środa, 19 czerwca 2013

awantura o sześciolatka

Oglądałam wczoraj program "Uwaga", dotyczący posyłania sześciolatków do szkoły. Reporter z jednej strony rozmawiał z przedstawicielami fundacji mającej na celu "uratować" biedne dzieci, z drugiej pokazał dzieci w szkole, rozmawiał z nauczycielką i panią psycholog. Wypowiedziało się też z 2-3 rodziców. I mówiąc szczerze - nieco mnie rozbawiły argumenty "przeciw"... Jestem mamą 6-latka, który poszedł do szkoły. Muszę zgodzić się z opinią pani psycholog z reportażu, która mówi o tym, że granica 7 lat tkwi bardziej w naszych głowach i jest bardziej związana z tradycją, niż z racjonalnymi argumentami. Moja córa jest dzieckiem z początku roku, z lutego, tak więc w naszym przypadku decyzja, czy ją do szkoły wysyłać, czy nie, była nieco ułatwiona. To raz. Dwa - uważam, że każdy przypadek należy rozważać indywidualnie. Jedno dziecko jest, inne nie jest gotowe do szkoły. Nie można generalizować, że wszystkie są za małe, albo wszystkie są gotowe.
Argument, że biedne dzieciątko jest zmuszone do siedzenia w ławce, robienia lekcji w domu, jest męczone i nie może się bawić - jest nieprawdziwy. Młoda ma zadawane lekcje do domu, ale nie codziennie i nigdy nie ma zadań w piątek - żeby dzieci miały w pełni wolny weekend. Ma świetną nauczycielkę, ma dużo różnorodnych zajęć. Nie jest znudzona. A że przy okazji nauczą się, co to znaczy posiedzieć w spokoju, nie gadać na prawo i lewo, wykonywać jakieś zadania - od tego jeszcze nikt nie umarł. Troszkę dyscypliny nawet jest wskazane. Mam wrażenie, że tłumaczeniem "bo czasy się zmieniły" uzasadniamy sami sobie, my rodzice, naszą nadopiekuńczość i trzymanie dziecka pod kloszem. Dzieci 6-letnie na prawdę są już duże i jeśli były przez nas dobrze "prowadzone" poradzą sobie w szkole. Moja córka ma się świetnie, a ja osobiście cieszę się bardzo, że poszła do szkoły. Chłonie wiedzę, dobrze się uczy, nie ma z nią większych problemów. Wiadomo - musi się do pewnych rzeczy przyzwyczaić - do ławki, do pisania, do nie-gadania, itp. Co do programu - fachowcem nie jestem, jednak nie uważam go za specjalnie trudny. Uczą się rzeczy na prawdę różnych. Widzę w książkach, ze nie przerabiają nie wiadomo ile materiału. Nadal piszą ołówkami, bo mają czas, żeby spokojnie się nauczyć pisać. Nikt ich nie pogania. Oni sami chcą się nauczyć pisać tak, żeby dostać te upragnione długopisy. Ja jestem w stałym kontakcie z nauczycielką i wiem na bieżąco, jak mojemu dziecku idzie. Mają i wycieczkę do teatru, i w-f na podwórku, i gimnastykę, i zajęcia na świetlicy. Lekcje, jeśli chcą, mogą odrobić na tzw. odrabiankach w szkole, gdzie pani zabiera chętnych do pustej, cichej sali i tam mogą spokojnie zrobić zadanie. Ona wraca do domu i ma czas wolny. Idzie na podwórko, plac zabaw i się bawi. Nikt jej dzieciństwa nie kradnie. Powiedziałabym wręcz, że jej ta szkoła wychodzi na dobre. Czegoś ją uczy (nie mówię o wiedzy, ale o funkcjonowaniu w grupie). W całej tej ustawie podoba mi się prawo wyboru. Młody jest z grudnia i będę mogła wybrać, czy ma iść do szkoły jako 6-latek, czy 7-latek. I jeśli będzie gotowy - też pójdzie wcześniej.

