No więc... oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym się nie odniosła do głośnego ostatnimi czasy felietonu o kupach w pampersach w restauracji. A dokładniej do całej dyskusji, która się wokół rozpętała. Cały "problem" tak na prawdę sprowadza się to jednej NIE-PROSTEJ kwestii - ludzie nie potrafią zrozumieć, że ktoś może mieć inne spojrzenie na sprawę niż oni sami! Jako matka też chciałam "być" - w mieście, w sklepach, w kawiarni - nie siedzieć zamknięta w domu z telewizją śniadaniową i gadać tylko z lekko odmóżdżonymi mamuśkami pod piaskownicą. Ale..... mój wewnętrzny racjonalizm, wrodzona i nabyta w toku dorastania kultura osobista i szacunek do otoczenia podpowiadały mi, że z dzieckiem do restauracji to się raczej nie nadają. A dlaczego? Bo restauracja (poza faktem, że nie stać mnie na regularne jadanie w knajpach) to miejsce, w którym obowiązują pewne standardy i wymaga się pewnego poziomu zachowania. Jeśli chcę iść na kawę i zabierać ze sobą dziecko - idę do knajpki przeznaczonej dla dzieci! Tam wiem, że nikomu moje latające dziecko nie będzie przeszkadzało. Jestem - jakimś cudem! - w stanie zrozumieć, ze głośno zachowujące się dzieci mogą przeszkadzać ludziom, którzy wyszli z domu, by spokojnie zjeść posiłek poza domem. Ponadto - uczę moje dzieci, że w miejscach publicznych (w tym -w sklepach, parkach, galeriach, na spacerze) - nie zachowujemy się jak dzicz spuszczona po latach ze smyczy, nie drzemy paszczy, nie biegamy pod nogami innym ludziom, a jak chcemy o coś zapytać mamę, to do niej podchodzimy, a nie drzemy się z odległości dużej :P Może ja jestem szurnięta? Ale patrząc czasami na otoczenie - jestem dumna z moich dzieci. Dwa dni temu chciałam zrobić w biedrze jakieś zakupy. Myślałam, że ustrzelę dzieciaka i jego ojca. Serio... Nie byłam w stanie się skupić, bo jedyne co słyszałam, to synek drący się przez całą alejkę, że nie ma tego szpinaku!!!!!! potem się darł, że chce jogurt, potem że się stuknął, potem, że chce do domu.... AAAAAAAAAAAAA!!!! A tatuś?
Ze stoickim spokojem patrzył w kartkę z listą i czasami rzucał znudzone i spokojne "romuś, nie krzycz..." nie wiem, czy Romuś to w ogóle dosłyszał... Wyszłam ze sklepu z przeogromną ulgą. Nie wiem, może jestem szurnięta? A może właśnie wręcz przeciwnie? Może zarówno moje dzieci, jak i ja, jesteśmy normalni? Bo widzicie, ja się nie wstydzę z nimi wychodzić między ludzi. Owszem, też potrafią szaleć i wariować. ale my, jako rodzice, zwracamy im wtedy uwagę i uczymy, jak się wypada zachować. Zdaję sobie sprawę z ograniczeń, wiem, na co moje dzieci stać, a na co nie i nie idę z nimi w pewne miejsca, gdzie mogą one przeszkadzać otoczeniu! Bo wiem i rozumiem (przykład z biedry), że dzieci mogą być wkurzające dla otoczenia! Taki ich urok i zbójeckie prawo. Moim obowiązkiem zaś jest im to uświadomić i nauczyć kulturalnych zachowań. Oraz szacunku i zrozumienia dla innych.
I dodam na koniec wywodu - nie uważam, żeby autorka tego spornego felietonu miała zamiar szkalować matki z dziećmi - szkalowała i wytykała brak kultury, zachowania i szacunku. Bo co jak co - ale przebierać pampersa przy stole??????? No dajcie spokój!!!!!!!!!! Zwróciłabym takiej babie uwagę!
No co Ty?? Byle pampers by Cię wyprowadził z równowagi??
OdpowiedzUsuńZwykła kupa??
A tak serio, to trzeba być debilem, nie matką, żeby to robić publicznie.
Oraz moje dzieci nigdy mi sceny w sklepie nie zrobiły. Oprócz Młodego, który głośno i wyraźnie zabronił mi kupić alkohol. Ale to mu wybaczam :)))
Nie "wyprowadził z równowagi", a poważnie zniesmaczył. Wyrosłam już z pieluch, ulewania i obrzygiwania, itp. i obecnie jestem ponownie na etapie "jest to niesmaczny widok". I na prawdę rozumiem, że to się komuś może nie podobać. To nie jest trudne.
UsuńJesoooo!!!! Przecież wiem!!! Mam to samo, więc weź na mnie nie krzycz!
Usuń:D
Ja się z Tobą zgadzam i podpisuję pod tym co napisałaś obiema łapkami :).
OdpowiedzUsuńOraz... Zauważyłam, że w naszych czasach każdy ma tylko prawa i przywileje, ale... od obowiązków, czy zwyczajnego pomyślunku wielu stroni, jak od zarazy jakiejś...
Bo myślenie boli i jest wyczerpujące.
UsuńZa chwilę okaże się, że będzie trzeba spisać na tablicy pewne ustalenia, np. nie puszczamy bąków przy stole, nie bekamy głośno, nie zmieniamy przy stole pieluchy. Może po prostu niektóre jednostki muszą mieć wprost spisane, czego nie wypada? Albo jakimś cudem zaczną myśleć.
