piątek, 8 lutego 2013

tąpnęło i zakręciło

Nie piszę nic, rzadko komentuję, z opóźnieniem odpowiadam.... A to dlatego że się zadziało. W sumie nie miałam weekendu takiego jak zwykle - byłam na wyjeździe. Piątek (zeszły) pakowanie, jazda 5 godzin, w drodze nalewka (a co!), na miejscu szampan, w sobotę impreza, w niedzielę powrót, wieczorem rozpakowanie (którego organicznie nienawidzę), nalot stęsknionych dzieci, a w poniedziałek do pracy. Po pracy szczepienie (i wyzłośliwianie się pani pielęgniarce - goopie pytania zadawała) - wróciłam po 19-tej do domu. Wtorek - fryzjer. Na szczęście udany, ale - wróciłam o 19-tej. We środę wywiadówka - wysłałam męża, a ja z dzieciami. Smażyłam oponki, które schodziły z talerza, ledwie wystygły. A czasami nawet nie zdążyły. Czwartek - kara niebios za obżarstwo, czyli aerobik. Wróciłam o 20-tej. Dzisiaj jest piątek, nie wiem jakim cudem tak szybko..... (ironia). Dzisiaj atrakcją popołudnia jest.... weekend bez męża - cały! Więc w nagrodę za dobre sprawowanie, cierpiąc na obolałość ogólną (popularnie zwaną zakwasami tu i tam, o ile nie wszędzie), muszę sobie pozbierać dzieci, zabrać do domu, potem młodego do fryzjera, aby jutro zabrać je na bal karnawałowy. W sobotę, po balu, jak już ich zagonię do łóżka postaram się przypomnieć sobie, jak się nazywam...
Do tego wszystkiego doszły poważne zawirowania w biurze, co powoduje u mnie stres i wywołuje moją głęboko skrywaną przed światem zołzowatość....

A z pielęgniarką było tak. Zawsze jest taka fajna jajcarska babka. Tym razem był Ktoś Inny. KI nie radził sobie ze szczepieniami - kolejka przed gabinetem rosła w tempie zastraszającym. W sumie czekałam 30 minut, aż pani strzyknie w łapkę 3 osoby przede mną oraz 1 nakłuje testy. Więc gdy wreszcie weszłam, zasiadłam, dialog wyglądał tak:
- Nazwisko? (pyta patrząc w książeczkę szczepień)
- XYZ
- Gdzie to jest ta pani szczepionka???
- W lodówce
- No ja wiem, że w lodówce, wszystkie są w lodówce, ale pani nie widzę...
- Ooo tutaj, koło pani oka.
- ..... (milczenie)

- Którą rękę mam pani podać? (wiedząc, że kolej na lewą, ale nie chciałam zadania ułatwiać)
- No to pani nie wie? To się zaznacza w książeczce!!
- Ale to nie ja ją wypełniam. Zdaje mi się, że dzisiaj kolej na lewą..... (pani wypełniając książeczkę zaznaczyła lewą rękę)

Potem się już nie odzywałam, bo nie miałam powodu - odczekałam swoje 30 minut, pokazałam się, że żyję, nic mi nie jest i poszłam na przystanek. Jak mówiłam - wróciłam po 19-tej.... Wstałam rano o 5.50, jak co dzień.

DOPISEK: zapomniałam dodać, że dziecię starsze oznajmiło mi wczoraj z dumą, że ma chłopaka, że się kochają, że on już ją wcześniej chciał, tylko onieśmielony był, a teraz się już ośmielił i tańczyli na balu... Zachowałam powagę! Tylko ciekawe co z Kacprem, który rok temu miał być jej mężem???

19 komentarzy:

  1. No to tylko patrzec jak tesciowa zostaniesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle nie babcią :)

      Usuń
    2. coś się Wam dowcip wyostrzył ;P
      ale fakt faktem - jakiś czas temu był niejaki Kacper, co się z nim na sanki na górce umawiała, informując, że to jej mąż będzie, że się całowali, "noo w sumie to ja go całowałam, bo on trochę na początku uciekał, ale przestał, a ja go kocham" - i weź tu człowieku zachowaj powagę.....

      Usuń
  2. Ha, coś mi się zdaje, że tym razem to poważna sprawa - w końcu tańczyli na balu !!!:) Widzę, że zorganizowana perfekcyjnie jesteś, i masz tak jak ja czym więcej pracy i zajęć tym bardziej wszystko poukładane:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daję radę - nie zgubiłam się w tym wszystkim. Tylko przez zawirowania w pracy stresik zrobił ze mnie lekką zołzę... Kryzys w zatoce perskiej przy moich fochach to pikuś ;)

      Usuń
  3. skoro się zrobiłaś taka zołzowata to małżonek chyba dobrze zrobił wybywając na weekend :)))... miłość niejedno ma imię więc czy jest to Kacper, czy inny to i tak jest to uczucie "na całe życie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nic nie mów - on będzie jutro w zarąbistej knajpie pod stokiem balował!!! Mógł mnie wziąć, prawda? Bym sobie pojeździła, grzane wino wypiła....

      Usuń
    2. "A co miał drzewo do lasu wozić?" hihi - jakoś tak chyba naprawdę dowcip mi się wyostrzył

      Usuń
    3. no i Ty go puściłaś tam samego?????? myślałam, że jakiś gorszy wyjazd mu się trafił ...

      Usuń
    4. Ano puściłam... A ja z dzieciami siedzę ...

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ale że co masz? kurczę, nie kumam...

      Usuń
    2. :))
      Pomysł mam :) Wyklarował mi się na bazie końcówki Twojego postu - tej o dzieciach. Coś mi się przypomniało i chyba o tym napiszę :)

      Usuń
  5. Kacper wypadł z obiegu, taki lajf ;o)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypadł, ciekawe, kiedy przyniesie rewelacje o kolejnych :)

      Usuń
  6. Albo córcia ma obu, a co tam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, Kacper wyleciał, poszedł do innej szkoły :)

      Usuń
  7. każda nowa miłość jest największa i jedyna - jak można tego nie wiedzieć, no.
    A tej złośliwości dla pielęgniarki to nie żałowałaś :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to była katastrofa! Po mnie siedziało jeszcze z 6 czy 7 osób. Każdy spędził pod gabinetem minimum pół godziny! A przecież wcześniej czekało się u lekarza chwilę.... W tym dniu siedziałam w przychodni ponad godzinę. Wczoraj - na pocieszenie - było gorzej... ale tym razem pani szło mega sprawnie :) u lekarza ludzie utknęli, bo był istny dziki tłum. Jakaś kumulacja.

      Usuń