40 komentarzy:

  1. Ale posyłanie 6-latków do szkoły to nie jest nowy pomysł, u nas było troje takich uczniów i radzili sobie jak wszyscy.
    Tez jestem za tym, żeby kazdy przypadek rozwazac indywidualnie ale bardziej w takim kierunku, że 6-latek to nie malutkie dziecko któremu sie zabiera dzieciństwo posyłając do szkoły.

    Bardziej mnie irytuje to, dlaczego władza chce posłac młodsze dzieci no ale...takie zycie ;)

    Ale jak czytam czy słyszę o zabieraniu dzieciństwa to zawsze ogarnia mnie smiech, taki mało złośliwy i nie agresyny-po prostu najbardziej bawi mnie ten argument. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak to dziecko o rok wcześniej pokończy szkoły i będzie musiało zmagać się z gównianą w tym kraju dorosłością. I po co, skoro może o rok później?

      Usuń
    2. Może też 10 lat później pokończyć szkoły jak pójdzie na studia, w dojrzewaniu i nabywaniu dorosłych cech to nie przeszkadza.
      Podobnie jak ukończenie szkoły średniej również nie równa się zmaganiu z dorosłością.

      Usuń
    3. Może. Najlepiej chyba zachować złoty środek.

      Usuń
    4. Panie już sobie same odpowiedziały :) od siebie dodam, że moje dziecko nie wygląda na takie, co mu dzieciństwo zabrali. Program nauczania też jest nieco inny i zmieniony. Nauczycielka twierdzi, że nie widzi żadnej różnicy między tymi 6-latkami, które są u niej w klasie, a 7-latkami.

      Usuń
    5. Witam.Ja osobiście poszłam do szkoły mając 6 lat, reszta dzieci w klasie miała po 7 lat, program był dla 7 latków i traumy żadnej nie miałam, a było to w dość odległych czasach, sądzę że trochę cała sprawa jest sztucznie dramatyzowana pozdrawiam joguzia

      Usuń
    6. Do tego dokłada się też drugie dno całości sprawy, czyli inne podejście rodziców do dzieci. Tak jak mówisz Joguziu - traumy nie miałaś. Dzisiaj podchodzimy do naszych dzieci trochę jak do jeża. Bardzo ostrożnie i żeby tylko nie poczuło się urażone, nic mu się nie stało, mamy postawę roszczeniową i strasznie je chronimy. Post Mamma Mia świetnie oddaje obraz sytuacji - bo to co opisała, przekłada się na nasz nowy sposób wychowywania: http://portia34.blogspot.com/2013/06/miastowe-kontra-wsiowe.html
      I to my mamy obawy, a dzieci po prostu sobie radzą, mimo naszych uprzedzeń i wspomnianych obaw.

      Usuń
  2. Mnie to już, na szczęście, nie dotyczy. Ale jestem przeciwna temu pomysłowi z dwóch powodów:
    - skoro do tej pory w zerówce prowadzone były badania przesiewowe pod kątem dojrzałości szkolnej, to znaczy, że jakiś powód musiał być i nagle nie zniknął,
    - najzwyczajniej w świecie szkoda by mi było urywać dziecku rok z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale program też jest nieco inny i zmieniony pod kątem dzieciaków. Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Ale na pewno popieram możliwość wyboru. Młody np. jest z grudnia i nie wiem, czy jego też puszczę wcześniej - zobaczymy, jak się będzie rozwijał. Na tą chwilę wygląda mi na takiego, co jednak pójdzie jako 7-latek, ale jeszcze wiele się może zmienić.

      Usuń
    2. Mnie nie o program chodzi, tylko o czas. Czas beztroski i świętego spokoju.

