środa, 18 kwietnia 2012

oryginalne (=utalentowane) dzieci

Miało nie być o dzieciach, ale jakoś mnie złe nastroje dopadły, więc w celu ich rozgonienia postanowiłam sobie spisać, co też w swoim krótkim życiu dokonały moje pociechy, chociaż to określenie w wybranych przypadkach akurat nie oddaje sytuacji...
Młoda
Pierwsze dni w przedszkolu kończyły się zdaniem: bo miał miejsce taki mały wypadek... Przez wypadek rozumie się: odbicie całego uzębienia nowego kolegi na żebrach, po próbie odebrania mu klocków, nadzianie się na róg jednorożca, z którym biegała nowa koleżanka, fikołek na zjeżdżalni, posikanie się w majtki. Ostatnie - luzik i normalka u małych dzieci - dopuszczalne jednym słowem. Ze zjeżdżalni kiedyś fiknęła jeszcze raz - nie spieszyła się ze zjechaniem, więc koleżanka pomogła jej podjąć decyzję. Upadki z łóżka, kanapy, na zabawkach - pomijam, bo nawet ich nie rejestrowałam. Z przedszkola wyniosła też inne urozmaicenie - anginy, które poskutkowały usuwaniem i przycinaniem migdałów. Oraz moją wiedzą, jak zbijać 40-stopniowe gorączki i jak pilnować dziecka z bezdechami w nocy. Młoda również zaginęła kiedyś w sklepie. Tatuś popatrzył przed siebie, ja za siebie a dziecko pyk! i znikło. Znalazło się dwie alejki dalej i 5 minut później. Na szczęście stanęło i wyło i mama od razu poznała kto zaś. Młoda od małego była oswojona z wodą. Pływała (tak to nazwijmy), skakała, szalała i nie bała się wody. W zeszłym roku stałam z nią i młodym w brodziku. Jak się obejrzałam na młodego, ona postanowiła za moimi plecami zażyć kąpieli 2 metry dalej i jakieś 100 cm głębiej... bo uważała, że może i da radę. Pani ją wyciągnęła od razu, a ja nawet nie miałam sumienia jej ochrzanić, bo się strachu sama najadła. Wtedy doszliśmy z mężem do wniosku, że tej dwójki jedna osoba jednak nie upilnuje. Bo z tego brodzika nawiała mi dosłownie w kilka sekund, mimo moich zakazów ruszania się na krok. Ten kto ma dzieci, wie jakie są szybkie. Formuła 1 się czasem nie umywa. Młoda zawsze miała pomysły wszelakie, jak np. bieganie po łące pełnej kwiatów na bosaka... do pierwszego użądlenia. Widać - za mało było, bo za tydzień spróbowała jeszcze raz. Teraz wiemy, że może mieć uczulenie, bo jej stopa nieco spuchła... W ogóle ja mam wrażenie, że u nas jak nie urok, to sraczka, jak mówi staropolskie przysłowie. Wiecznie "coś".

