poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Siedzę i myślę, myślę, myślę... i nic mi z tego nie wychodzi... troszkę jak Kubuś Puchatek w swojej świątyni dumania. Tyle rzeczy dokoła, a ja jakaś taka .. rozlazła - to chyba dobre słowo. Pierwszy dzień w pracy po zwolnieniu nie należy do najprzyjemniejszych. Trzeba się na nowo przestawić, a poranne wstawanie boli, oj boli. Do pracy jeżdżę ukochanym autobusem, mam wtedy możliwość poobserwować ludzi. Nie trwa to długo, ale często jest ciekawie. Bawią mnie czasami spojrzenia mężczyzn, którzy wiedząc, że kobieta ich nie widzi, taksują ją wzrokiem, nie sięgając zwykle wyżej niż talia. W końcu co kobieta ma ciekawego z tyłu? Ano nogi i tyłek :) Mijam zawsze przystanek, na którym wsiada pani z kawałkiem gazety. Siada i czyta plotki z życia gwiazd. Na następnym wsiadają emeryci, niemal zawsze Ci sami. Nie wiem dokąd jadą, bo wysiada wcześniej. Jest też pani, odwożąca dziecko do przedszkola - taką fajną dziewczynkę. Jest też druga, która czasami jedzie z małym bachorkiem - przepraszam, ale inaczej nie da się go określić - matka nie potrafi jakoś nad nim zapanować. Siada gdzie on chce, siedzi, leży, przesiada się, zero jakiegoś bezpieczeństwa. A mamusia - robi co on chce, żeby nie płakał... Zaraz wysiadam, trzeba podejść do drzwi. I przepraszam, że polecę stereotypem, ale wysiadanie to czasami niezła jazda... Na moim przystanku bowiem często wsiada druga grupa emerytów, nieco inna od pierwszej. Tu wsiadają same panie. Wsiadają, zanim jeszcze ktoś (często tylko ja) wysiądzie. Kiedyś się poirytowałam i zapytałam, czy mam im po głowach chodzić, czy też może pozwolą mi wyjść. Bo mnie mama kultury uczyła i mówiła, że należy zawsze kogoś przepuścić - tego, co wychodzi ze sklepu, z klatki czy z autobusu. Widać tym paniom nikt tego nie mówił. Kiedyś dwie z nich tak się pchały, że na moment, krótki, zaklinowały się w drzwiach :) A potem - jedna w prawo, druga w lewo. Jednak tuż przed każda szybkim wzrokiem oceniła, gdzie są wolne miejsca. Raz usiadłam z przodu, na pojedynczym siedzeniu, żeby nie musieć potem przepraszać kogoś obok i zmuszać go do zejścia z siedzenia (jest wąsko). Czułam niemal na plecach palący wzrok. Zajęłam chyba miejsce jednej pani, która patrzyła na mnie nieco nieprzychylnie, jak powoli się odwracałam, a jak zeszłam - szybko się przesiadła na moje krzesełko :) O autobusach mogłabym długo... Albo jadą, albo nie, spóźnione lub przed czasem - niezmiernie rzadko punktualnie. Ale dzisiaj wolę poobserwować ludzi. Po co mam się denerwować myśląc o autobusie?

3 komentarze:

  1. ja mam wrażenie, że takich pań to jest wszędzie pełno, w autobusach, u lekarza, w sklepach... zawsze im pilno, nigdy nie mają czasu... wczoraj odbierałam wyniki badań... pani z punktu chwilę się spóźniła, jak już przyszła to, w pierwszej kolejności, poprosiła osoby, które przyszły po odbiór badań... zrobił się lekki szum i jedna z "takich" pań rzuciła: "nie dość, że się spóźniła to jeszcze kolejkę zmienia" nic dodać nic ująć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam o tych wynikach :) Chyba bym osiwiała na Twoim miejscu :) Osobiście przeganiam bociany i nie patrzę w niebo. W autobusach jest fajnie, czasem miło... Np. kiedyś dostałam od pani bilet, bo nie posiadałam drobnych, w kiosku nie było, a kierowca nie miał wydać.

      Usuń
  2. no, to tylko chwalić kobietę... wiadomo, są ludzie i ludziska, tylko... dlaczego tych drugich jest więcej?
    co do osiwienia - za późno na obawy, już po wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń