czwartek, 1 sierpnia 2013

moje francuskie wakacje - część IV

Dzień trzeci zwiedzania (czwarty dzień wakacji)

Na ten dzień pozostawiliśmy sobie atrakcje, których nie udało się nam "obskoczyć" w dni poprzednie z różnych powodów. Niestety, nie udało się nam zobaczyć nocnych pokazów w parku, z okazji 20-lecia jego istnienia. Było zbyt późno, dzieciaki nam padły na twarz, nie było jak podskoczyć. Może kiedy indziej jeszcze się nam uda :)
Zwiedzanie zakończyliśmy popołudniu i już około 14-tej zebraliśmy się do domu, po drodze zahaczając o McDonalda (cóż... niezdrowo, ale się najedliśmy).

Dzień piąty.
Gorąco... Gorąco... Gorąco!!!! Dobra, skoro gorąco, jedziemy nad morze. Obiadek i wio! Raptem 1,5 godziny drogi i jesteśmy! Morze!!! A raczej zaczątki oceanu, końcówka kanału La Manche. Jest! czekaj, Czekaj, gdzie jest to morze? Yhm, odpłynęło... znaczy odpływ był. Dzięki czemu plaża miała drobne 400-500 metrów... Kupa miejsca do leżenia.... Ale nie da się ukryć - powietrze boskie, wiatr od wody, lekki chłodek, cud miód i orzeszki - czego chcieć więcej? Poza wodą nieco bliżej, oczywiście, ale nie bądźmy zachłanni. Wielorybek, czyli mła, ułożył swe ciało na kocyku i było mu dobrze. W domu okazało się, że ten wiaterek, i ten chłodek, i to słoneczko, mimo, że mocno popołudniowe, lekko opaliło nam to, co wystawiliśmy na ich działanie. Nosa sobie wielorybek nie posmarował i ma rumiany obecnie :) Dzień zakończył się pysznymi lodami.

Dzień szósty.
Przyszła kolej na Paryż. Paris, Paris... Wybraliśmy ten dzień, ponieważ w niedzielę można wszędzie parkować i nie ma za to opłat. Dodatkowo, miejscowi zwykle uciekają z miasta, więc liczyliśmy na mniejsze tłumy. Plan działania i wycieczki był, wszystko wydrukowane, nawigacja nastawiona, plecaki spakowane - lecimy! Jedziemy znaczy. Coś o Francji - charakteryzuje się zupełnie inną architekturą, niż nasza, swojska. Wszystko jest uporządkowane, domki wyglądają wręcz malowniczo, swojsko, każdy wyposażony w okiennice i obsadzony kwiatami (wyglądało mi to na pelargonie).
Na Paryż plan był następujący - parking przy Polach Elizejskich, przejście pod Łuk Triumfalny, potem pod Wieżę, powrót po auto, przejazd w okolice Luwru i katedry Notre Dame. Na miejscu okazało się, że jest jeden drobny problem. Taki tyci-tyci. Poza 37 stopniami na termometrze. Nie można nigdzie dojechać, tłumy ludzi i cała masa policjantów obstawiających wjazdy. Gdzieś i jakoś zaparkowaliśmy i przyszło natchnienie. Jest zakończenie wyścigu Tour de France. No nic, plan się zmodyfikuje. Poszliśmy kawałek Polami, doszliśmy pod wieżę, nawet na nią wjechaliśmy. Pokąpaliśmy się w fontannach, przeszliśmy przez Pola Marsowe do kolejnej fontanny, potem spacer powrotny. I tyle. Było niesamowicie gorąco, za gorąco, na dalsze chodzenie. Temperatura sięgała 37 stopni. Owszem, zobaczyliśmy co nieco, uliczki, kamienice, itp. Jednak czuję spory niedosyt. Jednak nie było szans na więcej w tym dniu. Po prostu się nie dało... dokończymy innym razem. A poniżej kilka fotek:
Zdjęcie Zdjęcie
Zdjęcie Zdjęcie 
Zdjęcie Zdjęcie 
Zdjęcie Zdjęcie Zdjęcie 

18 komentarzy:

  1. Koniecznie Paryż trzeba powtórzyć, jeśli jest taka możliwość.Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz, jak będą loty bezpośrednio ode mnie, planuję w okolicach ferii zimowych wpaść z wizytą do siostry i połazić. Od niej jest niecała godzina drogi.

      Usuń
  2. a Greenpeace wielorybka z suchej plaży ratować nie chciał przypadkiem? :)))))) ... a do Paryża kiedyś pojadę, i to nie sama ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie chciał, chociaż podchody chyba robił, bo jakiś traktor na plażę wjechał i mój mąż próbował ich zawołać, bo tak błądzili i szukali obiektu...

      Usuń
    2. ale, że "zieloni" traktorem na plażę????... eee, chyba nie, oni przecież tacy ekologiczni, jeszcze by jakiś ekosystem ciężkim sprzętem zniszczyli?... :)

      Usuń
    3. No widzisz, jacy oni niekonsekwentni!

      Usuń
  3. Byyyyłam tam, byłłłłaaaaam! Cudownie!!!
    Jeszcze tam pojadę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też - dużo mi zostało :) w sumie to miałam wycieczkę po Paryżu na wieżę :))) Ale uwierz mi - nie dało się!!! Raz - zamknięte, dwa - upał

      Usuń
  4. Młoda po powrocie z Paryża w październiku orzekła: w przyszłym roku jedziemy tam razem, będziemy się gubić i znajdować, na Luwr dwa dni, na Wersal kolejne dwa. To w tym roku chyba... chyba, bo dostała się na dwa kierunki studiów i zmieniły się priorytety ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od wrześnie są loty do Francji bezpośrednio ode mnie. Na pewno się kiedyś wybiorę na parę dni i z siostrą coś zwiedzimy.

      Usuń
  5. To tam we francyji dzień zaczyna się od obiadu?? Każdy czy tylko dzień pięty , a jak piąty to każdy piaty w tygodniu czy w miesiącu?? Fajnie, a co potem? W południe kolacja i na wieczór??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się tyłek podniesie z łóżka ok. 10:00... to bywa, że zaraz za śniadaniem, obiad podają :) A resztę posiłków stanowi głównie woda, bo przy 37 stopniach jeść się nie chce, za to pić owszem.

      Usuń
    2. A co one te francuzy takie nerwowe, że zaraz po śniadaniu obiad?? To o której wstają, o 5 :)

      Usuń
    3. No przecież mówię, że koło 10-tej!

      Usuń
    4. No to Wy ale one, znaczy tubylce :)

      Usuń
    5. One też, one spali dłużej niż my. A obiad serwowałam mła sama. Jak go ugotowałam.

      Usuń
    6. Wiedziałem, że to naród leniwy jest, ale żeby aż tak, żeby spać do południa to ............. eh to jest niemożebne !!

      Usuń
    7. zaraz niemożebne - sama się też jakoś nie zrywałam, szczególnie, że dzieciaki spały i nie zamierzały wstawać.

      Usuń