      Usuń
  3. ja przepraszam ale ignorancja w ostatnim zdaniu aż kipi.
    Przecież cała rzecz ma sie o to że pan premier nakazał anulować tą ustawę i przymusić do obniżenia wieku edukacji - WSZYSTKIE dzieci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kipi to woda w czajniku, drogi galu anonimie. Jeśli chcesz mi przekazać najnowsze informacje - zapraszam. Póki co stanęłam na informacji, że będzie "przymus" dla dzieci urodzonych w pierwszej połowie roku, a te urodzone w drugiej połowie będą miały wybór. Jeśli się mylę, bo dopuszczam, że czegoś nie wiem, to słucham. Poproszę o takie informacje. Dziękuję.

      Usuń
  4. To powinna być kwestia wyboru. Miałam propozycję posłania Młodej do szkoły wcześniej, nie skorzystałam. Wiem, że program był nieco inny, ale ten zerówkowy rok' wykorzystałam na zbudowanie jej pasji do takiego stopnia, że powoli staje ona się jej profesją. Uczyć się TAK, szkoła- to zależy. I tak, piszę to jako belfer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, pani Belferzyco :) Właśnie te opinie, jako nauczycieli są w sumie najcenniejsze, bo najbardziej obiektywne.

      Usuń
  5. na szczęście nie mam już dzieci w wieku szkolnym (ani nawet poborowym) co nie znaczy, że nie mogę wyrażać opinii na ten temat. Gdybym jednak miała, to wrzasnęłabym - odwalcie się od mojego dziecka, ja i jego ojciec zdecydujemy, kiedy pójdzie do szkoły!
    to tak dosadnie z powodu upału, oczywiście;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosadność jest najlepsza :) pozdrawiam równie upalnie :)

      Usuń
  6. Tygrysie, ja mam tyle do powiedzenia na ten temat (mam 8 latka który poszedł jako 6-late, i prawie 6-latką którą mogę posłać) tylko mi czasu brakuje.... może jeszcze zdążę dzisiaj, ale jakby nie, to krótko:
    - sześciolatek w szkole - TAK
    - sześciolatek sześciolatkowi nie równy - TAK
    - odbieranie sześciolatkowi dzieciństwa - NIE
    - przystosowanie szkół - TAK/NIE
    to na tyle...

    OdpowiedzUsuń
  7. aha, Tygrysie, a co z tym obiecanym seksem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. seksu nie ma, bo męża mam obolałego i chorego :P

      Usuń
    2. jessoo, ale pisać to chyba możesz :)

      Usuń
    3. Zabrzmiało jakby Tygrys obiecała seks Mamma Mii :P
      Az mnie zatkało jak przeczytałam na początku, po południu po obiadku.
      Pomyślałam sobie: Tak publicznie, no no...macie odwage.
      A potem złudzenia sie rozwiały :P

      Usuń
    4. Kararelka - no to tym razem dałaś do pieca :))) Uśmiałam się :)

      Usuń
    5. Jesoooooooo, a to do seksu mąż jest niezbędny?? Paczpani jakie cuda, noooooo!!
      Dzieńdobrybardzo, bardzo zdziwionym jest :)

      Usuń
    6. Jest w tym celu całkiem przydatny ;) bez niego to już nie ta sama rozrywka ;)

      Usuń
    7. Łeeeeee, ale żeby tak z własnym mężem, toż to kazirodztwo jest, a te łapane okazje??

      Usuń
    8. Desper - okazje są różne, nie tylko seksualne :)

      Usuń
    9. ooops, moja wyobraźnia teraz zaszalała - ja w łóżku z Tygrysem :::)))))

      Usuń
    10. Tygrysie, zamiast pisać o sześciolatkach ja o seksie.... ech, głodnemu chleb na myśli... :)

      Usuń
    11. heheh, a taka jesteś głodna? W upały to apetyt podobno mniejszy ;)

      Usuń
    12. prawda, spragniona dziś jestem bardziej niż głodna :)

