wtorek, 28 sierpnia 2012

ciąża na L4

Przeczytałam artykuł w gazecie dotyczący "wyłudzania" zwolnień przez kobiety w ciąży. I powiem szczerze - nie wiem jak się odnieść do tematu. Będąc w pierwszej ciąży pracowałam długo. Miałam termin na 15 lutego, do pracy ostatni raz poszłam 10 stycznia. Porozmawiałam wcześniej z szefem, że już się źle czuję, jest mi ciężko i pewnie przejdę na L4. Do pracy miałam daleko, zaczynała się większa zima, zwyczajnie bałam się chodzić. Wystarczy, że się potknę, poślizgnę i o nieszczęście nie trudno. Lekarz jednak za każdym razem pytał, czy nie chcę zwolnienia, czy nie chcę odpocząć. Miałam ku temu pewne wskazania, bo dziecko było źle ułożone i siedzenie w ostatnim miesiącu było dla mnie trudne - zwyczajnie cholernie niewygodne. Przypominało bardziej rozwalanie się w fotelu :) Jednak do tego momentu czułam się dobrze, miałam fajną pracę, nie czułam potrzebny, aby zmykać na zwolnienie do domu. Po co? Wolałam być między ludźmi, wolałam nie wypadać z obiegu. Ostatni miesiąc spędziłam w domu, na odpoczywaniu, wizytach lekarskich, krótkich wyjściach do sklepu i spowrotem. Szczęśliwie urodziłam zdrowe dziecko. Drugą ciążę przechodziłam w innym miejscu pracy. I ta nie była taka miła i przyjemna, jak pierwsza. Po pierwsze istniało ryzyko, że powtórzy się sytuacja sprzed roku, kiedy poroniłam. Po drugie miałam dużą cystę i jak się słyszy o ryzyku pęknięcia, że jak będzie mnie coś bolało mam iść do szpitala na usg i zadzwonić do lekarza, że jak nie zniknie, to będą ją ściągać mimo ciąży.... nie robi się jakoś lżej na sercu. Na szczęście cysta jednak znikła, nie pękła, w szpitalu nie wylądowałam, w zamian za to miałam mdłości - mdliło mnie na zapachy, mdliło mnie jak byłam głodna, mdliło mnie jak próbowałam zjeść, bo byłam głodna i mdliło mnie jeszcze bardziej, bo byłam głodna. Musiałam coś jeść co 3-4 godziny. To też nie jest proste będąc w pracy. Poza tym, po całym dniu siedzenia i pracowania, wieczorami miałam straszne bóle. Po prostu klęłam i wyłam czasami na zmianę. Tym razem na zwolnienie poszłam wcześniej. Po prostu musiałam więcej leżeć, odpoczywać, musiałam mieć komfort, że kiedy chcę - to jem, leżę, zdrzemnę się. Potem okazało się, że młody tak bardzo się pchał, że na 5 czy 6 tygodni przed terminem, lekarz powiedział mi, że mogę urodzić w każdej chwili. Że skurcze, które dokuczały mi od połowy 5-tego miesiąca mogą w każdej chwili zamienić się w poród. Oczywiście, jak na złość, ciążę donosiłam do końca. Ale po niej po urodzeniu powiedziałam, że już więcej nie chcę, nie zgadza się i odmawiam. Na zwolnienie poszłam w październiku, mając termin na połowę grudnia. Nie będę ukrywać, że tutaj wpływ na moją decyzję miała też praca. To był bardzo trudny okres w biurze, przez co moja motywacja zaczęła szurać po ziemi. Po powrocie jednak, udało mi się jakoś odsapnąć, oderwać się i wróciłam ruszając z kopyta.
Dlaczego to wszystko piszę? Bo uważam, że każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Owszem, spotykałam się z kobietami, które idą na L4 "dla zasady". Ale w takim przypadku przyjrzałabym się warunkom pracy, czy to one nie mają wpływu na ich decyzję. Czy kobieta nie ucieka od miejsca pracy. Jeśli ucieka z lenistwa - cóż, na to nikt nic nie poradzi. Tłumaczenia, że szkodzi sobie i innym kobietom - nie trafią w tym przypadku na podatny grunt. Każda ciężarna powinna rozważyć według własnego sumienia. I żeby nie było - leniwych nie popieram, bo to zwyczajne złodziejstwo jest.

