czwartek, 3 maja 2012

dlaczego nie jestem super matką polką?

Nie dorastam do pięt Matkom Polkom. Dlaczego? Bowiem:
- za chiny ludowe nie mogłam wczoraj na placu zabaw zrozumieć i objąć rozumem dwóch świergolących mam, a tiutiu, a kto tu się do mnie tak uśmiecha? no kto to? no kto to? a to zuzia!! hura!! zuzia!! oejejeje, zuzia!!! tiutiu zuzia!!! Nie udało mi się... poszłam sobie, bo mnie mdliło troszkę :P
- nie potrafię z czułością, miłością i wyrozumiałością w głosie prosić młodego po raz dziesiąty, aby nie jeździł resorakami po ścianie czy nie stukał młotkiem w telewizor, albo nakłaniać młodą do zjedzenia kanapki po 30 minutach memłania jej w ustach i przesuwania po talerzu...
- nie umiem okazywać zachwytu, gdy w połowie śniadania jestem wołana do wycierania pupeńki po strzeleniu mega kupeczki, którą czuć w całym mieszkaniu jeszcze z pół godziny....
- nigdy nie zachwycałam się zrobionymi kupami, siusiami, odbiciami, ulewaniem, i tym podobnymi czynnościami fizjologicznymi
- karmienie piersią uważałam za wygodne i praktyczne, nie dorabiałam do niego żadnej górnolotnej ideologii, a co do nazywania go najpiękniejszą chwilą w życiu matki i dziecka - tja... jest parę innych pięknych, niż zalewanie się mlekiem i zastoje.
- aaa, no i ciąża - też nie zawsze jest piękna i wspaniała, bywa różnie, nie zawsze pięknie i cudownie, bywa niewesoło, boleśnie, zgagowato, i takie tam
- nie uważam swoich dzieci za najmądrzejsze, najinteligentniejsze, najpiękniejsze i w ogóle samo naj... Potrafię dostrzec obok wielu zalet - również kilka wad. Np. dzisiaj na spacerze - inne jakoś potrafiły spacerować z rodzicami - moje ganiały jak wypuszczone z jaskini z wrzaskiem na ustach, Młody mnie ignorował, gdy prosiłam, by wrócił ze środka łąki na chodnik, a Młoda wypierniczyła się na błocie... vanish by się przydał na spranie tego z ciuchów, a nie mam aktualnie.Korciło mnie, żeby udawać, że to nie moje własne osobiste :P
- stanie pół dnia przy garach w kuchni, całodzienna opieka nad dziećmi nie jest dla mnie szczytem perwersji
- po paru dniach spędzonych z moimi ukochanymi pociechami, cieszę się jak głupia możliwością pójścia do pracy.
- gdy mąż wstaje o 3 nad ranem, bo jedzie w delegację - nie wstaję razem z nim, nie gonię łamiąc nogi, by zrobić mu kanapkę na drogę. Wolę jeszcze godzinę pospać spokojnie. On mnie zresztą też nie woła, sam sobie radzi.
- koszule prasuje sobie sam, a jak nie da ich do prania, tylko zachomikuje sobie w szafie - to nie będzie miał wypranych. Ja za niego myśleć nie będę.
Ale mimo wszystko, mimo, że matką polską nigdy nie będę - kocham ich wszystkich i nic tego nie zmieni. Chyba... :P chociaż niemal codziennie nad tym pracują intensywnie.

16 komentarzy:

  1. Z tych właśnie wyżej opisanych - a także kilkudziesięciu innych - względów także i ja nie jestem matką-Polką, a macierzyństwo uważam za co najmniej przereklamowany szajs. Ale, jak to już chyba gdzieś wcześniej wyartykułowałam, szybko się uczę i dlatego za nic w świecie nie dałabym się wmanewrować w to ponownie. Nawet jeśli nawymyślam Nieletniej od gnid dworskich i zgred pasiastych (czasem nawet poprzecznie prążkowanych!), to zawsze jest to dla jej dobra. Kocham ją do wypęku i posiekałabym dla niej własną wątróbkę.
    P. S. Jest 18.10, po burzy (z deszczem). To mieszkamy w tym samym mieście przerżniętym rzeką, czy nie?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przerżnięte, owszem, po burzy - też owszem, ale ja z daleka od rzeki obecnie mieszkam - nad ową właśnie rzeką się moja niańka poobijała. Deszcz padał, ale u mnie mało - jakoś bokiem przeszło koło mojej górki :)) hehe, ale weryfikacja. Aaa, i dzisiaj było święto jednego deptaka ;) odbiór!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też nie jestem matką polką zdecydowanie ... poród uważam, za koszmar, podobnie jak karmienie piersią brrrrrrrr ... a mnie dobijały kiedyś te wszystkie mamusie siedzące z dziećmi na placu zabaw i plotkujące tak, ze aż człowiekowi się niedobrze robiło, ja wolałam wsadzić dziecko do piaskownicy i po sprawdzeniu czy nic mu nie grozi usiąść obok z książką ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię, jak się ludziom wciska ciemnotę, że tak powiem. Że macierzyństwo to tylko cud miód i orzeszki, różowe i błękitne ciuszki, uśmiech 24 ha na de przez 7 dni w tygodniu, a ciąża to tylko przyjemność i cud narodzin. No rzeczywiście - rwa kulszowa jest przecudna, ale chyba dla masochisty :P Nie żebym miała coś przeciwko, tylko popieram szczerość :) niech każdy wie, co go czekać może.

      Usuń
    2. Ja tak prawdę powiedziawszy nie lubię dzieci, oczywiście kocham syna ponad życie, ale dla tego, ze jest mój i już prawie dorosły :-) ... ja po prostu się zestarzałam, kiedyś jakieś inne podejście do dzieci miałam, teraz mnie denerwują, marudzą, pogadać nie dają, robią bałagan nieprzeciętny ... uśmiecham się teraz, ale takie są fakty.

      Usuń
  4. Było, się zgadza, nawet kolega do mnie dzwonił z deptaka (jak mawiała moja kuzynka w dzieciństwie - z deptalni), żeby mnie poinformować o wyjcach przed kościołem :)) Dla urozmaicenia, mieszkam akurat w najbliższym sąsiedztwie rzeki, po stronie zachodniej. Dokładnie naprzeciwko mam rodziców, ale już za wodą, znaczy za linią Curzona :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę jeszcze dodać, że szczerze ubawiłam się przed chwilą własnymi myślami. W geniuszu swym usłyszałam uszami duszy, jak proponuję Ci: "skoro mieszkamy w jednym mieście i masz połamaną niańkę, to podrzuć dzieci do mnie", a następnie oparskałam monitor, bo wyobraziłam sobie, jak to brzmi: babka deklarująca niechęć do dzieci, a do ruchliwych zwłaszcza, proponuje matce opiekę nad nimi :))) Zdaje się, że jestem mało wiarygodna :))))))
    A przy okazji - Twoje tereny nawiedzam w miarę często, bowiem balkon jednej z moich przyjaciółek (będzie o niej na blogu) wychodzi na boisko tego stadionu na "R", a druga (też o niej będzie) mieszka na tym nowym osiedlu za hipermarketem na "R", gdzie ulice są takie... bieszczadzkie :) I Góralka bywająca na moim blogu też tam mieszka... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj wzięłam moje dzieci kochane na świąteczny spacerek. I nie mogłam się oprzeć pokusie udawania, że to nie moje :P Inne dzieci spacerowały ze swoimi rodzicami, rozmawiały sobie z nimi, szły za rączkę... A moje jakby ktoś nagle z lasu albo innej jaskini wypuścił. Z okrzykiem na ustach rwały do przodu, biegały wszędzie, mam wrażenie, że ich było więcej, niż logika wskazuje, darło się to, ignorowało rodziciela i rodzicielkę, usiłujących ich okiełznać... Młody wyrżnął orełka ze 3 razy, rozbił kolano, łokieć, drugie posiniaczył, a młoda skończyła w błocie!!! I tak, świąteczny spacer uległ zakończeniu... Dzieciątka się wybiegały, teraz możemy wracać do miasta, do swoich.

      Usuń
    2. A przerżnięty gród jeszcze mniejszy :)

      Usuń
  6. No to jest nas więcej matek-niepolek (albo niematek-polek) :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff, ulżyło mi, bo już zaczynała się podejrzewać o bardzo paskudny charakter. A tak wiem już, że jest tylko trochę paskudny ;)

      Usuń
  7. Nie pochlebiajcie sobie. Mój jest najpaskudniejszy! No bo ja zła kobieta jestem. O!

    OdpowiedzUsuń
  8. no i całe szczęście, że nie jesteś, niedobrze mi się robi jak nie da się z kobietą logicznie porozmawiać bo jej macierzyństwo rozmiękczyło mózg, ja rozumiem chwilowo, ale na kilka lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, mój nie jest rozmiękczony, on jest chyba nawet ciut za twardy :)

      Usuń
  9. i ja się przyłączam do Was "niematkipolki"... moje Młode duże już są, ale dwie moje koleżanki se właśnie małe dzieci (każde rok kończy właśnie...) stworzyły... i, o ile matki się jakoś zachowują, o tyle dziadek jednego z dzieciaczków (a mój kolega z pracy) zgłupiał całkowicie... dzień w dzień rano oglądam zdjęcia lub filmiki na telefonie co to ciekawego (?) wnusia dokonała ... nie muszę chyba wyjaśniać, jak bardzo zajmujące jest oglądanie, gdy przez pół godziny dziecko wyjmuje i wkłada z powrotem do szuflady torebki z makaronem... no kino akcji po prostu...

    OdpowiedzUsuń