piątek, 12 kwietnia 2013

boskie wdzięki Tygrysa

Spokojnie, nie będzie zdjęć roznegliżowanych, ani szczegółów anatomicznych. Nic z tych rzeczy. Zwyczajnie ostatnio, może pod wpływem wiosny, zrzucania ciężkich ubrań, ogólnego wzrostu swobody, wiele osób zaczęło pisać o figurze - jedni o tyciu, bo są za chudzi (za szczupli - bardziej poprawnie politycznie), inni o chudnięciu, inni znowu o poprawie wizerunku za pomocą skalpela (przywracaniu piersiom pionu, itp.).
No więc...
Podsumujmy moje dokonania.

Młodość:
Czasy dosyć odległe, durne i chmurne, charakteryzujące się byciem osobą szczupłą. Bardzo szczupłą. Dysponowałam długimi szczupłymi nogami, bardzo płaskim brzuchem, no po prostu marzenie każdej dziewczyny. Generalnie wszystko grało, dobrze się czułam we własnej skórze, może poza okresami, kiedy to chudłam tak, że można się było na mnie uczyć budowy układu kostnego. Ale to była "wina" dobrej przemiany materii. Wtedy (jak pisałam - bardzo dawno temu) łatwiej mi było schudnąć niż przytyć, co wyrażam na głos i teraz mam za karę!

Obecnie, czyli dojrzałość:
Mam ponad 30 lat, dwójkę dzieci "na koncie", zbyt małą ilość ruchu (mimo wrażenia posiadania motorka w tyłku czasami). Dojrzałam. Wyrobiłam sobie poglądy na świat i wszelkie inne sprawy. Jestem świadoma siebie i swojego ciała. Wiem, kiedy dzieje się coś niedobrego, i kiedy wszystko jest okej. Wiem, co mi odpowiada, a co stanowczo nie. Znam swoje ciało i jestem go bardzo świadoma, co dodaje pewności siebie. Nogi nadal długie, choć już nie tak szczupłe... No dobra, szczupłe do miejsca, gdzie kończy się spódniczka mini. Potem jest w tak zwanych "granicach przyzwoitości". Nogi, niestety chyba genetycznie, obciążone pomarańczową skórką (cyt. "zaorane celulitem"), ale... Przecież nie będę się tym za bardzo przejmować! Brzuszek prawie płaski, po zjedzeniu - niepłaski... Ale... Nie będę się przecież załamywać! A to dlatego, że czuję się po prostu dobrze sama ze sobą (tylko nie zawsze w jasno oświetlonej przymierzalni). Uważam, że wyglądam świetnie na swój wiek, nie mam zmarszczek, nie mam siwych włosów, nie widać po mnie, że mam ponad 30-tkę (dają mi 27-28 i w nosie i nie tylko mam, że to może być kokieteria!). Mężowi się podobam w wersji zubieranej i tej kompletnie rozebranej i to jest najważniejsze.

Po prostu wmawiam sobie, że
JESTEM BOSKA!

I to działa, przynajmniej czasami :) Ale wierzę, że jak sobie będę to powtarzać nagminnie, to może stanie się nawet prawdą :)
Moje drogie Panie - kochajmy siebie! Bo jak same siebie nie będziemy kochać, to inni też to wyczują i też nie będą nas darzyć wystarczająco głębokimi uczuciami. Tak więc - pierś do przodu, plecy proste i jedziemy!!!

30 komentarzy:

  1. Boski Tygrysie , ja należę do szczupłych jednostek , ale też nigdy nie rozpychałam żołądka - jem na co mam ochotę.Oczywiście za młodu wysportowana , nadal zmuszam cały organ do ruchu.

    włosy to ja siwe mam i od 2 lat nie koloruje ich . Nie wypadają , są zdrowe a siwizna ponoć rewelacyjnie się tonuje z naturalna barwą , tą co to się ostała.

    Pewnikiem jest : pokochać i zrozumieć swoje ciało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie problem polegał i polega poniekąd nadal, że mam wilczy apetyt. Nazywano mnie odkurzaczem, bo potrafię na prawdę dużo zjeść. Serio. Porcje męskie wręcz czasami. Po prostu mój organizm pochłaniał i potrzebował zawsze więcej kalorii. Jeśli zjem coś lekkiego, mu beton - za godzinę lub dwie będę głodna jak wilk! I będzie mi burczało w brzuchu. Mam całkiem dobrą przemianę materii, choć już nie tak dobrą, jak dawniej. Ale mam to w nosie. Dobrze się ze sobą czuję, przytyłam przez okres ciąż ok. 12-14 kg i wreszcie wyglądam kobieco, a nie jak wieszak :) Wiesz, mam 172 cm i ważyłam 50 kg... lekką niedowagę miałam :)

      Usuń
    2. posze , toć to kości twe we worze się luzem kolebały przy tak marnej wadze .Gdy mam PROBLEMY jeść nie mogę - gula w gardzieli powstaje .Mam 164cm i podczas jednego z problemów ważyłam 49 kg. Wołano na mnie piszczel.
      przy pierwszym dziecięciu pobrałam 27kg. - hipopotamem się zwałam .A przy drugim około 11kg.

      nigdy nie mogłam usiedzieć na dopie za długo - ciągle w ruchu. Nie mniej, wiek mój , panienka jego mać,przestaje tolerować potrawy wzdymające.

      Usuń
    3. hehehe, tak, bigosik, gołąbeczki, kapuśniaczek, kalafiorek - od razu widać, że się najadłam :) U mnie problem odwrotny - w stresie zażeram (zajadam byłoby określeniem zbyt łagodnym) - apetyt wzrasta potrójnie i pochłonęłabym konia z kopytami! Na ten przykład - wciągnięcie całej torebki ryżu, gdy jest podana ze smacznym gulaszem lub truskawkami ze śmietaną, to rzekłabym - pikuś dla mnie! A na koniec poproszę kawałek ciasta na deser :D najlepiej jakieś domowe, może być jabłecznik.

      Usuń
    4. Jeżyku kochany , truskawki nasz krajowe z bitą śmietaną osłodzone nikczemnie .............Ale,ale posadziłam se i sobie w ogrodowskim poziomki ozdobne z kwiecia różowe i wbrew siłom przyrody owocują wielkimi owocami niczym małe truskawki , a do tego słodkie że aż miło - szkoda że futrzaki zniwelowały teren i jestem zmuszona szukać nieszczęśników pod hałdą ziemi - ale wykopię i uratuję

      Usuń
    5. już nie mam co !!!!!- donoszę z obrzydzeniem, ponieważ donoszenie jest obrzydliwe

      Usuń
  2. A jesli ktoś kocha siebie ale w lepszej formie, czy nie powinien dążyć do osiągnięcia tego punktu równowagi w którym czuje się ze sobą najlepiej?

    Ja to bym sie dobrze czuła ze sobą gdyby mi przybyło 5 kg wszędzie a nie tylko na brzuchu. Ewentualnie w tyłek i cycki mogłoby pójśc coby mieć kobiecą figurę a nie męska z brzuchem piwnym :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, spoko - zaczniesz za dzieckiem latem biegać, to nawet nie wiesz kiedy Ci ubędzie :) A na brzuszek - ćwiczenia polecam. Dużo dają!

      Usuń
  3. No wieeeesz, gdybyś na siebie narzekała to bym się z Tobą kłóciła, bo widziałam, że nie masz sobie nic do zarzucenia (chociaż coś chyba o nosie mówiłaś, ale to wymysł Twój)! Jesteś bartdzo ładną, zgrabną kobietą, więc spokojnie możesz o sobie mówić boska ;-))))
    Ale hasło- kochajmy się, skierowane do kobiet, co by je sobie wzięły do serca i zaadoptowały to świetny pomysł. I to bez względu na czy któraś jest gruba, chuda, wysoka czy niska. Wszak nie na tym rzecz polega. Przynajmniej ja tak myślę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jak się same czujemy piękne, to widzą nas, jako piękne :) Jeśli same emanujemy pewnością siebie, to każdy zauważy w nas to nieuchwytne i nieokreślone "coś". Nie rzecz w figurze, ale w nas :)

      Usuń
  4. Młoda mi ostatnio schudła. Spadło jej wszystko z zadka, a że ma piękne garniturowe spodnie, pomyślałam, że przejmę w spadku. Naciągnęłam rzeczone na siedzenie, zapięłam bez stresu i pędzę pokazać się właścicielce. "Nie możesz ich nosić- Młoda mi na to- ty w nich jeszcze bardziej nie masz tyłka, niż zwykle". Jesoo, myślałam, że kobieta w moim wieku powinna siedzenie raczej ukrywać, a ja muszę eksponować, gdyż podobno nie mam. Mam tyle lat, ile mam, włażę w spodnie mojej 18-letniej córki, włosy (mimo, że genetycznie zaczęły siwieć bardzo wcześnie) robią wrażenie (podobno). Nie jestem ślepa i widzę różne takie... ale mam to gdzieś i chyba o taki stan zawsze mi chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To całkiem dobry stan :) Człowiek się nie miota, reklamy środków odchudzających nie robią na nim większego wrażenia, nie czujesz potrzeby, aby się dostosować do szeroko pojętej aktualnej "mody" - jest dobrze, jak jest i basta! A jak się komuś nie podoba... to jego problem :) mnie się podoba :)

      Usuń
    2. Zawsze jest coś, co można by poprawić, ale rzeczywiście reklamy środków odchudzających mnie nie ruszają. Mam też świadomość, że w moim wypadku potrzeba jedynie ruchu. I tu mam pole do popisu. Ale to za chwilę. Potrzebuję bowiem ruchu na powietrzu, ale najpierw dam się wykazać wiośnie ;o)

      Usuń
    3. Też na to czekam :) Miałam od kwietnia używać roweru, ale się nie dało. Ale w maju już zamierzam konkretnie oszczędzić na sieciówce.

      Usuń
  5. a ja, mimo że często mówię o "swoim seksapilu" czy o tym, że podobam się facetom to jednak nie do końca dobrze czuję się ze swoim ciałem... większość swojego życia się odchudzałam ( a przynajmniej starałam), z wiekiem stało się to coraz trudniejsze (wiadomo, przemiana już nie ta..) a na dodatek, tak jak Ty, zażeram stresy (a tych mi w ostatnich miesiącach nie brakuje...) i, pomimo, że ostatnio często słyszę, że jestem piękna to są dni, kiedy najchętniej nie wychodziłabym z domu, kiedy nic dobrze na mnie nie leży i ogólnie jest do doopy ... ale staram się, wciąż się staram siebie zaakceptować bo z pokochaniem to na razie kiepsko... miłego dzionka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy ma zły dzień, normalne. Też mnie czasem dopada takie coś, że mąż nie wie komu dziękować za te pokłady cierpliwości jakie ma wobec mojej szacownej osoby :) Są dni, kiedy komplementów i dobrego słowa potrzebuję niczym kania dżdżu. Inaczej - kryzys na całej linii! Każdej linii! Ale ogólnie pogodziłam się, że modelką nie jestem, i trudno. Jest mi dobrze ze sobą :) I np. dzisiaj to widać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A już myślałem, że będą momenty ...:))) A że jesteś boska to przecież wiadomo nie od dziś, czytałem w "Cosmopolitan" "Elle" i "Glamour" :)
    Pozdrawiam wiosennie i tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kobiety są piękne gdy są kochane, ot i cała tajemnica kobiecego piękna :)
    Oraz dzieńdobrybardzo brrr deszczowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, choć deszczowy :) ale ciepły i wiosenny :)

      Usuń
    2. Mówisz, że tylko tyle potrzeba, aby kobietka błyszczała? Oraz witam dano nie widzianego!

      Usuń
    3. Tak tylko tyle, więcej nie trzeba, kochana kobieta promienieje, ma wesołe iskierki w oczach, jest pewna siebie, zadowolona, a to się przekłada na piękno zewnętrzne :) Oj tam jakie dawno, jakie dawno no trochę jak wiesz balowałem :)

      Usuń
    4. No wiem, niezła balanga była :)

      Usuń
  9. Ojej... To ja jestem szczęściarą... Nie muszę sobie niczego wmawiać. Po prostu JESTEM boska! :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam podobnie, akceptuję i lubię siebie po prostu, czy jestem okrąglejsza, czy akurat coś chcę w sobie zmienić, robię to, bo o siebie dbam, a nie dlatego, że nie lubię :)
    Dobrze, że wyrasta się z młodzieńczych kompleksów, a szkoda, że w ogóle się je miało! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. bo często wyszukujemy w sobie kompleksy, których inni w ogóle nie widzą :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano niestety :) same sobie wkładamy czasami do głowy :)

      Usuń