poniedziałek, 28 kwietnia 2014

takie tam o życiu

Cześć i czołem! Nie było mnie parę dni (albo i paręnaście... a kto by liczył). Powodów wiele, głównie niedoczas i chwilowy brak weny. Ale dzisiaj mnie 2 osoby natchnęły - Zante i Pani S. Obie napisały posta o kompletnie różnej tematyce. A mnie się gdzieś wnioski z jednego i drugiego zbiegły razem. Mianowicie słów kilka o "akceptacji".
Pani S. pisała o koszmarze sennym, jakim jest odchudzanie. Powiem szczerze, że już mi się "rzygać" chce, jak słucham na każdym kroku reklam cudownych środków na odchudzanie. Normalnie cud, miód i orzeszki - połkniesz kapsułkę, rozpuścisz saszetkę w wodzie, zjesz batonika, a po tygodniu ubędzie Ci czytelniku drogi kilka zbędnych kilogramów. Zniknął fałdki, zniknie tłuszczyk, apetyt się zmniejszy, a na słodycze nie będziesz nawet spoglądać. Cud, panie, prawdziwy cud!!! I nic nie musisz robić! Żadnego wysiłku, ćwiczeń, nic! Szkoda, że do kompletu nie sprzedają jeszcze tabletek na zdrowy rozsądek... Ale do czego piję... do manii, obsesji wręcz, że należy być szczupłym. Inaczej nie wypada. Człowiek szczupły inaczej, czytaj krąglutki, z nadwagą, jest gorszy. Nie ma prawa istnienia w społeczeństwie. Jego życie towarzyskie nie powinno istnieć, bo to nie uchodzi, by do ludzi wychodził. Zamknąć się w domu, zaciągnąć żaluzje, zasłony i udawać, że się nie istnieje. Nie otwierać dobijającym się koleżankom. Nikomu. Społeczeństwo mogłoby zobaczyć, że nie jesteś w stanie ubrać rozmiaru 36 lub 34 i co wtedy? Porażka!!! Na całej linii!!!
Nie tolerujemy osób grubszych. Wyrabia się w nas poczucie, że grube, w tym wypadku inne jest złe, a przynajmniej niewłaściwe i trzeba za wszelką cenę to zmienić, naprawić. Brakuje nam tolerancji. Akceptowania, że ktoś jest inny, że ktoś sądzi inaczej i nie możemy mu na siłę wkładać do głowy naszych racji. Bo niekoniecznie moja prawda jest najwłaściwsza i najprawdziwsza. Coś jak mój syn - ja wiem jaka jest prawda i ja ją znam - to moja prawda.
U Zante zaś czytałam o akceptacji innego zdania na podstawie karmienia piersią. Nie chodziło jej, czy to wypada, czy nie. Rzecz w tym, aby rozumieć, że komuś to może zawadzać. Coraz częściej spotykam się wśród mamusiek (nie mylić z mamami) z postawą roszczeniową. Mnie się należy, bo jestem matką z dzieckiem. Ja się domagam. Ostatnio jedna się domagała natychmiastowego przestawienia samochodu, gdyż ona chciała wsiąść do auta z dzieckiem, a nasze stało za blisko. Powinien mój mąż przewidzieć, że będzie ją blokował i nawet nie ważyć się stawać blisko. To nic, że specjalnie siedział w aucie właśnie na wypadek, gdyby zaszła potrzeba przestawić. Wystarczyło miło kiwnąć, a nie rzucać gromy w stylu "no pan, nie widzi, że ja idę?!!!" A skąd ma wiedzieć? Na czole nie miała napisane "wsiadam do TEGO auta". Mam w rodzinie dziewczynę, która ceni sobie wspomniane karmienie piersią. Jak dziecko jest głodne, to podchodzi, a ona cycuszek siup! ze stanika i do dziecięcej buźki. Dziecko sobie pomemła, wypluje, wróci, znowu pomemła... weźmie drugi... A cała rzecz się toczy przy stole, przy zupie, deserze, czy czymś tam. Przy wszystkich. Jako osoba postronna czuję się skrępowana. Nie czuję obrzydzenia, ale niezręczność. Dla mnie moje piersi są moje i nie jest to dobro powszechnego użytku. Nie latam z nimi na wierzchu po ulicy. Brakuje mi tego, że ta dziewczyna się z tym nie liczy. Nie zwracam jej uwagi, bo uważam, że ma prawo karmić dziecko. Jej jednak nie obchodzi moje odczucie. Dla niej ważne jest tylko to, co ona czuje i że jej z tym dobrze. Taką postawę właśnie reprezentuje coraz więcej osób. Ja i tylko Ja. Wczoraj ochrzaniłam córkę. Siedziała sobie przy obiedzie i woła "a soku mi zrobisz? podaj mi widelec, bo zapomniałaś. wyrzucisz to do śmieci?". Hola, hola, moja panno - a czy ja jestem służącą na twoich usługach? Kto tu jest starszy? Nie masz widelca? wstań i weź. Dla brata już nie wzięłaś? Dlaczego o nim nie pomyślisz? Wiem, że jeśli nie ukrócę takich zachowań teraz, to mi z niej wyrośnie głupie zapatrzone wyłącznie w siebie dziewczę. Z postawą "ja chcę". Nie patrzącą na otoczenie, na jego potrzeby, na to, co czują lub myślą inni. To wszystko się ze sobą przeplata. Zwracanie uwagi na innych, eliminowanie egoizmu, akceptacja cudzych potrzeb - w ogóle - chęć ich poznania, poznanie cudzych odczuć, tolerancja inności. Nie wszyscy muszą mieć jak ja, myśleć jak ja, chcieć tego, co ja. Asertywność asertywnością, ale patrzeć na otoczenie również trzeba.