24 komentarze:

  1. Bo to jest chory kraj...Nie ma u nas czegoś takiego jak indywidualne podejście. Szczególnie w orzecznictwie ZUS. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko na patrzy się indywidualnie. Ja rozumiem pracodawców, że na każdą potencjalną matkę patrzą podejrzanie - też bym patrzyła. Winne temu są właśnie te dziewczyny/ kobiety, które wyłudzają zwolnienia, po to, by mieć urlop od pracy. A to jest, jak mówiłam - złodziejstwo.

      Usuń
    2. No pewnie. Te co wyłudzają są zupełnie poza klasyfikacją.
      Inna sprawa, że system jest pokopany, pracodawcy też nieźle kombinują. Z ZUS-em też. Ale to temat na inny post. Nie ma też u nas faktycznej ochrony kobiety w ciąży i młodej matki. Nawet i niemłodej. Kiedy dziecko starsze, problem jest z wzięciem zwolnienia, bo nigdy nie wiadomo co z pracą. Brak systemu ochrony. Porównuję sobie system szwedzki, bo mam bezpośrednie informacje z pierwszej ręki. I coraz częściej myślę o tym, żeby stąd zwiać.

      Usuń
  2. Tygrysie, tak jest naprawdę. Wiem po swoich koleżankach. Która tylko zajdzie w ciążę, już idzie na zwolnienie do końca. Po co ma się wysilać, jeśli ma 100% płatne? A ja przeleżałam pierwszą połowę ciąży w szpitalu i tak mnie to znudziło, że potem do samego porodu (też w zimie!) chodziłam do pracy. Lekarz upierał się, że powinnam siedzieć w domu, a ja się już nie dałam posadzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że takie naciąganie, to jest generalnie strzelanie sobie (kobiety) w kolano. Bo jedna z drugą robią złą opinię tej trzeciej, która rzeczywiście musi być na zwolnieniu. I potem efekt jest taki, że osobiście będąc pracodawcą dwa razy by się zastanowiła, czy zatrudnić młodą dziewczynę, czy raczej chłopka lub babkę, która już zakończyła swój okres rozrodczy.

      Usuń
    2. Ale tak naprawdę to trudno winić o to kobiety. To przepisy, jak zwykle, są dziurawe. Tam, gdzie ktoś może skorzystać z furtki, to zawsze korzysta, prawda?

      Usuń
    3. Zgadzam się, że przepisy są dziurawe - tak to u nas w Polsce bywa :) Tylko teraz dochodzimy do kwestii sumienia i poczucia moralności. Też mogłam leżeć i pachnieć, Ty jak czytałam również, ale czy skorzystałaś z tej opcji? Nie. Moje poczucie moralności nie pozwoliłoby mi przeginać. Moralność i poczucie obowiązku wobec pracodawcy. Bo jak lubię pracodawcę, pracę, to nie czuję aż takiej pokusy, by uciekać w domowe pielesze.

      Usuń
    4. Moralność i sumienie to jedno. Inna sprawa to nieszanowanie swojej pracy. Bo jak same wiemy, kiedy praca jest przyjemnością, człowiek nie ma powodu uciekać. Inna sprawa, że pracodawca nie zawsze zmienia warunki pracy, bo kobieta jest w ciąży. Kiedy byłam w pierwszej ciąży pracowałam w kasie głównej na poczcie. Pracowałam na zmiany Rano musiałam być o 4.45 najpóźniej, bo przywozili pieniądze, a wieczorem wychodziłam o 22, kiedy rozliczyłam cały urząd. Nikt mnie nie zapytał o to jak się czuję, czy daję radę, w 6 miesiącu poszłam na zwolnienie, bo zwyczajnie nie wyrabiałam. A każdy patrzył na mnie ze złością. Uwielbiałam pracę na poczcie, ale niestety, nie dało się.

      Usuń
    5. Tygrysie, to Ty, ja... jeszcze parę innych. Ale nad wieloma Polakami płci dowolnej trzeba stać z batem, bo inaczej naciągną, oszukają, ukradną, przekręcą itd. Taka jakaś narodowa natura.

      Usuń
  3. Hmm...chyba nie powinienem zabierać głosu bo przecież w ciąży nie byłem (choć przeżywałem bardziej od ślubnej:)a w szoku poporodowym byłem jeszcze długo po tym jak Ona o porodzie już zapomniała, ale w pamięci utknęły mi słowa lekarza, że ZDROWA powtarzam ZDROWA kobieta, której ciąża jest niezagrożona powinna pracować i ogólnie utrzymywać fizyczną aktywność jak najdłużej. Moja na ten przykład w środku 8 m-ca jeździła jeszcze na rowerze, pracowała i latała po sklepach za wyprawką jak szalona. Lekarz powiedział wtedy, że kobieta aktywna ma łatwiejszy poród. I tak było - wszystkie trzy razy. No ale może to jakiś ewenement???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest ewenement. Jeśli się dobrze czuła, to dlaczego ma udawać, że jest inaczej? Też byłam aktywna ruchowo niemal do końca, na ile mogłam sobie pozwolić. Jeśli musiałam odpuścić, to przyznam - trafiał mnie wtedy jasny sz. Ileż można siedzieć i nic nie robić?