      Usuń
  8. Pięknie zauważyłaś - do każdego dziecka należy podchodzić indywidualnie.Pracuję z takimi dziećmi i wiem,że niektóre siedmiolatki nie osiągnęły dojrzałości szkolnej. Pozostawiłabym wybór rodzicom. Oni w końcu znają swoje dzieci najlepiej. Jestem przeciwna ustawie, która narzuca...
    Pamiętaj,że szkoły są różne i nauczyciele też różni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że czekałam na Twoją opinię. To fakt, że szkoła szkole nie równa, to samo nauczyciele. Nie wiem - może myśmy mieli szczęście? Ale nie żałuję podjętej decyzji.

      Usuń
  9. Cały vic polega właśnie na tej różności.
    Swojego syna posłałabym do szkoły wcześniej, a córkę wręcz przeciwnie. Poszli jednak obydowje do szkoły jako siedmiolatki, a efekt był taki, że syn się nudził (nauczycielka miała wówczas do mnie pretensje, że uczyłam go wcześniej w domu, a prawda była taka, że sam się uczył zaglądając siostrze przez ramię gdyż był głodny wiedzy wszelkiej), a córka nie umiała się w szkole odnaleźć. Jak widać, wszystko zależy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :)

      Usuń
  10. Tak jak tu już tu powiedziano dziecko dziecku nie równe. Fakt moje to już stare i tego dylematu nie miałem, ale patrząc po rodzinie, po chrześniaku - to moim zdaniem (akurat w jego przypadku) myślę, że jeszcze do szkoły się nie nadaje. Ale rozmawiałem całkiem niedawno na ten temat z zoną - nauczycielką - i tak też doszliśmy do wniosku, że te dzisiejsze 6-cio latki często są w taki sposób wychowywane przez rodziców, że się po prostu do szkoły nie nadają. Tak naprawdę niestety niewielu rodziców poświęca wystarczająco dużo czasu po to, by w jakiś sposób przygotować dziecko do wejścia w ten kolejny etap życia jakim jest szkoła. Czy to mało jest takich przypadków, gdzie rozwój takiego malucha, zanim trafi do szkoły, oparty jest jedynie na TV, komputerze i podwórku. Po czymś takim posadzenie dzieciaka w ławce jest bardzo ciężkim zadaniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to wszystko zależy od nastawienia i zachowania rodziców. Od sposobu wychowywania. Od podejścia i traktowania dziecka, bardziej jako małego człowieka, a nie śmierdzące jajko, które może się rozbić.

      Usuń
  11. Mój syn był rocznikiem sprzed obowiązku (2005) i posłałam go jako sześciolatka. To była dobra decyzja, jestem naprawdę zadowolona, choć na początku był problem z dyscypliną. W tym roku mam analogiczną sytuacje, córka jest rocznikiem sprzed obowiązku (2007) i naprawdę mam dylemat czy ją posłać... Ktoś by powiedział czemu? przecież syn poszedł to poślij i córkę....
    właśnie, że nie, każde dziecko jest inne i o ile jestem pewna za przygotowanie szkoły, o tyle mam wątpliwości jeśli chodzi o gotowość emocjonalną córki... o materiał się nie martwię, jest naprawdę śmiesznie prosty, a pisanie, liczenie, czytanie - ona to wszystko już potrafi...zresztą dzieci tego się będą przecież uczyły...głównym argumentem na nie jest dla mnie jej emocjonalność...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wyglądało to podobnie - troszkę obawiałam się strony emocjonalnej. Potem jednak wspólnie uznaliśmy, że co jej nie zabije, to ją wzmocni i puściliśmy w świat. Widzę pewne minusy, typu naśladowanie koleżanek (nie zawsze w pozytywnym sensie), taka nieco wydumana dorosłość, ale to jest naturalna kolej rzeczy. Co będzie z synem - jeszcze nie wiem, zobaczymy. Widzę, że mamy dzieci w podobnym wieku - 2006 i 2009 :)

      Usuń