Miałam wrócić, ale mnie pochłonęła codzienność. Zwykłe sprawy i praca.
Wciągły niczym bagienko. W pracy roboty full - mamy już ponad połowę planu na marzec wykonane :)
Ale od początku... Już kiedyś kiedyś, dawno temu, żaliłam się na własną firmę, że średnio oceniam poziom zarządzania (na pewno Leslie pamięta, bo wtedy dyskutowaliśmy). I okazało się, że specjalnie się nie myliłam. Nie tylko ja miałam takie zdanie - podzielił je właściciel naszej firmy i...... zwolnił prezesa. A resztę "góry" wprawił w stan szoku i padł na nich blady strach. Nie jest to wesoła sytuacja, kiedy nagle firma zostaje bez prowadzącego. Szybko jednak
dziura została załatana i mamy menadżera. Gość jest świetny. Bardzo konkretny i rzeczowy, co lubię. A za jego sprawą na światło dzienne wychodzą rzeczy, które mnie osobiście przyprawiają o stan, który można by określić "jasny szlag mnie trafia". I już się nie dziwię, że prezesa wykopali.
W każdym razie - pracy nie straciłam, oddziału mi nie zamykają, a sytuacja powolusieńku się klaruje.
Co do codzienności - zalatana jestem strasznie. A to kino, a to fitness, a to szczepienie. Na to ostatnie latam co tydzień do przychodni na drugi koniec miasta i daję się kłuć. Lecę prosto z pracy i wracam ok. 19-tej. A potem mnie boli ręka, ale tylko co drugi tydzień. Bo jak mnie kłują w prawą, to mnie nie boli, jak w lewą - boli, swędzi i puchnie. Proszę nie pytać
czemu, bo nie mam bladego pojęcia. Ta sama szczepionka, ta sama pielęgniarka, a jedna ręka bez zmian, a druga - swędzi tak, że mam ochotę wygryźć bąbla. Niestety tydzień temu był na tyle okazały, że wczoraj pan doktorek zdecydował o powtórzeniu dawki, zabronił zwiększać. Może powiem, żeby mnie zawsze w prawą szczepili?
W sobotę muszę opanować małe stado młodocianych księżniczek - młoda zaprosiła koleżanki na urodziny. Nie wiem, jaką im zorganizować zabawę, żeby się nie zanudziły. Możecie śmiało podpowiadać. Tylko proszę, aby:
- zabawa nie wiązała się z farbami, wodą, ani żadną rzeczą, która brudzi je;
- zabawa nie wymagała ode mnie specjalnego wysiłku (raz, dwa, trzy baba jaga patrzy wydaje mi się świetnym rozwiązaniem :) )
- 7-letnie dziewuszki miały ochotę się w to pobawić.
Królestwo za JEDEN pomysł :)
No i tort. Normalnie pierwszy raz w życiu będę piekła tort! Serio, tego jeszcze nie robiłam. Mam przepis, mam składniki i będę się wykazywać. Mam lekką tremę :) Upiekłam już całą miskę pierników (stoją zamknięte i miękną), przygotowałam babeczki z nadzieniem do pieczenia, będzie jeszcze wafel (zwany andrutem) oraz jakieś owocki. Zakupiłam różowy obrus z księżniczkami, tekturowe talerzyki we wróżki, baloniki. Zaproszenia rozdane wczoraj. Pierwsza taka
impreza u nas. Do tej pory z sąsiadką (ma syna 2 mies. starszego) robiłyśmy wspólnie poza domem, przychodziły na gotowe i miały z głowy wszystko :) Teraz dziecko poprosiło o przyjęcie w domu z koleżankami (koledzy już nie tacy fajni). I mamusia musi stanąć na wysokości zadania :) Więc się stara :) Trzymajcie kciuki!