Tworzę właśnie nowe pojęcie. Na skutek czyjegoś zaniedbania, od kilku dni mam okazję zapoznać się z nowymi programami oraz nowymi obowiązkami. Nie mam czasu na siusiu i śniadanie. Ja rozumiem, że czas to pieniądz, a pieniądz to bezpieczeństwo bytu i fajna sprawa. Ale... Nie kumam, że ktoś może być tak zapatrzony w pieniądz, że goni za nim i nie patrzy, co się po drodze dzieje. Przekładając na moją nową sytuację - mam bardzo fajnego i dobrego tłumacza. Ale jest on tak strasznie zapatrzony w cyferki, które widzi na zleceniu, że przyjmuje tych zleceń jak wściekły, robi bokami, nocami, dniami i w okresach pomiędzy nimi. Efekt - siedzę nad projektem, który mi klient zakwestionował. Połowę zmian, które wprowadził (klient), to są jego "ulepszenia", czyli "ja bym wolał, żeby było tak" - i do tego się przyczepić nie mogę. Jest dość specyficzna tematyka, branża, tłumacz może nie wiedzieć, że akuratnie TA firma woli pojęcie "B" zamiast "C". Ale druga połowa zmian.... Tu już mam "ale" do tłumacza. Uzasadnione jak diabli. Po prostu po raz kolejny (sytuacja się powtarza na przestrzeni ostatniego miesiąc nie pierwszy raz), ta osoba nabrała tyle zleceń, że coś, na co daję 2 tygodnie, jest robione w 3 dni. Efekt - niedopatrzenia, niedociągnięcia, wynikające ewidentnie z braku czasu. Bo jeśli dało się raz przetłumaczyć pojęcie prawidłowo, to dlaczego w drugiej połowie tekstu jest inaczej? Dlaczego jedne rzeczy są tak, a potem śmak? Brak jednolitości i spójności. Mam żal, bo sprawa dotyczy mojego priorytetowego klienta. Ze względu na ten fakt, zasuwam od piątku nad czymś, co powinno być zrobione dobrze od początku i od razu. I niestety, ale to ja będę "płaciła" za cudze błędy. Po skończeniu korekty, czeka mnie jeszcze stworzenie maila dyscyplinującego. Całe szczęście, że klient jest wyrozumiały i się lubimy..... Ale techniczne aspekty pewnych produktów z branży budowlanej będą mi się przez tydzień jeszcze śniły! Normalnie jeszcze chwila, a sama zacznę tłumaczyć :P
Także przepraszam - mam poważne zaległości w Waszych blogach, wpadam gdzieniegdzie, na momencik, nie zostawiam śladów. Ale niedługo nadrobię zaległości. Tak sobie obiecuję. I Wam :)
Urwidupizm to świetne pojęcie i mnie też czasem dotyka, więc mam świadomość o czym piszesz. Powodzenia i cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńZłości mnie, że się dorobiłam tego urwi przez kogoś, kto nie do końca potrafi zarządzać własnym czasem. I teraz, zamiast robić "swoje" naprawiam czyjeś błędy, które niestety, wpadły na moje konto. Wczoraj byłam święcie przekonana, że jest czwartek, a dzisiaj mi się zdaje, że jutro już piątek - pomieszanie z poplątaniem. A popołudniu padam na twarz i nie chcę patrzeć na kompa - napatrzę się na niego od 7.30 do 17.00 i już mi się za przeproszeniem, na wymioty zbiera.
UsuńCóż, ja mogę życzyć Ci jedynie większego spokoju, choć przed świętami, to twoje nowe pojęcie będzie funkcjonowało na najwyższych obrotach :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGrudzień mija mi zwykle pod znakiem wizyt u najważniejszych klientów, więc będę w rozjazdach. Po całym województwie. Spokój osiągnę chyba 23 grudnia ;) O ile mnie po drodze nie rozerwie. I w ogóle - z tymi wizytami wiąże się jakaś dziwna tradycja. Ile razy, jechałyśmy z szefową do jednego klienta - ZAWSZE padał śnieg. U drugiego - ZAWSZE któraś z nas lub obie byłyśmy chore. Raz wracałam z rosnącą temperaturą. W zeszłym roku nastąpił przełom - śnieg nie spadł, a my byłyśmy OBIE zdrowe. Normalnie cud jakiś!
UsuńMam nadzieję, że mail dyscyplinujący będzie miał dwie części, oficjalną i mniej. W tej mniej nie omieszkaj napisać mu co myślisz, możesz użyć słów, a jak chcesz zrobimy to za Ciebie :D
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za całą dupę, znaczy, żeby nie odpadła oraz za szybki Twój powrót i spokój ducha. I chwała cierpliwym i wyrozumiałym klientom.
Buziak:*
on ten mail będzie dyscyplinujący kulturalnie, bowiem ja tego człowieka w przyszłości jeszcze będę potrzebować. jednak wychodzę z założenia, że jak się nie dowie, jakie błędy robi, to je będzie nadal powtarzał.
UsuńNo dobra. Ale miej nas w odwodzie. Pamiętaj, że siła rażenia będzie wielka:)
UsuńA tłumacza znajdziesz inszego. Jakby co:)Możemy potłumaczyć. Wesoło będzie :DDDDD
Polska to niestety taki kraj, ze człowiek nie może jak się nie podoba, jak mu źle rzucić wszystko w cholerę i iść gdzie indziej, tylko musi zacisnąć żeby i męczyć się dalej ... zazdroszczę ludziom, co to zarabiają pieniące na tym co lubią ...
OdpowiedzUsuńniestety - trza się brać za robotę, jaka jest, bo dobrze, że jest. swoją pracę lubię, nie mogę powiedzieć, że nie. Ma jednak takie strony, które chętnie bym pominęła, ale się nie da, bo one składają się na całokształt.
UsuńUrwidupizm, niestety, dopadł i mnie. I nie powiem, co z tego mam, bo nie będę się wyrażać.
OdpowiedzUsuńBo my wielce kulturalne kobiety jesteśmy i nie wyrażamy się przy świadkach tylko bez.
UsuńUrwidupizm to piękne pojęcie.
OdpowiedzUsuńDopadł i mnie. Może nie tak strasznie jak Ciebie, ale zawsze. Przejąłem trzy tygodnie temu zaniedbany biznes. Zaniedbany przez ostatnie 2-3 lata. I stawiam go na nogi. Pożyjemy, zobaczymy.
A Tobie wytrwałości życzę.
Dzisiaj skończyłam. Mam serdecznie dość. Tobie również nie zazdroszczę.
UsuńTrzymam kciuki za ustawienie tłumacza do pionu, to niewiarygodne, jak niektórzy potrafią odwalać po łebkach robotę.
OdpowiedzUsuńUrwidupizm jako określenie bardzo mi odpowiada haha :)))
Pośpiech jest złym doradcą, jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy. I pewnie jeszcze coś by się znalazło.
Usuńnajgorzej jest płacić za cudze błędy, krytykę swoich przyjmuję dzielnie na klatę, ale cudze mnie wnrewiaja.
OdpowiedzUsuńChoć z drugiej strony człowiek pewnie bierze wszystko jak leci, bo boi się, że niedługo ten boom się skonczy... ale oczywiscie nie znaczy to, że ma partolić robotę.
Masz rację jak coś popsuje proszę - można mnie śmiało opieprzac. Ale jak mam zbierać baty za błędy innych to już mi się bunt włącza.
Usuń