wtorek, 5 lutego 2013

zagadka

Jak odróżnić "kochanie" od "przyzwyczajenia do bycia razem"?
Czy to się da jakoś sprawdzić? Ocenić? Zweryfikować? Poczuć różnicę?
Czy po 10, 15, lub 20 latach bycia ze sobą można nadal się kochać tak jak w czasach młodości szumnej?
Wzięło mnie na takie filozoficzne przemyślenia... nie wiem czemu.
Weekend sobie spędziłam z mężem całkiem miło i przyjemnie, w szczegóły się nie wdając - mieliśmy wielce elegancki pokoik w hotelu, dla siebie i sporo czasu, co najważniejsze - sami (BEZ dzieci). Mam wrażenie, że troszkę odnaleźliśmy siebie. Ale nadal nurtuje mię pytanie, czy to jest miłość, czy to jest kochanie? Rutyna, czy też płomyk nadal się tli, pali, tylko nie jest już taki bujny i daleko mu do ogniska z lat młodości?

37 komentarzy:

  1. No i tak Tygrysie: Myślę, że postrzegania związku nie da się określić w latach spędzonych ze sobą, ale w codziennej relacji. A relacje zmieniają się jw. - codziennie. Od nas zależy, czy będziemy się kochać namiętnie jak osiemnastolatkowie, po dwudziestu latach spędzonych ze sobą, czy sparciejemy, siedząc na kanapie obok siebie - po pięciu. W trakcie życia się zmieniamy i nic na to nie poradzimy. Nowe sytuacje, doświadczenia kształtują nas na nowo. Także wzajemne relacje musimy kształtować na nowo, uwzględniając i aprobując te zmiany. Nie da się na siłę szukać dawnego nastolatka w mężczyźnie, ale można sprawić, aby poczuł się jak nastolatek.
    Gratuluję wspaniałego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam Twoją odpowiedź kolejny raz i nie wiem, co Ci odpisać - mądrze Ci to wyszło. Nie umiem się odnieść do tematu, a w sumie przed nim stoję. Mam chyba problem z wychwyceniem tej subtelnej różnicy między jednym, a drugim, szukam, na czym ona polega :)

      Usuń
  2. Wszystko zależy od Was :) Razem.
    Ja miałam taki moment przed odejściem, że strasznie mocno kochałam. Ale szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Czego nie życzę absolutnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że od nas, ale póki co, problem mam ja, a może go nie mam? Tylko go tworzę? Zgubiłam się, albo przynajmniej zaplątałam, zagoniłam, szwędam się bez wyraźnego celu?

      Usuń
    2. Bo my, baby, tak mamy...Chcemy dowodów, a nie poszlak :)

      Usuń
  3. Według mnie to wszystko jest potwierdzeniem faktu, że małżeństwo i wszelka monogamia nie są stanami naturalnymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy od pary. Nie można generalizować. Powiedzmy że wiele na to wskazuje oraz że niektórzy mają takie tendencje :)

      Usuń
    2. Przyroda jest obiektywna, moja droga. To nie od nas zależy, lecz od matki Natury :)

      Usuń
  4. Im dłużej jesteście razem, to miłość jest inna, bardziej dojrzalsza, odpowiedzialna - inna.
    I nie znam sposobu jak to sprawdzić. I lepiej nie chciej. Bo życie przyniesie Ci taką niespodziankę.... Wprawdzie się dowiesz, ale ile przeżyjesz, ile przecierpisz.
    Prawdziwą miłość zobaczysz w trudzie, w ciężkiej chorobie, w poświęceniu.
    Bo miłość to poświęcenie i oddanie siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie chcę się przekonywać. Pozostaję przy czysto teoretycznych rozważaniach.

      Usuń
  5. Kurcze, zaczynasz wymyślać. Z takiego kminienia nic dobrego nie wyjdzie. Ile jesteście razem? Przypomnij sobie czego chciałaś na początku Waszej wspólnej drogi. Dzisiaj jest to 'długo i szczęśliwie', o którym bajki milczą. Ty zdecydujesz, czy w szarościach, czy w kolorach i czy pastelach czy zaqoor...ście mocnych. Ty... Wy.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chcę te ostatnie :) tylko chcę wiedzieć co zrobić żeby nie wyblakły. One zmieniły odcień, bo i miłość jest inna, tak jak pisze DD

      Usuń
    2. Powiem Ci tak, jak mawiał mój Guru od Mądrości Wszelakiej. We wszystkim, co robisz odnajdź pasję. Żeby barwy były mocne odnajdź pasję. Możecie się nawet pokłócić, ale wcześniej się rozbierzcie ;o) Może znajdźcie jakąś nową wspólną rzecz, która Was zainspiruje. Kupcie nową grę strategiczną, podzielcie się dziećmi i z uporem, jakby od tego zależało Wasze życie, walczcie. Może... (i tu mała kryptoreklama) rozejrzyjcie się za jakąś prezentacją sommelierską (ale nie taką mającą na celu Wciśniecie Wam skrzynki wuna, tylko prowadzoną przez Wariata jak Ted) wiem, że ludzie próbując, testując, smakując sery, winogrona, dzieląc się doznaniami baaaardzo dobrze się bawią i baaaardzo mają chęć na kontynuację wieczoru. A może wspólne warsztaty kulinarne dla par. No kurna walcz!

      Usuń
  6. nic mądrego Ci nie napiszę, wiesz dlaczego ... a jeśli czujesz jeszcze ten płomyczek to może spróbuj go rozpalić mocniej, może warto ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On się pali, tylko inaczej. I to nie tak, że mam jakiś poważny problem. Od czasu do czasu wychodzę z siebie i patrzę jakby z boku, na to, co mnie otacza. I widzę zmianę. Nie oceniam, czy jest dobra, czy jest zła. Po prostu jest. Nie jestem filozofem, nie analizuję, co jest powodem - wiem co nim jest - upływ lat, dzieci, przyzwyczajenie do siebie, a przede wszystkim to, że gdzieś znikło już to tabu, które odpowiadało za atmosferę. Męża mam teraz na co dzień, nie muszę czekać z niecierpliwością na kolejne spotkanie. Wiem, że jest.

      Usuń
  7. Się narażę kilku osobom, ale po 30 latach małżeństwa uważam, że wszystkie "walcz", "dbaj", "od ciebie zależy" "twórz atmosferę" "kolacyjki przy świecach" są chybione. Po pierwsze dlatego, że walą sztucznością, to rodzaj manipulacji rzeczywistością. Po drugie nic to wszystko niewarte, skoro te działania podejmuje tylko jedno z partnerów, z intencją "podsycajmy", a drugie wcale nie widzi powodu, żeby podsycać, bo jemu/jej nic w związku nie brakuje. Czasem nawet takie działanie celowe może narobić szkód, bo wywoła podejrzenia, że to drugie chce coś ukryć albo coś w nim niezauważalnie gaśnie. Po trzecie trza mieć świadomość, że erotyzm przysiada - cudów nie ma i jeśli chodzi o to, by znów czuć jak przed laty wielkie pożądanie, to trzeba się pogodzić z rzeczywistością.
    Po czwarte i najważniejsze: największym szczęściem dla małżeństwa jest, gdy podczas jego wieloletniego trwania staną się dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi. Banał? Pomyśl, co dla Ciebie osobiście jest najważniejsze w przyjaźni, a potem przenieś to na małżeństwo i sama sobie odpowiedz, czy to aby nie są dokładnie i w punkt najważniejsze oczekiwania od dobrego małżeństwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mądrze powiedziane, nie wymaga odpowiedzi :)

      Usuń
    2. A na dodatek trafione jak cholera w "mój" przypadek.

      Usuń
    3. Dużo mądrych rzeczy napisali tutaj wyżej komentujący. Myślę, że miłość na pewno się zmienia z czasem, tak mówi psychologia i tak jest na pewno. Po nastu, dziesięciu latach nigdy nie będzie to pewnie taki rausz, jak na początku. Ale niektórym parom udaje się podtrzymać łączących ich ogień, namiętność, miłość. Najważniejsze dla mnie to jednak przyjaźń w związku, a nie na siłę podtrzymywanie tegoż ognia. Oczywiście, że najważniejsze by obie strony się starały. Byśmy się ze sobą nie nudzili. Od czasu do czasu choć czymś zaskakiwali. Wybierali w nowe miejsca. Poznawali nowe smaki. Filmy. Byśmy mieli o czym ze sobą rozmawiać. Urozmaicali sobie seks, ale bez przesady w tym wszystkim. Co do monogamii, której nie którzy nie wróżą nic dobrego- uważam, że są ludzie storzeni do monogami, jak i nie potrafiący w niej przetrwać. Myślę, że tych drugich jest więcej, dlatego m.inn. kochające się pary na wieki są rzadkością. Monogamia to wybór, który albo kogoś satysfakcjonuje albo nie.
      Rozumiem Twoje rozważania, też mnie nachodzą od czasu do czasu ;-)

      Usuń
    4. Nachodzą, nachodzą i człowiek zamiast działać rozmyśla :) za dużo myślenia nie jest wskazane ;) dzisiaj wywaliłam mojemu moje żale i zmartwienia - popukał mi w czoło, przytulił i uznał, ze moje teorie, które się roją w głowie poza wszelką kontrolą, są nieobalalne :))) że nie ma na to wpływu, co mi się pod kopułą tworzy :))) ale że zdecydowanie nie mam racji, ale o tym sama siebie muszę przekonać, bo on nie "umi"

      Usuń
    5. Znaczy Twój nie uważa, że trzeba coś podsycać, bo uważa, że tak sama siebie zacytuję "bo jemu/jej nic w związku nie brakuje"
      Ma też rację, że "problem" jest w Twojej głowie. Nie wykluczam, że zaczęłaś rozmowę z Twoim, by Go zmusić do deklaracji, zapewnień. Nie znam ani Ciebie ani Twego. Wiem jednak, że czasem takie "zmuszanie" źle się kończy, zgodnie z zasadą "kto się pyta-ten się dowie"

      Usuń
    6. To chyba ja sama szukam dziury, gdzie jej nie ma :) ot tak, naszło mnie jakoś na przemyślenia i zaczęłam się zastanawiać, chyba niepotrzebnie :)

      Usuń
    7. Zastanawiać się jest bardzo potrzebne! Jedynie niekoniecznie się tym przemyśleniem dzielić, bo skutek nie zawsze do przewidzenia.
      U mnie, na przestrzeni lat, właściwie zawsze były do przewidzenia:kończyły się awanturą i stałymi tekstami "bo ty zawsze", "bo ty nigdy". To było dawno. Teraz już nie rozkminiam. Nie tylko głośno. I wcale to nie oznacza, że osiągnęłam nirwanę. Osiągnęłam obojętność, a tego bardzo nie polecam

      Usuń
  8. PS Niektórzy, a nie nie którzy miało być ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Temat faktycznie ciężki gatunkowo, i chyba złotego lekarstwa na to nie ma. Moim zdaniem fakt, że człowiek zaczyna się już zastanawiać, zauważać jest już bardzo znaczący. Różnica między kochaniem, a przyzwyczajeniem często nam umyka. Wiem po sobie, mój 17 letni staż daje mi jakieś odniesienie. Jedno mogę stwierdzić, że tylko w sytuacji, w której obie strony pracują nad związkiem z podobnym zaangażowaniem, możemy ustrzec się od rutyny i tego właśnie "przyzwyczajenia". I fakt faktem to po prostu ciężka praca, nie tylko od święta. Ja po sobie mogę stwierdzić coś wręcz odwrotnego niż to o czym piszesz, mianowicie u mnie im dalej w związku tym lepiej. Mam taką świadomość - i moja zona podobnie, że teraz po latach ten nasz związek jest najbardziej efektywny i najbardziej połączony uczuciem, bo początki różowe nie były. Z uczuciem i związkiem to jak z delikatną egzotyczną rośliną, trzeba codziennie pielęgnować, ponieważ czasem kilka dni przerwy powoduje nieodwracalne szkody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozazdrościć i pogratulować równocześnie :)

      Usuń
  10. I to napisał facet ;-)
    Mądry facet :)
    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee tam zaraz mądry. :) Opowiem Wam bajkę. Wyobraźcie sobie sytuację, głodujące dziecko z jakiegoś afrykańskiego lądu (wiem poniosło mnie), dziecko dorasta, wciąż w głodzie walcząc o każdy okruszek jedzenia. Jakimś dziwnym trafem, cudem wręcz, zostaje przygarnięte przez bogatą, powiedzmy europejską rodzinę. I jak myślicie, czy doświadczenia całego dzieciństwa odejdą w zapomnienie? Czy bez skrupułów będzie ono marnotrawiło jedzenie? Czy może taka lekcja głodu i biedy pozostaje na lata, również dobrobytu? Moim zdaniem jeżeli ludziom miłość i uczucie, poznanie drugiej osoby przychodzi zbyt łatwo, to nie ma tej siły walki o związek, o każdą radosną chwilę z tą ukochaną wywalczoną miłością. Perspektywa powrotu do epoki "głodu" dodaje sił i samozaparcia w umacnianiu tego co się ma. (Dobra już się nie wymądrzam)

      Usuń
    2. A wiesz Xentii że czasem stosuję tę metodę ;-) Przypominam sobie czasy, gdy żyłam sama. Wyobrażam sobie, że mogloby nie być przy mnie mojego mężczyzny. I wtedy czuję to jeszcze bardziej- o taką miłość należy dbać i się starać. Bo bez niej byłam "glodna", nawiązując do Twojego komentarza.

      Usuń
    3. Ja to robię bardziej "namacalnie", wypuszczam moją żonę na długie wakacje (w końcu nauczycielka), taki miesiąc rozłąki, a czasem i więcej ładuje akumulatory na cały rok :). Dobra Tygrysico już milczę :), bo się rozgadałem nie w swoim ogródku :)

      Usuń
    4. Gadajcie! Strasznie mi się podoba Wasza dyskusja :) nie odzywałam się, bo nie chciałam przeszkadzać :) oraz mam lekki urwidupizm (pojęcie własne) i małe powody do stresu (bez związku z postem). Ale o tym kiedy indziej.

      Usuń
  11. Nic nie doradzę, bo mój stan małżeński wynosi nieco ponad cztery lata, a i wiek, w jakim w niego wstąpiłam jest nawet starszy od Twojego obecnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. doświadczenia w długich związkach nie mam żadnego, więc autorytetem nie jestem.
    Jedno wiem na pewno - doszukiwanie się drugiego dna na dobre nie wychodzi nikomu, bo nawet jak to drugie dno jest dobre, to my niedowierzamy i zaczynamy grzebać dalej.
    To, że miłość jest inna po latach, nie musi znaczyc, ze gorsza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że wpadasz, ale Ty się kochana lecz, bo Ci narty koło nosa przejadą - do łóżeczka pod kołderkę marsz :)

      Usuń