17 komentarzy:

  1. A jaka się dyskusja wywiązała z powodu karmienia piersią w miejscach publicznych.... hohoho
    Dobrze to ujęłaś Tygrysie. Dziewczynę obchodzi tylko jej odczucie, moje ma w du...poważaniu. Dla mnie może karmić piersią ile chce, nie rusza mnie to, ale jeżeli nie muszę być świadkiem procesu, wolę nie być. Koniec, kropka. Dodam tylko, że sama wykarmiłam swoje dzieci piersią i jakoś sobie poradziłam bez epatowania procesem publicznie.
    Postawa roszczeniowa, to sformułowanie zawiera wszystko. Ważne jest co ja, a to co inni myślą mnie nie obchodzi bo jestem uprzywilejowana posiadaniem dziecka, psa, auta i takie tam. Strach się bać co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dyskusja u Zante interesująca :) wynika to głównie z braku "czytania ze zrozumieniem". Ale to insza inszość. A postawy "bo ja chcę" nie znoszę organicznie, mam alergię i staram się wyplewić u moich dzieci jak tylko zakiełkuje.

      Usuń
    2. Ja się niestety obawiam, że to nie jest brak "czytania ze zrozumieniem". Ja się obawiam, że to jest mniejszość upominająca się o swoje prawa, którą tworzą dwie grupy: 1) w podtekście posługująca się argumentem-rzemieniem: kult Matki Boskiej. Po prostu przypomina mi to dyskusje, niby z całkiem innej beczki: nas katolików się prześladuje, a wszystko to zamach na wartości. 2) Moda na manifestowania inności. Coś jak parady gejowskie. Spróbujcie się sprzeciwić to będzie wojna, bo to jest DYSKRYMINACJA. Ludzie cicho siedzą o posądzenie o dyskryminacje to prawie to samo co antysemityzm.

      Usuń
    3. Wiesz, gdzieś widziałam kiedyś fajny demotywator: grupa chrześcijan, grupa niewierzących, a gdzieś po środku grupa durniów. Dwie pierwsze grupy stały i nie wadziły sobie, a trzecia - wiadomo. Ni to katolik, ni to niewierzący, a plujący jadem dokoła ile fabryka dała. Ta grupa jest chyba najgroźniejsza.

