Kocham polską służbę zdrowia! Tylko miłością chyba nieodwzajemnioną, tak sądzę.
Według Słownika Języka Polskiego PWN:
służba
1.
praca na rzecz jakiejś wspólnoty, wykonywana z poświęceniem
2.
instytucja użyteczności publicznej lub wojsko; też: pracownicy tej instytucji
3.
działalność tych instytucji
4.
obowiązki pełnione w określonych godzinach pracy w niektórych instytucjach
5.
daw. wykonywanie pracy służącego w czyimś domu, gospodarstwie itp. za
wynagrodzeniem; też: osoby wykonujące takie prace
No więc, wg powyższego służba zdrowia to instytucja
użyteczności publicznej, która swoją pracę powinna wykonywać z poświęceniem. Albo
przynajmniej porządnie – już nie oczekuję poświęcenia. Ostatnio służba zdrowia
jakoś mnie zawodzi… I ze służbą i poświęceniem nie ma wiele wspólnego – sądzę wręcz,
że nie przebywała z poświęceniem nawet w tym samym budynku, nie mówiąc o
pokoju. Otóż mam problem natury ortopedycznej, który mnie boli jak cholera przy
chodzeniu. Z problemem owym udałam się do ortopedy. Pomijam fakt, że „wcisnęła”
mnie tam znajoma pielęgniarka, bo terminy są na „za rok”, więc jest szansa, że
do tego czasu noga by odpadła i problem by rzeczywiście znikł. Pan przemiły
doktor zapytał mnie, w czym rzecz oraz poprosił o prześwietlenia lub inne
badania. Na moje oświadczenie, ze nie posiadam, bo poprzedni lekarz leczył mnie
wzrokowo (popatrzył i kazał kupić nowe buty), jednak leczenie nie przyniosło
efektów i dlatego tu jestem, pan doktor zrobił okrągłe oczy i wysłał mnie na
RTG. W ogóle wizyta w przychodni przyszpitalnej, to niezła szkoła przetrwania,
ale nieważne. Co się okazało… Mam jednak dużo poważniejszy problem, niż pan „wzrokowiec”
wydedukował. Koleżance pielęgniarce chyba jestem winna przysłowiową flaszkę, że
mnie „wcisnęła” i to do miłego pana doktora, który popatrzył, ale i dotykał! W
poniedziałek zaczynam maraton zabiegów, na razie chodzę z pięknie obklejoną
tejpami nózią, za 3-6 miesięcy kontrola i rozmowa, czy operacja jest potrzebna,
czy na razie jeszcze odkładamy. Bo wykluczona całkiem nie jest.
No i teraz podsumowanie. Czas oczekiwania na specjalistę –
dramat! Albo prywatnie. Dostać się na zabiegi – dramat! Na NFZ można wykonać
jednorazowo 5 zabiegów, więc jeśli lekarz zapisał mi 4 rodzaje na 2 nogi, to
daje to w sumie 8 zabiegów na raz, więc za dużo – z czegoś muszę zrezygnować,
albo dokupić prywatnie… Wkurza mnie, że za coś, co mi się de facto należy,
muszę płacić, albo czekać w nieskończoność. Co miesiąc, od paru lat, płacę
niemałe pieniądze w ramach składek. Chciałabym coś z tego mieć! A mam – guzik z
pętelką, żeby się nie wyrażać. Bez pomocy, „załatwiania”, wkręcania – człowiek może
zejść, kończyny odpaść, rak się poprzerzucać, i nic. Trzeba czekać. Nie lubię!
Moje ostatnie spotkanie ze służbą zdrowia, spowodowane plaśnięciem mordą w kafle łazienkowe, skończyło się pobytem na chirurgii urazowej a tam, zrobiono mi TK głowy, bo nie było innego wyjścia, po 48 godzinach leżenia plackiem odesłano mnie do domu i nakazano leżenie plackiem oraz natychmiastowy kontakt z lekarzem rodzinnym (co się trochę wykluczało). Dopiero lekarz rodzinny zlecił serię badań w celu zdiagnozowania pacnięcia na twarz. Całość zajęła mi tydzień, gdyż 2/3 badań wykonałam prywatnie. Gdybym zdecydowała się czekać (a nie mogłam), jeszcze dzisiaj stałabym w kolejce (akcja zaczęła się pod koniec marca). Za kupę szmalu dowiedziałam się, że jestem zdrowa, jak koń. Bez kasy, żyłabym w strachu do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńNo właśnie... U mnie pan "wzrokowiec" postawił błędną diagnozę... trafił kulą w płot, opierając się na stereotypach. I teraz się mam... No, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Tyle, że u mnie nie ma zagrożenia życia. tylko co najwyżej zagrożenie kuśtykania ;)
Usuńmnie ostatnio pouczono, że to nie jest "służba zdrowia" tylko "opieka zdrowotna", a to wiele wyjaśnia, najbardziej chyba to, że najchętniej "opiekowaliby się" zdrowymi i bogatymi, a chorych i biednych zostawili....
OdpowiedzUsuńPS. wszystkich specjalistów zaliczam prywatnie (jakkolwiek to zabrzmiało) :D
Hmmm, jakkolwiek ;)
UsuńWiesz, to na prawdę wkurzające... Jak można czekać pół roku za zabiegi, kiedy boli Cię dzisiaj? Jak można czekać na wizytę u okulisty 7 miesięcy, skoro problem z widzeniem masz teraz? To na prawdę jest chore :(
Wszyscy myśla tak samo i nic z tego myślenia nie wynika. Jakaś kwadratura koła!
OdpowiedzUsuńOj, nie wkleił mi się komentarz dla Ciebie :( Generalnie w skrócie, to wyraziłam oburzenie oraz zaparłam się i powiedziałam, że nie zapłacę i nie pójdę "prywatnie", bo mi się uważam należy. Najpierw trafiłam na buca, który postawił błędną diagnozę, a teraz miałabym rok czekać na naprawianie? ooo nie! Jakem tygrys - odmawiam!
Usuń