UsuńNie zaczną myśleć, pozbądź się złudzeń. Myślisz, że Romuś z biedry jak wychowa swoje dziecko? Taki ma wzór w domu i zyczajnie go powieli. Moja szwagierka stosowała zasadę taty Romusia 'mnie rozdarty bachor nie przeszkadza, a jak tobie przeszkadza, to go sobie uspokój'. Dzisiaj mając lat czterdzieściparę jest babcią. Jedna córunia rozmnożyła się w wieku lat 17, teraz ma już piątego boyfrienda i właśnie się (24 lata) rozwodzi. Jej młodsza sistrzyczka w sierpniu urodziła małego murzynka pod Londynem i nie byłoby w tym nic złego, gdyby jego tata w chwili nadzodzin tegoż, nie miał ośmomiesięcznej córeczki. Tak kończą te chowane bezstresowo. Myślenie nie boli, może jednak powinni spróbować. Powodzenia!
UsuńJa się zastanawiam, czy to jeszcze bezstresowe wychowanie, czy po prostu ci rodzice nie dorośli do posiadania dzieci. Dla mnie takie dzieci to się same wychowują.
UsuńTygrysie, nawet jak napiszesz drukowanymi to mogą nie przeczytać. Bo najpierw trzeba umieć czytać ze zrozumieniem.
UsuńJa myślę przede wszystkim, że ludzie nie rozumieją pojęcia "bezstresowe wychowanie". Stąd się wszystko bierze.
UsuńPAMIETAM ROMANTYCZNĄ KOLACJĘ Z OKAZJI ROCZNICY ŚLUBU, W BARDZO ELEGANCKIEJ RESTAURACJI.. ROMANTYCZNIE BYŁO DO CZASU KIEDY OBOK NIE USIADŁO MAŁŻEŃSTWO Z TROJGIEM DZIECI.. SAMI "WYRWALIŚMY SIĘ" Z DOMU, OD SWOICH, TAK OKAZYJNIE...A tu tabuny koni i konkurs okrzyków i bekania...
OdpowiedzUsuńDuże litery wyszły przypadkiem, za daleko zabrnęłam i nie chce mi się poprawiać..... ;)
No bo tak jest,że pretensji do dzieci mieć nie mam, ale raczej strzeliłabym niejednego rodzica, za brak reakcji jakiejkolwiek na huzarskie okrzyki i bieganie.. wiadomo, że idąc do takiego np Maca, pretensji mieć nie mozna,że dzieci szaleją, bo to "ich" miejsce..
Ale jak sama piszesz, ludzie nie umieją postawić się w czyjejś sytuacji, zarówno ci rodzice z dziećmi jak i ci, którzy mają pretensje, że dziecko dzieckiem jest...
http://loonei.blog.pl/
Dokładnie! To właśnie chciałam przekazać :)
UsuńNo zgadzam się, zgadzam.Kupa przy stole, to nie jest raczej to, co chciałbym otrzymać w pakiecie z posiłkiem :-) Nie zgadzam się ze stwierdzeniem komentujących, że każdy okropny bachor wyrasta na element, a dobrze wychowane dziecko na zacnego obywatela. Zbyt wiele widziałem sytuacji absolutnie przeciwnych...
OdpowiedzUsuńTo fakt - nie wszystko można przewidzieć. Jednak, jak się dziecku wpaja odpowiednie wartości, to ryzyko "zelemencienia" znacząco maleje - musisz to przyznać :)
UsuńChcesz normalności? Zapomnij o niej! Ona już nie wróci. Wystarczy jeden osobnik, nie przestrzegający reguł, aby Wersal zamienić w chlew. A osobników, którzy "wyzwolili się z przesądów" wciąż przybywa.
OdpowiedzUsuńEch.... nie strasz, jednak wierzę, że może być normalnie :)
UsuńTrafiłam tu po nitce do kłębka i....powiało normalnością. Normalnością, która przestała, niestety, być zwyczajnością i codziennością. Ostatnio wróciłam na plac zabaw, tym razem z moim wnukiem. Jak rzadko spotyka się mamusie czy babcie delikatnie zwracające dzieciom uwagę, że czegoś nie powinny robić...I jeszcze się do tego dorabia ideologię, że dziecka nie wolno ogranicząć...
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! Tjaaa, nie wolno stresować, drażnić, denerwować... A potem dziecko wchodzi do świata, gdzie nerwów i stresu jest ponad miarę i nie umie sobie z nimi poradzić, a mamusi już nie ma obok. I co wtedy? Nie da się odsunąć stresów od dziecka, nie da się go zamknąć przed światem. Czasami trzeba powiedzieć mu stanowcze "nie" - taka jest rola rodzica, moim zdaniem. Moje dzieci słyszą nie - nie, nie będzie słodyczy, nie, nie pójdziesz teraz na plac zabaw, nie, nie możesz pograć na komputerze - za każdym "nie" stoi jednak racjonalny powód, czyli "bo" :)
UsuńAmen! Dobrze to podsumowałaś... sama bym lepiej tego nie zrobiła... ale jak tak patrzę na te opinie w tv i necie to przychodzi mi tylko do głowy że ludziom w naszym kraju to na mózgi padło, i sami nie wiedzą co mają ze sobą zrobić.... a ta mamusia szkoda, że siebie jeszcze nie podtarła tam na dokładkę - masakra
OdpowiedzUsuńHahahahha, no to na koniec dołożyłaś :)
UsuńNie uważam się za alfę i omegę, sama popełniam mnóstwo błędów wychowawczych. Staram się do wychowania moich dzieciaków włożyć jak najwięcej zdrowego rozsądku. I tego się trzymam!