      Usuń
  2. Święte słowa Tygrysku! Takich postaw " Ja i reszta świata" , czyli świat wokólmojej osoby jest coraz więcej. Mnożą się niczym grzyby po deszczu.Coraz częściej czuuję się niczym dinozaur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, DD, ja też... jak stworzenie z innej epoki :(

      Usuń
  3. Mądrze gadasz:))
    I w kwestii karmienia - nie chodzi o to, żeby zabraniać, ale mi do głowy nie przyszło, że można tak "centralnie!"
    Mnie tez się zdarzało karmić np w pociągu -siadałam bokiem, zarzucałam na ramię,żebym ani ja, ani inni nie czuli się skrępowani!
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w kwestii wychowania - miało być;))

      Usuń
    2. Cześć! Widzisz, widocznie jesteś mamutem, jak my z DD :)
      Jesteśmy żywym dowodem, że one jeszcze nie wyginęły!!!

      Usuń
    3. Bo my z tej lepszej epoki;)))
      jak zdrówko Tygrysie?

      Usuń
    4. Krtań nareszcie wyleczona :) Głos wrócił do normy. A wczoraj byłam u chirurga, bo zrobiłam sobie "coś" w stopę, ale skoro nie jest złamana, to nie powinna boleć, RTG mnie uleczyło :P Przejdzie, a jak nie - to mam iść do chirurga....ponownie :) Mam pewność, że kości są całe, ale jednocześnie jej nie mam - cytat z wczorajszego chirurga-filozofa.

      Usuń
    5. Ty chyba byłaś u tego samego chirurga - nic nie widać,a boli ;/

      Usuń
  4. wiesz Tygrysie, wydaje mi się, że niektórzy mają ogromną potrzebę ekshibicjonizmu, a karmienie piersią staje się doskonałym pretekstem do zaspakajania tychże potrzeb ;))
    nie jestem przeciwko, ale we wszystkim należy zachować umiar i w tym wypadku dyskrecję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam u Zante, że karmienie piersią, jak wszyscy zwolennicy zachwalają, jest nawiązywaniem intymnej więzi z dzieckiem. Więc.. idąc tym tropem... seks jest rodzajem nawiązywania intymnej więzi z mężem, więc... uprawiajmy go przy otwartych oknach i balkonach, niech sąsiedzi uczestniczą w tym związku :) Tylko, że przedmiotem dyskusji nie było to, czy karmienie warto, czy nie warto, ale o tym, żeby szanować otoczenie i mieć na uwadze również przeciwników, a nie wyłącznie siebie.

      Usuń
    2. a nie uprawiasz seksu przy otwartym balkonie???
      no wiesz!!! ;)

      Usuń
    3. Bałam się, że mi..... nerki przewieje, ale od dzisiaj koniec z moimi obawami ;P
      Tylko, że jest pewien problem... jak się wczoraj mężowi zebrało na amory..... to mu kazałam wrócić za 7 dni (!!!)
      Ale sam sobie winien - przyszedł, jak spałam, a że czytałam Grę o Tron wcześniej, to mi się jakieś przepowiednie śniły :D

      Usuń
  5. Też mam wrażenie, że w naszym społeczeństwie większość ludzi okopuje się na swoich pozycjach, obsikuje teren i reszta go nie interesuje. Reszta ludzkości staje się przezroczystą masą, która powinna przepłynąć obok obsikanego terenu. Mam szmergla na punkcie dwóch problemów społecznych: jeden to niski poziom czytelnictwa, drugi - ten, o którym piszesz. Mama podejrzenie, że oba tematy łączą się gdzieś u źródeł. A na rozładowanie takiej sytuacji jak z Twoją córką mamy w rodzinie tekst: "Fela, podaj łyżkę". Tak zwykł mówić mój dziadunio siedząc na wyciągnięcie ręki od szuflady ze sztućcami. A babcia zapinkalała z drugiego pomieszczenia, żeby dziadeczkowi łyżkę pod nos podsunąć :) I teraz kolejne pokolenia rzucają tekst. Ale działa. Rozładowuje sytuację i dyscyplinuje towarzystwo :)

    OdpowiedzUsuń