Osobiście mam doła z powodu nagromadzonych problemów, w które wnikać nie będę. Wystarczy, że są, po co jeszcze roztrząsać? Wystarczy, że nagromadzone stresy obciążyły mi odporność.
Poza tym ogłosiłam strajk z tytułu L4 i nie piszę. I w ten oto sposób nasunął mi się dzisiejszy wpis.
Czy wiecie, jak wspólne chorowanie zbliża do siebie ludzi?
Padliśmy z mężem w zeszły wtorek. Takie totalne kaput na katar (nie, nie mistrzostwa, TEN prawdziwy), kaszel i chrypę. Brzmimy oboje niczym nienaoliwiona szafka, w której złośliwy człowiek bardzo powoli otwiera i zamyka drzwi, sprawdzając reakcję otoczenia. Od tego się zaczęło. Potem katar - wspólne poranki w łazience, smarkanie, chrząkanie, postękiwanie, będące substytutem dosadnego "urwał nać, mam dość". Wspólnie nie śpimy kaszląc, wspólnie dogorywamy, wspólnie chrząkamy nocami, uatrakcyjniając noce również sąsiadom. I te pobudki... o 3 nad ranem, z językiem przyklejonym do podniebienia i to wyskrzypiałe czułe "chcesz soku???? do popicia?" i tu następuje wtedy eksplozja dźwięków, chrząkań, stęknięć, przypieczętowane kiwnięciem głową. Mówię Wam, ta jedność duchowa..... poczucie wspólnoty.... Seks nie jest nam wcale potrzebny :P
Dzisiaj rano obudziłam się z opuchniętymi powiekami, wory pod oczami, czerwony nos i spojówki i mówię "tulaj mnie!", ale mąż mówi, że zombie go nie kręcą, że pozostanie przy oglądaniu "Walking death", zadawać się jednak nie chce :P Zerknęłam w lustro i stwierdziłam, że fakt - pretensji mieć do niego nie mogę żadnych.
Ale jest lepiej, serio... może jeszcze nie słychać, ale jest.... będzie. W końcu to się musi skończyć, prawda?
Macie wspólne wyczucie czasu, u mnie w domu choruje się na zmianę. Sam nie wiem, co jest lepsze...
OdpowiedzUsuńAni jedno, ani drugie nie jest dobre :) Z drugiej strony... chorując razem jakoś raźniej ;) i śmieszniej
UsuńRanyyy... Zdrowia Wam życzę :)
OdpowiedzUsuńU mnie nie lepiej.
Hłe hłe hłe....... ale wkoło jest wesoło!
Usuńja jednak wolałabym inne wspólne zajęcia, niż chorowanie... szczególnie takie z kasłaniem, chrząkaniem i innymi podobnymi "romantycznymi" odgłosami ... :)
OdpowiedzUsuńzdrówka...
oraz tak, pochwaliłaś się ... :))))
Ty już widziałaś, ale inni nie :)
UsuńOraz, jak widzisz, łączenie się w duchu, a nie w ciele, w połączeniu z niedospaniem i proszkami, odbija się niekorzystnie na mojej i tak popapranej psychice.
Chwalipięta! Ale jestem dumna z zalegania, a nie straszenia świata wyglądem, głosem i innymi odgłosami. Twoimi oczywiście. choć raz dziecko posłuchało... ;P
OdpowiedzUsuńOj tam oj tam :P
Usuńchwalę i ja CHWALENIE Twe ...a i ja wraz z Docentem uzależniłam się od choroby
OdpowiedzUsuńGryzmo do Tygrysa
"gupie" uzależnienie ;) Ja tam mam dość i się wypisuję :P
UsuńTo są majtki?
OdpowiedzUsuńTak! Wieeeeeeeeeeeeeeeeeelkie tęczowe gacie na szerokość oparcia kanapy :P
UsuńTo jest chusta :P
Chusta zamiast majtek? Też fajnie.
OdpowiedzUsuńCiekawe rozwiązanie, prawda?
UsuńChusta przepiękna!
OdpowiedzUsuńPrzytłumiła wszystkie odgłosy kataru i kaszlu. :)
Zdrowia Wam życzę!
Dziękuję. Ostatnio w Warszawie sprawdzałam jak się prezentuje na właścicielce :) a choroba, po niemal 3 tygodniach, minęła... w 90%
UsuńŁadna chusta :) Robi wrażenie, tym bardziej, że lubię fiolet.
OdpowiedzUsuń"jedność duchowa" - dodałabym jedność zarazków. Zdrowia!
Zatoki, kaszle, a potem wisienka na torcie w postaci bostonki. CIA i FBI się zaraz mną zainteresuje, jako potencjalną terrorystką z bronią biologiczną na stanie
UsuńSłusznie się chwalisz, jest czym!
OdpowiedzUsuńMusi być lepiej, musi..
http://loonei.blog.pl/
Nie powiem "wiem, wiem", bo wyszłoby na jaw, jaka jestem nieskromna ;)
Usuń