Tylko w szerszym gronie znajomych. Więc trzeba było poćwiczyć, żeby się nie zbłaźnić i nie zostać pośmiewiskiem. W końcu mnie przecież tyłek
przestanie boleć i się wyrobi? I ramiona też? Prawda? Dobrze mają się
wyłącznie nogi, od biegania chyba. Niestety podczas joggingu ręce są
jakieś nieużywane, więc dzisiaj wiem, że je mam. Ale powiadają, że na
zakwasy najlepsze są kolejne zakwasy, więc dzisiaj znowu biegamy :)
podziwiam za wytrwałość :) a, że mamy dużo różnych mięśni, to się właśnie w takich ekstremalnych wypadkach można przekonać... a najwięcej to się ich objawia po zimie, kiedy to zaczynamy się raptem ruszać "ze zdwojoną siłą wodospadu..." powodzenia...
OdpowiedzUsuńtaaa, dzięki :) muszę się co kilka minut przeciągnąć i rozciągnąć na krześle, inaczej bym chyba nie wstała. Po dłuższym siedzeniu, jak wstanę, to idę przez chwilę, jakbym za przeproszeniem, kupę w majtkach nosiła... SKS jak nic :)
Usuńznam ten ból :) ale to wszystko ku chwale ojczyz... zaraz, to chyba nie to... to wszystko ku polepszeniu kondycji i, co najważniejsze, wyglądu (nie ukrywajmy...) :)
OdpowiedzUsuńku chwale czego więc boli mnie głowa? Związałam się w piątek z ciśnieniowym bólem głowy i do dzisiaj nie mogę się rozwieść... Zaraz mnie trafi. Boli upierdliwie i tak nijako - ani to wziąć tabsa, bo to jeszcze nie napierniczanie, ale wystarczająco męczące, żeby w połączeniu z d...pką, krzyżem, ramionami "umilić" mi dzień jak cholera.... Chyba mi się humor psuje....
UsuńBoli to żyjesz;)
OdpowiedzUsuńA pobudki wczesnym świtem to katorga;/
Noooo, żyję pełnią życia....... ma ktoś coś na ból głowy? ktokolwiek? Cokolwiek? Byle końska dawka...
UsuńWidzę, że żyjesz równie intensywnie jak ja :)
OdpowiedzUsuńDo pełni wyżej wymienionego obrazku brakuje jedynie biegania. Ta czynność jest mi zupełnie obca i czuję przed nią jakiś niezrozumiały lęk :)
Pozdrawiam z nowego miejsca
www.swiat-eris.blogspot.com
Dzięki za adres - będę zaglądać :)
UsuńNo i jak tu się dziwić, że dzieci mają torpedy w tyłkach, jeśli mamusia ma podwójne...?!
OdpowiedzUsuńAno mają, i dzieci, i mamusia, nie da się ukryć :)
Usuńsport to zdrowie :)))) wiem coś o tym :)))
OdpowiedzUsuńtabletkę na głowę weź, bo będzie tak Cię trzymać długo. Przy okazji i mięśnie też przestaną boleć
Nie dałam rady wczoraj, chyba zmęczenie wyszło, bo mnie skurcze łapały i oddech zatkało, więc przebiegłam tylko kilometr, a resztę - jakieś 4-5 przemaszerowałam. I chyba tak będę musiała robić - zamienić biegi na marsze :(
Usuń