wtorek, 14 sierpnia 2012

13-tego

Podobno jest pechowy w piątek. U mnie pełen rozrywki był poniedziałek. Zaczęło się od delikatnie mówiąc - głupawych snów. Najpierw śniło mi się, że mi się śni koleżanka, po czym we śnie opowiadałam jej, że mi się śniła. Potem z młodą musiałam ukryć się w Biedronce przed 2 małymi tornadami (???). Dlaczego Biedronka? może dlatego, że podobno to dobrze, że jest tak blisko. Tym razem była i uratowała nam życie :P. Gdy już szczęśliwie dotarłam do domu, czekała tam na mnie siostra ze swoim dzieckiem. Sama, bez męża, nie wiedzieć czemu. Mój mąż, który jakiś prezesadnie uczuciowy i rodzinny nie jest, zaproponował, żeby się z młodym przejść na sapcer i poleciał z nim na plac... A ja. uwaga, proszę przełknąć kawę.... już? obrałam żółte balony ze skórki. Po obraniu były bowiem takie pięknie błyszczące. I cholernie intensywnie żółte. Jak wstałam rano, poważnie rozważałam zbadanie sobie głowy. Nic to, lecimy, bo parę spraw do załatwienia jest. Głowa poczeka, po prostu nie będę jej nadwyrężać. W ciągu dnia okazało się, że sprzedałam suknię ślubną siostry i babce się dość spieszy, więc prosiła o wysyłkę szybką. Jak tylko dostałam tą wiadomość, zadzwonił gość, że jadą do nas zamówione tapczany. Firma się sprężyła i zrobiła je o tydzień szybciej. Super. A pokój nadal w rozsypce i pełen kartonów. Na dodatek jeszcze dzwonił sklep, że może dzisia (w tym samym czasie) będą płyty na meble do odebrania. Nosz kurde i co jeszcze? Piórko w tyłek? Akcja - opustoszenie pokoju i przejścia, stare łóżko rozkręcamy i znosimy, tapczany do pokoju, potem będziemy je przesuwać. Mycie, wycieranie, wnoszenie, dźwiganie, znowu wycieranie, po drodze kurier, pakowanie, itp. ufffff. obiad i mamy spokój. Pozorny, bo przyszła kolejna wiadomość od tej babki od sukni. Okazało się, że chciała mnie baba oszukać - klasyczne oszustwo nigeryjskie. Na szczęście kapnęłam się w pore, szybka akcja i przesyłka zatrzymana. Kolejny telefon - gość z Orange chce wpaść i zaproponować nowe warunki. Jako nieliczni mamy telefon stacjonarny, a ponieważ ludzie rezygnują, to on nam zaproponuje nową umowę. A proszę bardzo. Wpadł, siadł, zdziwienia bałaganem nie wyraził, w końcu to normalne, że ludzie w kuchni mają regał z zabawkami... I poprosił o ostatni rachunek. A że my z mężem nie w ciemię bici (mądry polak po szkodzie) i nauczeni doświadczeniem, zanim pan rachunek zobaczył, został poproszony o udowodnienie, że on jest z tego Orange. Pokazał nam pismo, a tam logo NOM. Ja się od razu wyrwałam, że to żadna Telekomunikacja, tylko Niezależny Operator Międzystrefowy. "tak, bo te zmiany są możliwe dzięki NOM właśnie" mówi pan. A my? "Yhm, to dziękujemy, proszę wyjść, nie jesteśmy zainteresowani". I pan jak niepyszny szybko opuścił mieszkanie. Taki miałam wczoraj dzień. Masakra..... I jestem wzburzona jak diabli, nabuzowana, bo do tej pory naiwnie zakładałam, że oszustwa zdarzają się tak niezwykle rzadko, że na pewno nie mnie i nie na mnie. I w ogóle - jak można tak ludzi oszukiwać? Aż mnie wewnętrznie trzęsło. Dobrze, że udało mi się przesyłkę zatrzymać. Ufff. No i jeszcze zalegam małą spowiedź. Obiecuję, że już zaraz, może nawet dzisiaj. Na razie idę sobie zrobić śniadanko :)

13 komentarzy:

  1. A na czym polegało to oszustwo z sukienką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A myślałam, że zapytasz, czemu baloniki ze skórki obierałam :) Dostałam bardzo wiarygodnie wyglądającego maila z banku (który istnieje, sprawdziłam), że środki są zablokowane i gotowe do przelewu, jednak jako zabezpieczenie transakcji, muszę podać numer listu przewozowego. Jak podam nr - pieniądze znajdą się na moim koncie. Wszystko wyglądało bardzo wiarygodnie. Jestem naiwna i wierzę ludziom (i w ludzi), więc podałam nr przesyłki. Potem jednak "bank" pociągnął temat, że z powodów technicznych pobrali z konta tej pani więcej kasy, pomyłka jakaś albo coś i że muszę zwrócić tą nadwyżkę. No i tu już nie wytrzymałam i wycofałam całą sprawę. Przesyłka do mnie dzisiaj wróci - nie opuściła miasta, firma zwróci mi kasę za przesyłkę, a panią poinformowałam, że sprawę zgłosiłam policji (kumplowi). Kumpel pogratulował mi szybkiej reakcji i szczęścia, że mi się to udało :)

      Usuń
    2. O matko, no to faktycznie miałaś głowę na karku... Gratuluję refleksu :)

      Usuń
    3. No właśnie nie miałam. Powinnam się upierać - jak otrzymam pieniądze, to wyślę towar. Ale dałam się naiwnie oszukać. Uwierzyłam kobiecie.

      Usuń
  2. Powiedz mi, jak Ty to robisz, że masz zawsze inną pogodę niż ja? Już raz u Ciebie lało, a u mnie nie. Teraz miałaś wczoraj (tornado lub dwa), a u nas, przy Rzece, niczego takiego nie odnotowano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i żółte baloniki, nie mylić z papierami :P chociaż niedługo się ich nabawię. A tapczany okazały się strzałem w dziesiątkę - przez całe popołudnie dzieciaki je ścieliły tam i z powrotem. I z nich nie schodziły. Przynajmniej nie latały po całym zakartonowanym mieszkaniu. i nie wmówisz mi, że dzisiaj u Ciebie nie pada.

      Usuń
    2. Owszem, leje. I nareszcie jestem szczęśliwa z tytułu pogody! :)) To wszakże nie wyjaśnia tej rażącej niesprawiedliwości: Ty miałaś dwa tornada, a ja ani jednego :(

      Usuń
    3. Ha! Co prawda małe były, ale były! Fruwały, latały i do biedronki mnie zagoniły!

      Usuń
    4. W życiu nic nie zagoniło mnie do Biedronki, wybitnie nie cierpię tej sieci.

      Usuń
    5. Bo trąbka powietrzna Cię nie goniła :P Tak dla porządku - zdajesz sobie sprawę, że to wszystko we śnie było? Upewnić się wolę.

      Usuń
    6. No przecież umiem czytać, jednakowoż i wszelakoż w niczym nie umniejsza to a) faktu poczucia pokrzywdzenia pogodowego b) mojej antypatii dla Biedronki.
      I tylko do żółtych balonów nie mam zastrzeżeń.
      P. S, O moim nawracającym koszmarze sennym postanowiłam napisać post.

      Usuń
  3. A myślałam że to ja jestem zakręcona jak ogonek. Trzeba przyznać, że takiego daedlinu nie miałam nigdy. Dobrze, że się połapałaś z tą babka w porę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście. I kasę za przesyłkę też się da odzyskać :) Ale zamotana jestem okrutnie.

      Usuń