poniedziałek, 30 lipca 2012

z cyklu - niedzielne poranki

Typowy niedzielny poranek typowej polskiej rodziny 2+2. Niedziela, godz. 6.20.
- Łeeeee! Łeeeee!
- co tam, młody? co chcesz?
- Łeeeee! Łeeeee! nieeee
- Jeść?
- Łeeeee! Łeeeee! nieeee
- Siku?
- łeeeee, nieeee, łeeeeee, tiak, siuku.
W drodze do wc obudziła się również druga połowa rodzeństwa i ochoczo i radośnie przywitała z pierwszą. Yhm, czyli raczej po spaniu, pomyślała mama. Chociaż - jako matka, czująca, że ją głowa nieco boli (ból nasilał się po spojrzeniu na zegarek), postawiła sprawę jasno.
- Ooo nie, jest 6.30 - do łóżek! Matka śpi! - po czym łyknęła coś, co miało ból głowy ukoić i poszła spać ze starszą połówką, podczas gdy mężu przygarnął młodsze.
Starsza połowa kręciła się na łóżku, jakby jej owsiki i gwoździe przeszkadzały w wiadomym miejscu. Na prawy boczek, na lewy boczek, na wznak, a to przytulała mamusię, a to puszczała, jak mamusia warknęła spomiędzy zębów ciche "spać!". Trącała mamę z kolanka, szurała po uchu, itp. W końcu stwierdziło kochane dziecko, że zostawi jednak mamusię z jej głową i pójdzie męczyć tatusia. Krzyżyk na drogę, pomyślała mama i odpłynęła, zaraz po tym, jak dziecko schodząc delikatnie z łóżka, przygniotło jej obie nogi i wbiło gdzieś łokieć. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy pojawiło się koło mamusi młodsze dziecię, mówiąc te oto słowa:
- mamo, kupe!
Taaaak, kochamy nasze dzieci, powtarzała w myślach mamusia, idąc z dzieckiem do wc celem oczyszczenia jego organizmu z toksyn i niestrawionych resztek jedzenia. Po załatwieniu sprawy, o dziwo, dość szybko, mamusia wróciła do łóżka. Na chwilę. Bowiem młodsze dziecię postanowiło uatrakcyjnić sen mamusi i poranek, jeżdżąc po pokoju dużym autkiem, które robi głośne "tyr, tyr, tyr!". Bardzo głośne. W sam raz na ból głowy. Po kilkukrotnym przegonieniu, po użyciu słów "idź stąd z tym autem", wymienieniu z nazwy "jasnej pelargonii" - dziecko zawróciło i zmieniło zdanie, na temat parkowania koło mamy i pokazywania jej jak auto przejeżdża próg zwalniający w postaci progu w pokoju. Do czasu. Nie minęło bowiem 10 minut, jak młodsze postanowiło podzielić się z mamusią swoją "zdobyczą" i znaleziskiem:
- mamo, mamo! pać! kozia!
I musiała mamusia wstać i umyć paluszek, bo co innego mogła zrobić z tym, co dziecko znalazło w nosie? Ponieważ mamusia jest twardą sztuką, podjęła jeszcze jedną próbę położenia się spać. W końcu mając dzieci na wychowaniu twardym trza być, nie mientkim, więc się położyła, pełna nadziei, że może tym razem się uda! Obudził ją mokry całus, mocne przytulenie i szept do ucha:
- mamo.... mamo.... jest już 8.00 - wstaniesz?
Jakim sposobem mamusia nie zaczęła warczeć - nie wiem.

14 komentarzy:

  1. Kochamy nasze dzieci, kochamy nasze dzieci, kochamy nasze dzieci ...nawet o szóstej rano w NIEDZIELĘ ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehehehehe, należy to powtarzać jak mantrę - może za którymś razem się w to szczerze uwierzy ;)

      Usuń
  2. Mantra powtarzana bez względu na wszystko :) Ja mam w niedzielne poranki inna - sic! współlokatorka zapomniała wyłączyć budzik!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli Cię to pocieszy, to za jakieś 10 lat nie będziesz mogła zwlec Młodych do południa....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za 10??? ło matko z córkom!!!! wtedy to będę w wieku, kiedy to sama będę się budzić o barbarzyńskiej porze :)

      Usuń
    2. hmmm... tak myślałam, że Cię to nie pocieszy....

      Usuń
  4. Jakim cudem nie zaczęła warczeć? Bo jest mamusią!
    W każdym razie u mnie wygląda to już inaczej: Trudno wyciągnąć Młodszą z łóżka. O 11 potrafi powiedzieć,że za wcześnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam wielkich wymagań - niech raz w tygodniu dadzą pospać do 8.30 i będę happy :) Już o 9-tej czy 10-tej nie marzę. 8.30 tylko :)

      Usuń
  5. Mam nadzieję, że ból głowy już Ci przeszedł :)
    Podziwiam i cieszę się, że moje dziecko już na studiach! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. minęło, minęło, gratuluję dorosłości dziecka :) zgaduję, że jak wpada w odwiedziny, to nie budzi?

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak mówi stare przysłowie pszczół - kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma dzieci ten ma smród...
    Nie przejmuj się. Kiedyś podrosną. I... podrzucą wnuki do weekendowego niańczenia...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń