wtorek, 26 lutego 2013

miałam być, a mnie nie ma

Miałam wrócić, ale mnie pochłonęła codzienność. Zwykłe sprawy i praca. Wciągły niczym bagienko. W pracy roboty full - mamy już ponad połowę planu na marzec wykonane :)
Ale od początku... Już kiedyś kiedyś, dawno temu, żaliłam się na własną firmę, że średnio oceniam poziom zarządzania (na pewno Leslie pamięta, bo wtedy dyskutowaliśmy). I okazało się, że specjalnie się nie myliłam. Nie tylko ja miałam takie zdanie - podzielił je właściciel naszej firmy i...... zwolnił prezesa. A resztę "góry" wprawił w stan szoku i padł na nich blady strach. Nie jest to wesoła sytuacja, kiedy nagle firma zostaje bez prowadzącego. Szybko jednak dziura została załatana i mamy menadżera. Gość jest świetny. Bardzo konkretny i rzeczowy, co lubię. A za jego sprawą na światło dzienne wychodzą rzeczy, które mnie osobiście przyprawiają o stan, który można by określić  "jasny szlag mnie trafia". I już się nie dziwię, że prezesa wykopali.
W każdym razie - pracy nie straciłam, oddziału mi nie zamykają, a sytuacja powolusieńku się klaruje.

Co do codzienności - zalatana jestem strasznie. A to kino, a to fitness, a to szczepienie. Na to ostatnie latam co tydzień do przychodni na drugi koniec miasta i daję się kłuć. Lecę prosto z pracy i wracam ok. 19-tej. A potem mnie boli ręka, ale tylko co drugi tydzień. Bo jak mnie kłują w prawą, to mnie nie boli, jak w lewą - boli, swędzi i puchnie. Proszę nie pytać czemu, bo nie mam bladego pojęcia. Ta sama szczepionka, ta sama pielęgniarka, a jedna ręka bez zmian, a druga - swędzi tak, że mam ochotę wygryźć bąbla. Niestety tydzień temu był na tyle okazały, że wczoraj pan doktorek zdecydował o powtórzeniu dawki, zabronił zwiększać. Może powiem, żeby mnie zawsze w prawą szczepili?

W sobotę muszę opanować małe stado młodocianych księżniczek - młoda zaprosiła koleżanki na urodziny. Nie wiem, jaką im zorganizować zabawę, żeby się nie zanudziły. Możecie śmiało podpowiadać. Tylko proszę, aby:
- zabawa nie wiązała się z farbami, wodą, ani żadną rzeczą, która brudzi je;
- zabawa nie wymagała ode mnie specjalnego wysiłku (raz, dwa, trzy baba jaga patrzy wydaje mi się świetnym rozwiązaniem :) )
- 7-letnie dziewuszki miały ochotę się w to pobawić.
Królestwo za JEDEN pomysł :)
No i tort. Normalnie pierwszy raz w życiu będę piekła tort! Serio, tego jeszcze nie robiłam. Mam przepis, mam składniki i będę się wykazywać. Mam lekką tremę :) Upiekłam już całą miskę pierników (stoją zamknięte i miękną), przygotowałam babeczki z nadzieniem do pieczenia, będzie jeszcze wafel (zwany andrutem) oraz jakieś owocki. Zakupiłam różowy obrus z księżniczkami, tekturowe talerzyki we wróżki, baloniki. Zaproszenia rozdane wczoraj. Pierwsza taka impreza u nas. Do tej pory z sąsiadką (ma syna 2 mies. starszego) robiłyśmy wspólnie poza domem, przychodziły na gotowe i miały z głowy wszystko :) Teraz dziecko poprosiło o przyjęcie w domu z koleżankami (koledzy już nie tacy fajni). I mamusia musi stanąć na wysokości zadania :) Więc się stara :) Trzymajcie kciuki!

25 komentarzy:

  1. wyszukaj im w szafie nieużywane rzeczy (których nie szkoda jak się zniszczą) do tego jakieś apaszki, szaliki itd i niech zrobią rewię mody a Ty będziesz fotoreporterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko - jesteś genialna!!!!!! Dzięki :) na prawdę świetny pomysł :)

      Usuń
  2. Tortem się nie przejmuj, byle był słodki, kolorowy i miał świeczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie, słodziaku (facecie od słodkości) to łatwo mówić :) a ja się nieco obawiam. To ma być tort z wkładką orzechową, placki to zwykły biszkopt, z dodatkiem wiśni i z masą budyniową.

      Usuń
  3. A tak się bałaś tego nowego! Fajnie,ze sytuacja się klaruje! Daruję Ci nieobecność;)Biedna ręka;(
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No obawiałam się, nie tle nowego, co chwilowej destabilizacji. Nie wiedziałam, na ile sytuacja jest poważna, czy firma przetrwa. Ale są szanse, że tak. Tylko trzeba gruntownie posprzątać. I kilka osób utemperować, co już się zaczęło i się dzieje. I oby poszło dobrze :)

      A ręka - spoko, dzisiaj nawet śladu nie ma, a tydzień temu miałam bąbelka 9cm na 5cm :D uroczy, duży, spuchnięty, czerwony, gorący i cholernie swędzący :)

      Usuń
  4. Ha!! No i się wyjaśniło, dlaczego Ty nie masz czasu, a ja mam! Nie chodzę do kina, nie chodzę na fitness i nie szczepię się!
    A dzieciom zaproponuj może... adoracyjkę? :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buhahahahaha, wiesz, nie muszę podpalać mieszkania, żeby wymusić na mężu malowanie i mały remoncik :D są inne sposoby perswazji :D

      Usuń
    2. Ale dzieci nie będą miały dobrej zabawy...

      Usuń
    3. No na pewno! Ale ja mniejszą ;)

      Usuń
    4. Cóż za małostkowość...

      Usuń
  5. W sobotę i u mnie małe przyjęcie urodzinowe. Ja niestety, tort zamówiłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miałam spęd rodzinny w okolicach świąt też zamówiłam :)

      Usuń
  6. Takie tematy jeszcze przede mną, ale chętnie poczytam Wasze pomysły, ten z przebieraniem bombowy :)
    Ta codzienność to jakaś wielka dziura, wszystko pochłania, bez litości...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochłania, wciąga niczym bagno :) tak, pomysł modowy jest kapitalny :)

      Usuń
  7. Ja już takie przyjątka mam za sobą... Ale "modny" pomysł przedniego gatunku jest. Mam natomiast inne pytanie, o ile mi wolno. Co to za szczepienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że wolno - odczulam się. Po wielu latach walki z alergią próbuje innego sposobu :) oby skuteczny...

      Usuń
    2. Oby. Mnie i moje dziecko ten problem ledwie musnął, więc nie było potrzeby takich akcji; leki doraźnie pomagają.

      Usuń
    3. Doraźnie też mi pomagały. Ale ja już nie chcę doraźnie. Doraźnie to brałam kilkanaście lat. Teraz chcę skutku na długi okres.

      Usuń
    4. No to będziemy trzymać palce, żeby pomogło. :)

      Usuń
  8. Najważniejsze że żyjesz:)
    Takie urodziny małolatów faktycznie są sporym wyzwaniem, sam je parę ładnych lat temu przerabiałem. Pomysł z rewią mody - niezły, u nas o ile pamiętam były jeszcze zabawy w "zadania" (wymyślaliśmy jakieś proste polecenia, zapisywaliśmy je na karteczkach które wsunięte były do balonów kolorowych, dzieciak przebijał nadmuchany balon musiał wykonać polecenie i w nagrodę jakiegoś łakocia dostawał), albo też tworzenie "obrazu" (duży arkusz papieru, klej stare gazety kolorowe nożyczki), to potrafi dzieciaki zająć. Jak coś sobie jeszcze przypomnę dam znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj żyję, czuję to każdego dnia :) codzienność mnie złapała w sidła i krzyczy, że nie puści. Z drugiej strony - wolę takie dni, kiedy w pracy czas mija nie wiadomo kiedy :) To ciągnie za sobą pewne skutki finansowe, całkiem przyjemne, jeśli wypłacą... bo z tym miewają problemy...

      co do zabaw - też czytałam o tych balonikach. Obrazki są fajne, ale.... mam dość ograniczony metraż (małe mieszkanie) i farba nie jest przeze mnie mile widziana na dywanie i ścianach ;) Ten pomysł jest fajny, gdybym miała duży pokój i płytki lub panele, położone w znacznej odległości od kanapy, fotela i ściany :) a nie mam.

      Usuń
    2. Tak w kwestii obrazków- farby nie są konieczne, nożyczki za ostre być nie muszą, byle papier pocięły (a nie kanapę fotel czy dywan) klej biurowy w sztyfcie - sztuk jedna żeby móc kontrolować co się z nim dzieje. Kupujesz jeden arkusz duży białego papieru, kładziesz na ławie i niech dzieciaki wspólnie robią jedną kompozycję(fakt trzeba nieco łagodzić spory i jakoś panować nad nimi żeby się nie pozabijały). Też mam małe mieszkanie i znam ten ból.

      Usuń
  9. Dziękuję losowi, że jestem az tak stara, że gdy moje dzieci były małe nie robiło się przyjęć urodzinowych dla rówieśników;))) Przychodziły babcie, dziadkii ciotki i one nie kombinowali jakby mi ściany farbami zajebać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Na szczęście super się bawią :) i są strasznie rozdarte :)

      Usuń