      Usuń
  4. czasem kobieta w ciąży robi wokół siebie tyle zamieszania, że lepiej, aby szła na zwolnienie i nie przeszkadzała innym w pracy. Nie tylko pracodawca ma kłopot - ile razy musiałam wykonywać obowiązki za ciężarną plus swoje oczywiście też, nawet szkoda wspominać i wypominać.
    Pozdrawiam:) i chyba "podkradnę" temat;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo :) ja ujęłam go dość pobieżnie. Bo poza stroną pracodawcy jest właśnie strona współpracowników, którzy nagle stają w obliczu przejęcia pracy innej osoby.

      Usuń
  5. Ja napiszę tylko tyle, że każdy przypadek jest inny. Dziękuję czuć się strasznie w ciąży i musieć chodzić do pracy. To moja jednakowoż główna dygresja. Choć nie- jest jeszcze inna- dziękuję być w ciąży, się w tej roli nie widzę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - jedna musi leżeć, inna nie, ale ma na to ochotę. Nie jestem wrogiem zwolnień, tylko zwolennikiem uczciwego podejścia do życia i innych ludzi.

      Usuń
  6. A gdyby taka biegająca i nie oszczędzająca się kobieta urodziłą w 30 t.c. to pewnie miałaby wyrzuty sumienia, że przesadziła...Czas cięży to szczególny czas, kobieta nie musi udowadniać całemu światu że wszystko może robić. Nie może, a jeśli robi to jest moim zdaniem nieodpowiedzialna. Bo w każdej chwili, niezauważalnie, może się coś zmienić. Mogą zacząć się skurcze i tyle z aktywności mamy. Ja miałam skurcze porodowe po sprzątaniu mieszkania, tyle mojej aktywności było... A teoretycznie zdrowa byłam.
    Mimo wszystko sądzę, że kobieta w ciąży powinna na siebie uważać, i jeśli się źle czuje nie biegać i nie forsować się. Dla dobra dziecka. Nie wiem, czy kobieta aktywna ma łatwiejszy poród bo ja aktywna być nie mogłam, co 2 tyg szpital i oszczędzanie się w zaleceniu. A poród miałam teoretycznie łatwy - skurcze przeżywałam w domu, sama bo mąż w pracy, oglądając filmy. W szpitalu po przyjęciu na salę urodziłam w 2 godziny.
    A jednak, mimo wszystko...uważam, że kobieta w ciązy powinna się oszczędzać. Nawet idąc na L4 - mnie nie przysługiwało, ale innym się należy. NAwet, jeśli kobieta się czuje dobrze, a ma stresującą czy cięższą pracę, lepiej żeby na to L4 poszła. Bab-herosów nam nietrzeba, tych było 100 lat temu wiele. I 30% dzieci przeżywało poród i dożywało 5 roku życia.
    To chyba wiele wyjaśnia...

    Niech te baby w ciąży odpoczywają ile wlezie. Z małym dzieckiem łatwo nie jest, jeszcze się napracują, wychowując obywateli tego państwa.

    Taka mądra w teorii jestem...ale do szpitala też trafiałam przeciążając się, bo leżenie i nuda w domu dobijają i np. wzięłam się za sprzatanie... w drugiej ciąży pewnie gdyby lekarz nie zalecił odpoczynku też bym korzystała ile wlezie, bo odpoczynek też jest dobijający, jesli trwa dłużej niż kilka tygodni.

    W moim otoczeniu sporo kobiet poroniło albo urodziło przedwcześnie, bo za radą starszych robiły wszystko, bo teściowa to do porodu w polu pracowała itp.

    CIężka sprawa - ciąża to nie choroba... ale jednak skłaniam się ku przesadzie w odpoczynku, a nie przesadzie w pracowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tutaj wchodzi kwestia podejścia indywidualnego. Niemniej jednak - ciąża to nie choroba. I póki nie ma przeciwwskazań nie widzę nic złego w tym, by w miarę możliwości i rozsądku kontynuować swój sposób życia.

