czwartek, 2 sierpnia 2012

klient "rzondzi"

Pracuję w dość specyficznej branży. Znaczy na stanowisku znanym wszem i wobec, ale to czym się zajmuję jest nieco mniej typowe. Od paru dni mam do czynienia ze specyficzną grupą klientów. W szczegóły się wdawać nie będę, bo nie mogę, jednak śmiało mogę napisać, że mówi się do nich jak do ściany. Osobą jestem raczej otwartą i mam ten mankament, że się przejmuję. Przejmuję się swoimi klientami. Staram się jak mogę często spełnić ich wymagania (czasami "zachcianki" byłoby lepszym określeniem), wyjść na przeciw im potrzebom, itd. Łażę wtedy po biurze z oczami jak kot ze Shreka i naciskam szefową na wyrażenie zgody i nagięcie nieco naszych zasad. A naginamy ostatnio dość mocno. Zrobiliśmy się elastyczni jak guma od majtek. Wiadomo - kryzysik jest i ze zleceniami czasem krucho. Szczególnie w wakacje. Nie wiem jednak czasami, jak rozmawiać z ludźmi opornymi na wiedzę i wszelkie pożyteczne informacje. Przykład z ostatnich tygodni. Pisałam, jak bardzo się cieszyłam na jedno duże zlecenie. Takie coś zdarza się raz do roku, albo i na 2-3 lata. Mnie się udało już chyba 3-ci raz w mojej karierze. Klient naciskał na skrócenie terminu. Naciskał, naciskał, ja tłumaczyłam, że jeśli dadzą nam te 2-3 dni więcej, my to zrobimy lepiej, bo będzie więcej czasu, bo to dokładnie sprawdzimy, poprawimy, itd. Nie i nie, grochem o ścianę, ma być od razu i już, a jak coś - oni sobie sami zweryfikują i poprawią. Okej, skoro chcecie, to ile się będę prosić? Teraz okazało się, że się złoszczą, bo siedzą i sprawdzają i korygują. Odsyłają coś do nas, my poprawiamy i przekazujemy dalej. A wystarczyło dać nam te 2-3 dni, o które prosiłam, a całej sprawy by nie było. Właśnie tyle zajęło nam gruntowne sprawdzenie i naniesienie - jak się potem okazało - drobnych korekt (ich liczba w skali projektu okazała się oscylować w okolicy max. 1-2%). Czasami mam wrażenie, że moja praca polega na krzewieniu wiedzy, niczym w okresie pozytywizmu. Wyciągnęłam z tej sytuacji jednak parę wniosków. Pierwszy - stanowczo nie zgodzę się następnym razem na takie skracanie terminów. Postawię sprawę jasno, że szybciej się NIE DA, albo inaczej nie biorę odpowiedzialności na uszczerbki na jakości, nie przyjmując reklamacji. Drugi wniosek, taki prywatny - częściej i dokładniej słuchać tych, co mi coś sprzedają, bo a nuż mogą mieć rację i wiedzieć coś lepiej ode mnie :) Przykładów zabawnych mogłabym podać więcej, ale z tego raz, że powstałby cały post, a dwa - że dla osób spoza branży nie byłyby one na tyle zabawne. Tylko Iw by zrozumiała :)

10 komentarzy:

  1. Bo co nagle to po diable, to raz. Dwa, pośpiech szkodzi na puder i szybciej nie zawsze znaczy faktycznie szybciej! Jak widać, nie wszyscy o tym wiedzą, a nawet jak wiedzą, to nie zawsze wierzą w tę starą prawdę;-) A, że klient nasz pan, to elastycznością się wykazujemy, gdyż należy do klienta frontem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano frontem. Moją wadą w rozumieniu biznesu jest to, że mi zależy na moich zleceniodawcach i daję się namówić na pewne rzeczy oraz z góry zakładam ich uczciwość, sama będąc do bólu uczciwą. Właśnie jakieś 2 godziny temu moja uczciwość wyszła mi bokiem, bowiem uczciwie przyznałam jak może być realizowane zlecenie, zamiast przemilczeć etap pośredni, jak to zrobiła konkurencja, która zlecenie mi odebrała.

      Usuń
  2. Moi rodzice mawiają, że pośpiech jest wskazany w dwóch przypadkach - łapaniu pcheł i ... pewnej dolegliwości żołądkowej.Niestety taki mamy dziwny ten świat teraz, że wszystko ma być na wczoraj i czas to pieniądz. Problem w tym, że pośpiech i nadgorliwość to dwie najgorsze rzeczy jakie się mogą przytrafić.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Specyficzna branża, specyficzni klienci", których specyficzne zachcianki spełniasz....
    No pięknie, Tygrysie !!!!!!!!! ;-)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam to - szybko, dobrze i dużo - zawsze. A potem "zdziwko", że raz na dziesięć przypadków zdarza się niedociągnięcie wymuszone pośpiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami trzeba tak na zdrowy rozsądek - odmówić. Niestety.

      Usuń
  5. Chodzenie na skróty wydłuża drogę, nie raz przekonałam się w górach.
    Ale i tak ludzi nie zmienisz, zawsze znajdzie się ktoś, kto uważa, że wszystko da się skrócić
    Życzę duuuużo cierpliwości dla klientów, i twardej doooopy, skoro masz miękkie serce :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec końców - wyszło na moje. Co więcej - klient naciskał na krótki termin, a teraz sam opóźnia sobie dalsze prace "a jeszcze nie zaglądałem, jeszcze nie sprawdzałem, bo coś mi wypadło" A ponoć był to priorytet nad priorytetami....

      Usuń