piątek, 1 marca 2013

ot tak

Ostatnio kilka razy słyszałam ten kawałek. Trafił do mnie dobrych kilka lat temu, podczas oglądania "Ostrego dyżuru" - jeśli ktoś zna, kojarzy, pojawił się w scenie śmierci Marka Greena. Jest cudny, delikatny, wzruszający (przynajmniej dla mnie). Nie mam pomysłu i ochoty na głębsze myślenie (na płytsze również).
Chciałam się tylko tym kawałkiem podzielić. I życzyć miłego weekendu :)


Dopisek: ze specjalnymi pozdrowieniami dla Dreamu i Akulara oraz każdego, kto wiosny wygląda:


środa, 27 lutego 2013

prawo Murphy'ego

Anything that can go wrong will go wrong...
To podstawowa zasada mam wrażenie, mająca zastosowanie w moim życiu cholernie często, za często.
Spokojnie, na razie nic się nie wydarzyło, jest okej. Tylko czasem zastanawiam się "do kiedy?". Ileż to razy było tak, że jeśli mieliśmy jakąś arcyważną przesyłkę naszego klienta, która KONIECZNIE MUSIAŁA dotrzeć na miejsce na czas, a nie dochodziła? Bo samolot się spóźnił, bo nie wylądował wcale z powodu mgły (jak wytłumaczyć klientowi, że jego arcyważne dokumenty do Aryki nie doleciały, bo w Katowicach jest mgła jak oko wykol, podczas gdy u nas naparza słońce, jakby się chciało naświecić na zapas?), bo tir z przesyłkami się rozbił, bo kurier zamienił paczki, bo się samochód zapalił, bo cokolwiek dziwnego i nietypowego? ZAWSZE tak było. Im większą się przywiązywało wagę, im więcej było monitów, tym prawdopodobieństwo, że pójdzie źle, dążyło ku 100%. Teraz pracuję w innej branży i jest podobnie. Im coś ważniejsze, tym większe prawdopodobieństwo, że się popitoli.

Do czego dążę? A do tego, że jakiś czas temu został mi podarowany super fajny telefon, smartfonik. Bardzo mi się spodobał, wciągnęłam się w niego strasznie - nawet na Wasze komentarze odpowiadam czasami z komórki, jadąc np. busem do domu :) I ten telefon nie mógł się doczekać etui, gdyż wiecznie mi było nie po drodze. Aż wreszcie, w sobotę dokonałam zakupu, będąc w ciągłym strachu, że w końcu sobie porysuję mój piękny ekranik. Etui zakupione, telefon bezpiecznie schowany... W ciągu kilku miesięcy posiadania nie spadł mi ani razu. Odkąd wsadziłam go w etui - 3 razy wylądował na podłożu. W tym raz na beton. Mam ryskę na ekranie, ślad (kropka, ale jest!!!) na obudowie i pęknięte etui.

Chyba go wyjmę i będę nosić jak dotychczas.... w osobnej kieszonce torebki, przeznaczonej na komórki... Inaczej nie dotrwa do wymiany :(

wtorek, 26 lutego 2013

miałam być, a mnie nie ma

Miałam wrócić, ale mnie pochłonęła codzienność. Zwykłe sprawy i praca. Wciągły niczym bagienko. W pracy roboty full - mamy już ponad połowę planu na marzec wykonane :)
Ale od początku... Już kiedyś kiedyś, dawno temu, żaliłam się na własną firmę, że średnio oceniam poziom zarządzania (na pewno Leslie pamięta, bo wtedy dyskutowaliśmy). I okazało się, że specjalnie się nie myliłam. Nie tylko ja miałam takie zdanie - podzielił je właściciel naszej firmy i...... zwolnił prezesa. A resztę "góry" wprawił w stan szoku i padł na nich blady strach. Nie jest to wesoła sytuacja, kiedy nagle firma zostaje bez prowadzącego. Szybko jednak dziura została załatana i mamy menadżera. Gość jest świetny. Bardzo konkretny i rzeczowy, co lubię. A za jego sprawą na światło dzienne wychodzą rzeczy, które mnie osobiście przyprawiają o stan, który można by określić  "jasny szlag mnie trafia". I już się nie dziwię, że prezesa wykopali.
W każdym razie - pracy nie straciłam, oddziału mi nie zamykają, a sytuacja powolusieńku się klaruje.

Co do codzienności - zalatana jestem strasznie. A to kino, a to fitness, a to szczepienie. Na to ostatnie latam co tydzień do przychodni na drugi koniec miasta i daję się kłuć. Lecę prosto z pracy i wracam ok. 19-tej. A potem mnie boli ręka, ale tylko co drugi tydzień. Bo jak mnie kłują w prawą, to mnie nie boli, jak w lewą - boli, swędzi i puchnie. Proszę nie pytać czemu, bo nie mam bladego pojęcia. Ta sama szczepionka, ta sama pielęgniarka, a jedna ręka bez zmian, a druga - swędzi tak, że mam ochotę wygryźć bąbla. Niestety tydzień temu był na tyle okazały, że wczoraj pan doktorek zdecydował o powtórzeniu dawki, zabronił zwiększać. Może powiem, żeby mnie zawsze w prawą szczepili?

W sobotę muszę opanować małe stado młodocianych księżniczek - młoda zaprosiła koleżanki na urodziny. Nie wiem, jaką im zorganizować zabawę, żeby się nie zanudziły. Możecie śmiało podpowiadać. Tylko proszę, aby:
- zabawa nie wiązała się z farbami, wodą, ani żadną rzeczą, która brudzi je;
- zabawa nie wymagała ode mnie specjalnego wysiłku (raz, dwa, trzy baba jaga patrzy wydaje mi się świetnym rozwiązaniem :) )
- 7-letnie dziewuszki miały ochotę się w to pobawić.
Królestwo za JEDEN pomysł :)
No i tort. Normalnie pierwszy raz w życiu będę piekła tort! Serio, tego jeszcze nie robiłam. Mam przepis, mam składniki i będę się wykazywać. Mam lekką tremę :) Upiekłam już całą miskę pierników (stoją zamknięte i miękną), przygotowałam babeczki z nadzieniem do pieczenia, będzie jeszcze wafel (zwany andrutem) oraz jakieś owocki. Zakupiłam różowy obrus z księżniczkami, tekturowe talerzyki we wróżki, baloniki. Zaproszenia rozdane wczoraj. Pierwsza taka impreza u nas. Do tej pory z sąsiadką (ma syna 2 mies. starszego) robiłyśmy wspólnie poza domem, przychodziły na gotowe i miały z głowy wszystko :) Teraz dziecko poprosiło o przyjęcie w domu z koleżankami (koledzy już nie tacy fajni). I mamusia musi stanąć na wysokości zadania :) Więc się stara :) Trzymajcie kciuki!