      Usuń
  7. oczywiście, ze to indywidualna sprawa, a uogólnianie nie jest dobre. Wyłudzacze byli, są i będą, robiąc szkodę wszystkim pozostałym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety... Najgorsze, że do takich nie trafi żaden argument.

      Usuń
  8. Kobieta w ciąży powinna być pod ścisła ochroną. Powinna dbać o siebie i relaksować się tak długo, jak to jest możliwe. Jeśli w tym okresie nie ma ochoty chodzić do pracy - niechaj odpoczywa! W końcu wyda na świat nowego obywatela, który będzie pracował dla dobra państwa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedziałam szerzej pod Sharą. Wy trzy jesteście nauczycielkami, i tak jak pisała Shara - macie nieco odmienne warunki pracy. Po prostu moje zdanie jest takie, że z tym chronieniem kobiety nie można przesadzać. Bo świat biznesu jest niestety dość brutalny i rządzi się swoimi prawami. Nadmierna ochrona i korzystanie z niej do bólu odbija się powoli czkawką. Czego - żeby była jasność - nie popieram, po prostu zauważam.

      Usuń
  9. Będąc w drugiej ciąży pracowałam w szkole. Wytrwałam 4 miesiące. Korytarz podczas przerwy to był slalom między rozpędzonymi dzieciakami, ale nie to było najgorsze. Miałam wtedy indywidualne nauczanie chłopaka, lekko już przerośniętego, który w szkole, jak twierdził, był za karę. Na lekcji, jeden na jeden, nie robił nic. Za każdym razem czekałam tylko na dzwonek. Wpadłam w panikę, kiedy chciałam wymusić na nim cokolwiek, a on ułożył sobie na kolanach ławkę, z czterema metalowymi nogami skierowanymi w mój brzuch, i stwierdził, że nic nie będzie robił. Na innej lekcji wziął cyrkiel i zaczął kaleczyć sobie palce. Powiedział, że wystarczy kropla, żebym się zaraziła, bo był chory na wirusowe zapalenie wątroby typu C (nie pamiętam,jaką literą oznacza się zapalenie nieuleczalne). Zbliżał się koniec I semestru, po feriach już nie wróciłam. Byłam najdłużej pracującą ciężarną nauczycielką.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nauczycielka w ciąży narażona jest szczególnie. Zgadzam się z Alaną. Wystarczy, że na dyżurze szkolnym ktoś Cię przez nieuwagę popchnie, wpadnie na Ciebie. W moją koleżankę przykładowo walnęła drzwiami uczennica, która z impetem wybiegała z łazienki. Korytarze są u nas bardzo wąskie, zaliczyła więc omdlenie na miejscu. Na korytarzach na dyżurach jest taki hałas, że dziekuę dyżurować w ciąży.
    Poza tym praca z młodzieżą należy do niełatwej dla ciężarnej,nie wyobrażam sobie stania od 8 do 15.30 prawie non stop będąc w ciąży. A siedząc dzieci i młodzież nie słuchają tak, gdy stoisz. Do tego jakie kobieta ma przerwy w pracy w szkole? ŻADNE. Bo kilkuminutowe przerwy nie starczają czasem na pójście do toalety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbiorowo - Shara, Alana - chyba muszę się z Wami zgodzić. Pisząc o tych zwolnieniach miałam bardziej na myśli te naciągane. Lekarz profilaktycznie, czasami niepotrzebnie proponuje, a dziewczyna/kobieta korzysta. Nie da się ukryć, że to troszkę bruździ w biznesie. Owszem - kobieta z dzieckiem jest świetnym pracownikiem. Ma bowiem cel - ma dla kogo pracować, na kogo zarabiać. Ale przed dzieckiem jest ciąża, która przy naciąganych zwolnieniach wiąże się czasem i roczną nieobecnością. Biorę tu pod uwagę okres ciąży i macierzyńskiego, a przecież można jeszcze iść na wychowawczy. Dlatego nie pienię się, jak słyszę, że pracodawcy kilka razy zastanowią się, czy przyjąć młodą dziewczynę do pracy, mogąc zatrudnić mężczyznę. Jestem w stanie zrozumieć ich argumenty. Mimo, że sama jestem kobietą i mam dzieci, i byłam w ciąży. Z jednej strony - jak pisze Dede - kobieta powinna być pod ochroną, z drugiej - nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, i z tą ochroną nie można też przesadzać. Bo można nie tylko sobie, ale ogółowi zrobić kuku

      Usuń