Młody
On zapewniał nam rozrywki innego rodzaju. Pierwszą był szpital w wieku 3 miesięcy, po którym jakoś poleciało. Młoda złapała katar w przedszkolu, który znikał sam po 3-4 dniach, a on zapewniał nam atrakcje na kolejne 2-3 tygodnie zapaleniem oskrzeli. O lekach, syropkach, inhalacjach, wiem chyba wszystko, a także znam każde źdźbło i kamień po drodze do lekarza. No ale to chyba minęło... Chyba, bo od wczoraj znowu smarka, ale już nie zwracam uwagi i udaję, że nie widzę. Samo przyszło, samo przejdzie. Młody jest dzieckiem czystym nad wyraz. On nie będzie się zniżał do poziomu innych dzieci i grzebał bezmyślnie w piachu. Nie będzie jak jakiś wariat biegał na bosaka. On kulturalnie siada obok, na czystym murku i bawi się łopatką z długą rączką, tak, aby piasek nie nasypał się na ręce. Nie chodzi w sandałkach bez skarpetek, bo piasek może się dostać między stopę a buta. No chyba, że omijamy piaskownicę z daleka, wtedy skarpety można zdjąć. O chodzeniu na bosaka po trawie czy piasku to można zapomnieć. Jesienią nie chodził po trawie, bo rosa osiadająca na butach mu to uniemożliwiała. Bluzeczka nie może być zachlapana wodą, gdyż nie da się jej nosić. Nosek nie może być brudny (czyt. kozy), bo nie da się spać, chodzić, żyć. Śnieg też nie jest fajny, bo się spodnie brudzą, na butach zostaje... lepiej bezpiecznie nabierać go na łopatkę. Do zjeżdżania na sankach namawialiśmy go całą zimę - na końcu trochę załapał, ale tak, aby się w śniegu nie pobrudzić. Jest też niesamowicie ruchliwy. Jak zabierasz mu z ręki pilota, on ma już drugiego 3 m dalej w głąb pokoju. Idąc po drugiego, on już w kuchni wyciąga płatki z szafki. Albo ściąga szklankę z gorącą herbatą ze stołu i jedziemy do szpitala...a w tym samym dniu siostra dumnie prezentuje krostki ciesząc się przez chwilę, że ma ospę. Po ukazaniu się milionpięćsestodziewięćset krostek i gorączce humor jej znikł. A mamusia ma pierdolca, za przeproszeniem, po tygodniu... a to nie koniec, bo ospę oczywiście ma potem również młody... Inne ciekawe pomysły - ukrywanie kubeczka z sokiem na 2 dni w samochodziku-pchaczu. Zgadnijcie, jak to pięknie pachniało... szato de jabol... Młodego dokonania ostatnie: wywalenie butelki z oliwą - szklanej i pełnej oczywiście. Oczywiście najbardziej ryczał nad swoimi skarpetami, spodniami i stopami ufajdanymi tłuszczem z pierwszego tłoczenia....

12 komentarzy:

  1. jak czytam, to oczyma wyobraźni widzę moje Młode... Młoda idealnie wpasowuje się w opis Twojej córy... mój Młody też jest spokojny, choć na szczęście mniej chorowity... i też taki czyścioch... bardzo dużo podobieństw widzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może macie wspólne dzieci dzięki jakiemus zagięciu w czasoprzestrzeni

      Usuń
  2. Teraz na szczęście chorowanie przeszło, rok pojenia tranem na coś się przydał. No i siostra już tyle do domu nie znosi. Ale oni we dwójkę potrafią nam zapewnić atrakcje... Objawy lekkiego adhd to nic nowego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a w jakim wieku są? bo moje to już 17 lat (Młoda) i 13 lat (Młody) ale jak się czasami razem na mamusię zawezmą, to "klękajcie narody"...

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie to szkraby dopiero :) Młoda do szkoły pójdzie, a zbójnik do przedszkola :))

    OdpowiedzUsuń
  5. no to jeszcze trochę "rozrywki" przez Tobą / Wami :) dużo siły i cierpliwości życzę...

    OdpowiedzUsuń
  6. małe dzieci mały kłopot... duze.... wiadomo

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam po przerwie.
    Zajrzałem do ciebie a tam nowy adres.
    Dopisuję do swojego (jeszcze na onecie) bloga i odwiedzam regularnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz Leslie, bo mi się moje nieprzebrane pokłady nieskończonej matczynej (buhahaha) cierpliwości skończyły :P Tutaj jest spokój, cisza, jakby więcej czytelników nawet, co mnie bardzo cieszy i.... działa! tadam! starego bloga nie skasowałam, bo jakiś sentyment odczuwam. Ale tu mi całkiem dobrze :)

      Usuń
  8. Fajnie opisałaś swoje dzieciaki ;-)
    Jezu, ja to się naprawdę jako matka nie widzę ;-)
    Choć dzieciaki lubię :)
    Ale cudze i już gadające, w pieluchy nie robiące i po nocach śpiące ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... ja siebie też czasami nie widzę :) Ale słowo się rzekło, kobyłka u płota :)

      Usuń